Forum PFB Strona Główna
RejestracjaSzukajFAQUżytkownicyGrupyGalerieZaloguj
[Fan Fick] Furia - opowieść Nuparu2
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4
 
Odpowiedz do tematu    Forum PFB Strona Główna » Tekst Zobacz poprzedni temat
Zobacz następny temat
[Fan Fick] Furia - opowieść Nuparu2
Autor Wiadomość
Nuparu2
Dawny Administrator


Dołączył: 02 Gru 2005
Posty: 2178
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Post
Cytat:
Np. z HP. Wypisz,wymaluj,wyśpiewaj:
Wycięcie tkanki -> zebranie krwi od Harrego
uzycie tkanki Derra -> uzyci krwi największego wroga
klątwa -> klątwa
zabijanie niewiernych -> zabijanie newiernych
Ale i tak mi się podoba. 9/10 za zrzynanie

O! Bardzo wesoły Własnie się zastanawiałem kto się zorientuje Bardzo wesoły
Pią 18:43, 13 Kwi 2007 Zobacz profil autora
Illidan



Dołączył: 25 Lut 2006
Posty: 1336
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: (utajnione)

Post
Hmm.... Bardzo fajny F/f! Mrugnięcie NAprawde... Napisany jest bardziej językiem... Poważnym(?)! 10/10
Sob 7:12, 14 Kwi 2007 Zobacz profil autora
Nuparu2
Dawny Administrator


Dołączył: 02 Gru 2005
Posty: 2178
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Post
Nooowyy Fuuuriaaa Wesoły Bardzo wesoły Wykrzyknik Czytać i komentować... innowiercy Mrugnięcie
Czw 18:45, 19 Kwi 2007 Zobacz profil autora
Matoro



Dołączył: 03 Wrz 2006
Posty: 672
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Post
Nie przeczytałem całej tej części , ale niektóre urywki .Ta część była bardzo wciągająca doczytam ją kiedy indziej . 10/10 Może zostań pisarzem .
Pią 11:20, 20 Kwi 2007 Zobacz profil autora
Nuparu2
Dawny Administrator


Dołączył: 02 Gru 2005
Posty: 2178
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Post
Dobrze że nie skończyłeś, bo okazało się że całość jest za długa na jeden post. Dlatego całą resztę Furii podaję tutaj. Zróbcie mi tę przyjemność i skomentujcie.

Proszę...

Cytat:
Furia wszedł już na górę, gdy przez szczelinę w ścianie wulkanu zobaczył jak tratwa z Derionem wypływa z zatoki. Westchnął ("Ci Matoranie nigdy się niczego nie nauczą", pomyślał) i machnięciem ręki otworzył portal pod tratwą, sprawiając że znikła. Derion zapewne znajdował się teraz z dala od wyspy, pozbawiony pamięci, bezbronny.
Wszystkiemu przyglądała się Amiko. Była zatrwożona tym co się stało, jednak nie mogła pomóc Derionowi. Miała jednak jedną nadzieję - że Derion pojawi się w pobliżu wyspy, gdzie znajdują się jej przyjaciele, z którymi zawarła układ i razem przybyli na tę wyspę. Plan był prosty - dołączyli do Furii i zwiali w odpowiednim momencie wymawiając się poszukiwaniem protodermis, a jeden przybył by zawiadomić o ich śmierci. Teraz liczyło się tylko szczęście...
Mała drewniana tratwa o powierzchni nieco ponad trzech metrów kwadratowych płynęła teraz po pełnym oceanie. Słońce znajdowało się w trzech czwartych odległości od horyzontu, chmury barwiły się na brązowo, a niebo na pomarańczowo. Fale znosiły tratwę w kierunku horyzontu. Derion powoli się budził, ale wciąż nie pamiętał niczego z okresu ostatnich dwóch dni. Widział tylko obrazy jak z koszmaru, najgorsze fragmenty, lecz nie umiał ich skojarzyć i zorientować się co się stało. Nie miał siły ustać; leżał na tratwie, zastanawiając się gdzie go poniesie woda.
Nagle usłyszał warkot silników. Podniósł głowę i zobaczył lecący na niewysokim pulapie - najwyżej pięćdziesięciu metrów - samolot, w którym rozpoznał wojskowy model Cessna O-1E Bird Dog wyposażony w pływaki i wzmocniony (ale pordzewiały), szerszy kadłub. Z zagiętych do tyłu rur wydechowych ział czarny dym. Kabina nie miała drzwi; przez otwory i zabrudzone okienka Derion zobaczył jeszcze jedną (choć nie pamiętał że kolejną) dziewczynę. Jedyne co ją odróżniało od człowieka to spiczaste uszy i białe włosy. Była ubrana w obcisły, brązowy strój pilota z ciemnozłotymi detalami i zamkiem ciągnącym się przez całą jego długość. Wychyliła się przez otwór w kabinie, zobaczyła tratwę z Derionem i zrobiła koło nad nim, po czym wylądowała. Derion pomyślał że dziewczyna chce go zabrać.
- Dzięki - powiedział, opierając dłoń na kolanie, by się podnieść.
Jednak w tym momencie poczuł zimną lufę karabinu na czole.
- Milcz - warknęła dziewczyna. - Kim jesteś? I co robisz na Rubieżach Zewnętrznych?
- Na czym?
Dziewczyna spojrzała na niego uważnie (w każdym razie tak sądził, bo wciąż miał oczy skierowane w dół) i poczuł, że chowa karabin.
- Twój statek miał wypadek? - spytała.
- Jaki statek? Ja nawet nie wiem co tu robię - powiedział Derion. Starał się przypomnieć sobie coś z tego co się wydarzyło, ale w głowie miał pustkę. Pamiętał jedynie pożegnanie z Nuparu2 w Metru Nui, a potem tylko ciemność i to co zobaczył po przebudzeniu.
- Wskakuj na pokład, zabiorę cię.
- Dokąd lecimy? - spytał Derion, gdy już usiadł na fotelu obok dziewczyny.
- Na Wyspę Tysiąca Szeptów.
Deriona przeszył dreszcz, bo miał wrażenie że ta wyspa poda mu jakieś rozwiązanie. Nie pamiętał oczywiście rozmowy z Amiko, ale jakieś detale kryły się w zakamarkach jego umysłu, dokąd wepchnęła je woda z Wyspy Południowo-Wschodniej.
- Jestem Agnes, a ty? - spytała.
- Derion - odparł.
Agens spojrzała na niego.
- Coś z tobą nie w porządku?
Derion nie odpowiedział. Choć nie wiedział skąd, miał dziwne przeczucie że już drugi raz spotyka w swej przygodzie dziewczynę i że ostatnim razem źle się to dla niego skończyło.
Agnes uruchomiła silnik i samolot z warkotem wzniósł się w powietrze. Derion odruchowo zapiął pasy, gdyż Agnes wydawała się chcieć wycisnąć każdą kroplę mocy z silnika, przy czym uśmiechała się z satysfakcją. Derion nie miał zegarka, ale wiedział że w nadzywczaj krótkim czasie zobaczył na horyzoncie wyspę, teraz już tonącą w przyciemnionym świetle zmroku. Na środku wyspy, równej mniej więcej jednej czwartej Metru Nui, wznosiła się wysoka góra, na której zboczach widniały oświetlone od wewnątrz wejścia do jaskiń, a wąwozy pod nią wręcz tętniły światłem. Agnes obleciała wyspę dookoła i Derion zobaczył lądowisko - długi na półtorej kilometra pas z wyrytymi w skale, świecącymi paskami na brzegach i pośrodku. Wylądowała tak że perfekcyjnie zatrzymała się na samym końcu pasa, po czym już na ziemi zawróciła i wjechała do jednego z hangarów umieszczonego z boku pasa. Tam podszedł do nich jakiś człowiek (albo istota podobna do człowieka, zwłaszcza że też miał spiczaste uszy) i spytał się Agnes:
- Niech zgadnę, znowu leciałaś wbrew zakazom rady?
Agnes się wkurzyła.
- Nie obchodzi mnie co mówi Rada! - warknęła ze złością. - Grupa starych dziadków i paru napalonych młodzieniaszków nie będzie decydować czy mogę uprawiać swoje hobby czy nie!
Kopnęła ze złością dużą beczkę (Deriona zdumiała głębokość wgięcia), a technik wzruszył ramionami i odszedł, po czym grupa innych zabrała się za przegląd samolotu. Agnes wyszła z hangaru z naburmuszoną miną.
- Też nie lubisz jak ci ktoś rozkazuje, co? - spytał Derion, bo on też nie przepadał za poleceniami.
- Nie o to chodzi - mruknęła. - Chodzi o to, że w Radzie jest mój ojciec, więc cała Rada uważa że wie co jest dla mnie dobre. Gdybym tu została, zanudziłabym się na śmierć. Tu nie ma żadnych rozrywek.
Weszli na szczyt jednego z wąwozów i Derion zobaczył w dole miasto. Wznosiły się tam przeróżne strzeliste i wąskie budynki; w większości okien paliły się żółte światła. Na dole wśród ulic wiły się jakieś postacie, tworząc spory tłum. Nad tym wszystkim wznosiła się wysoka góra, przypominająca ostrze włóczni do połowy zagrzebane w ziemi. Derion mial nieprzyjemne skojarzenie z wyspą Xia. Zeszli na dół po kamiennych schodach, i znaleźli sie na tętniącej życiem ulicy. Wśród straganów i sklepów oraz przestrzeniami oddzielającymi szeregi parterowych mieszkań wiły się wózki i pojazdy różnej maści, jedne jeżdżące, inne kroczące, a także latające. Agnes szybko i zwinnie omijała je i nie wahała się użyć łokci by przepchać się przez tlum, Derion starał się być ostrożny. Agnes skręciła w lewo, Derion poszedł za nią. Znaleźli się w małym mieszkanku, którego by się nie spodziewał po córce kogoś, kto w jego opini stanowił rodzaj jednego z władców wyspy.
- To moja kryjówka, tu się chowam przed ojcem, gdy się denerwuje za moje loty - powiedziała spokojnie. - Zwykle po paru godzinach mu przechodzi.
Weszła do pomieszczenia po prawej; Derion chciał iść za nią, ale usłyszał dźwięk zamka i szybko sie wycofał domyślając się że Agnes się przebiera. Po chwili wyszła, ubrana w podkoszulek i dżinsy - zapewne wyspa ta miała stałe połączenie ze światem ludzi. Z szafki stojącej obok wejścia do pokoju wyjęła dwie szklanki i butelkę z jakimś miodowozłotym płynem, usiadła na kanapie, postawiła szklanki na niskim stoliku i nalała do pełna, po czym posunęła jedną z stronę Deriona. Mod usiadł na fotelu obok kanapy i wziął szklankę.
- Skąd się tam wziąłeś? To znaczy, tam gdzie cię znalazłam? - spytała, pociągnąwszy tęgi łyk ze szklanki.
- Już ci mówiłem że nie mam pojęcia. Mam dziurę w pamięci i nie wiem po czym. Nie wiem też gdzie przebywają forumowicze, bo PFB jest zamknięte. Gdyby istniał jakiś sposób... - odstawił szklankę i oparł głowę na rękach.
Agnes spojrzała na niego i również odstawiła szklankę.
- Wiesz, może... może przedstawię twój problem Radzie. Skorzystamy na tym oboje - ja nie dostanę opieprzu od ojca, ty może znajdziesz rozwiązanie.
Derion przez chwilę myślał, a potem powoli podniósł się z fotela. Sprężyny jęknęły żałośnie, gdy oparł ręce o oparcie.
- Dobrze, więc gdzie możemy ich znaleźć?
Wyszli na zewnątrz i skierowali się na główną ulicę i w lewo. Agens znów była niezastąpiona w przepychaniu się przez tłum.
- Możesz mi coś powiedzieć o tej wyspie? - spytał Derion, który stracił cierpliwość i na skrzydłach unosił się nad tłumem.
- Jasne. Przez kilka lat żyli tu wraz z nami ludzie. Dwadzieścia lat temu opuścili miasto, gdyż wskutek urbanizacji doszło do ogólnego zanieczyszczenia środowiska. Nasza rasa jest znacznie odporniejsza, więc tylko my zostaliśmy.
- Więc jak się nazywa wasza rasa?
- Sami nie wiemy, ja uważam że nową rasą ludzi - powiedziała spokojnie Agnes. - Jedyna różnica to wrodzona odporność, no i spiczaste uszy. Nie jesteśmy zbytnio towarzyscy, nie chcieliśmy się pojawiać w otoczeniu zwyczajnych ludzi.
- Dlaczego?
- No wiesz, ludzie zawsze mają do czegoś i kogoś różne zastrzeżenia. No i wyobraź sobie, że nagle znajdują istoty które przeżyją skażenie, które w normalnych warunkach położyłoby kres całej cywilizacji. Pewnie wyszkoliliby nas do pracy w Czarnobylu albo jakimś podobnym miejscu. Nie, wolimy pozostać w cieniu.
- To... gdzie właściwie jesteśmy?
Agnes przez chwilę milczała, a potem uśmiechnęła się szczerząc zęby:
- Witamy w Trójkącie Bermudzkim.
Kiedy wyszli ze strefy sklepów i straganów, Derion zobaczył wysoki budynek, chyba ze stali i betonu, zabarwiony na ciemnoniebieski kolor, teraz oświetlony również pomarańczowymi światłami miasta. Agnes pchnęła drzwi i weszli do dużego holu. Wewnątrz znajdował się rząd kolumn dzielący go na trzy części. Udali się do pomieszczenia na wprost, gdzie znajdowały się windy i schody. Weszli do jednej z nich (Derion musiał mocno złożyć skrzydła) i pojechali na górę. Derion czuł się dziwnie wyobcowany w tym wybitnie ludzkim otoczeniu. Zresztą nie tylko dlatego: w końcu używał broni białej i mocy żywiołów, a więc w otoczeniu techniki czuł się jak kropla oleju w beczce wody.
Kiedy drzwi windy się otworzyły, zobaczył ładnie rzeźbione, drewniane drzwi. Agnes wstrzymała oddech i pchnęła je.
Wewnątrz znajdowała się wysoka sala z panoramicznym oknem i długim, półokrągłym stołem z granitu. Siedziało przy nim tuzin różnych osób - starych i młodych, kobiet i mężczyzn. Mężczyzna najbliżej lewego krańca stołu wstał. Był umięśniony i miał długie, siwe włosy i krótką brodę.
- Agnes! - zawołał z oburzeniem. - Już słyszałem o twojej eskapadzie! Czy nie pamiętasz, ile razy ci...
- Później, tato - przerwała Agnes, a Derion (z nikłym uśmiechem) zauważył że ojciec Agnes zmieszał się na słowo "tato". - Przyszłam do ciebie, bo ktoś ma do was sprawę.
Derion wystąpił naprzód i pokłonił się Radzie. Ojciec Agnes usiadł. Wszyscy wpatrywali się w niego z uwagą.
- Mam na imię Derion - zaczął, - i jestem jednym z Moderatorów Apokalipsy. Przybyłem by prosić was o pomoc - i zaczął relacjonować wszystko co pamiętał, choć niewiele tego było. Rada wysłuchała go z uwagą.
- ...i w końcu wraz z Agnes przybyliśmy tutaj, a ona przekazała mi, że możecie mi pomóc. I dlatego tu jestem - zakończył, ale nie ruszył się z miejsca. Członkowie Rady pochylili się ku sobie i zaczęli rozmawiać.
- To może potrwać chwilkę - szepnęła Agnes.
Faktycznie, dopiero po paru dobrych minutach ojciec Agnes wstał.
- Rozumiemy twoją sytuację, ale obawiam się że nie możemy nic zrobić. Nie wiemy, co sprawiło że straciłeś pamięć, więc bez tego nie znajdziemy lekarstwa.
Derion przyłożył dłoń do czoła w geście beznadziei.
- Chwileczkę... może i będzie jakiś sposób.
Wszyscy się odwrócili. Słowa wyszły od kobiety, siedzącej na czwartym krześle od prawej. Była bardzo stara, jej twarz była poorana zmarszczkami, ale w całej postaci wyczuwało się jakąś szlachetność i mądrość. Ojciec Agnes usiadł i wpatrzył się w nią z uwagą.
- To niebezpieczne i musisz sam zdecydować czy podejmiesz ryzyko. Niedaleko stąd leży wyspa na której od dawna nikt nie był. Dawno temu przejął ją Inny.
- Kto to taki?
- Dawniej był normalnym Toa Powietrza. Ale po wojnie Toa i Mrocznych Łowców imał się różnych zajęć, głównie tropienia przestępców. Podczas jednej z misji doprowadził do katastrofy, w której zginęło wielu ludzi. Ukrył się więc na wyspie, nie chcąc się nikomu pokazać.
- Trudno, będę musiał się z nim zmierzyć jeśli zajdzie taka potrzeba. Co jest na tej wyspie?
- Znajduje się tam źródło wody które neutralizuje wszelkie zatrucia. Pomoże ci więc tylko jeśli została ci podana trucizna albo toksyna. Jeśli ktoś rzucił na ciebie urok albo jeśli twoja amnezja jest wynikiem urazu mechanicznego, może nie zadziałać.
Derion zastanowił się chwilę, po czym rzekł.
- Nieważne. Mam wrażenie że odzyskanie mojej pamięci przyczyni się do czegoś ważnego. Muszę się tam udać.
Rada znów wymieniła swoje zdania, po czym ojciec Agnes wstał i skinął na Deriona. On i Agnes wyszli za nim. W windzie Derion stanął z tyłu, a Agnes i jej ojciec obok siebie.
- Agnes, muszę z tobą porozmawiać - powiedział jej ojciec.
- Tato, nie zaczynaj znowu - jęknęła.
- Nie podobają mi sie te twoje wyprawy. Są zbyt niebezpieczne. Gdybyś zabierała kogoś ze sobą, byłbym spokojniejszy. Dlaczego więc wolisz latać sama?
- To nie ten poziom emocji, gdy lecisz z kimś - powiedziała Agnes. - Gdy jestem sama czuję potęgę oceanu pode mną i nieba nad moją głową. Wiem że jestem sama i to daje właśnie emocje. Gdyby ktoś leciał ze mną, to nie byłoby to samo.
Derion nie słuchał wymiany zdań. Zastanawiał sie co będzie jeśli woda z wyspy nie zadziała. Czy będzie musiał wrócić do Metru Nui i szukać forumowiczów po całym świecie? Mogłoby być już za późno. W końcu nie wiedział czy ktoś nie odebrał mu wspomnień specjalnie.
Wyszli na ulicę i siedli do jakiegoś wehikułu, który skojarzył się Derionowi ze zminiaturyzowanym transporterem Vahki na kołach. Ruszyli i w ciągu dziesięciu minut niezręcznej ciszy dotarli do lotniska z którego przybył Derion. Tam ojciec Agnes ("Facet chyba w życiu sie nie przedstawi", pomyślał Derion) zaprowadził go do podziemnego hangaru. Wszędzie kręcili sie robotnicy w wielkich egzoszkieletach: były wyposażone w trójpalczaste dłonie i co chwila przeniosiły towary na paletach z miejsca na miejsce. Wkrótce zatrzymali się przed samolotem, którym przybył z Agnes na wyspę. Technicy kończyli pracę.
- Sama go wyciągnęłam ze złomu i unowocześniłam - powiedziała Agnes. - Bardzo mocny, wytrzyma uderzenie w wodę z szybkością sześciuset kilometrów na godzinę. Poszycie wzmocnione protostalą, więc nawet Inny go nie przeniknie. Uzbrojony w dwa karabiny 7,26 i jeden 9 mm. Dotrzesz w nim na wyspę w ciągu kilkunastu minut.
Derion spojrzał po maszynie.
- No dobra. Lecę zanim się rozmyślę.
Gdy postawił nogę na wysuwanych stopniach, zapytał:
- A wlaściwie, czemu nie mogę leciec sam? Mam przecież skrzydła.
- Dlatego że poziom promieniowania dwieście metrów od brzegu wyspy jest na tyle wysoki że spali ci te skrzydełka nim się obejrzysz. I nie tylko je.
Derion skinął głową i wpełzłszy do kokpitu automatycznie niemal zapiął uprzęże ochronne (zdziwił się że na niego pasują mimo jego skrzydeł) i rozejrzał się po kokpicie. Najwyraźniej z budowano go z myślą o szybkim uruchomieniu, gdyż poziom przyrządów był niewiele wyższy od standardowego samochodu. Obok prędkościo- i wysokościomierza znajdował się model samolotu z zaznaczonymi karabinami. W tej chwili wszystko było pogaszone. Derion chwycił drążek znajdujący się na tablicy rozdzielczej i przekręcił kluczyk. Maszyna wydała z siebie charakterystyczny odgłos uruchamianego silnika i po chwili Derion poczuł silne wibracje. Technicy uruchomili podnośnik który zaczął się pionowo wznosić w górę. Kolejne poziomy wielkiego hangaru otwierały się nad nim, wypuszczając samolot niczym motyla ze słoika. Mod wyjechał na zewnątrz i skierował na pas startowy. Derion nie musiał nawet ruszać przyrządów, samolot sam obrał kierunek i zaczął lecieć ku Wyspie Innego, jak zwykł ją potem nazywać.

Cytat:
Derion komunikował się z Agnes poprzez radio.
- Dobra, oto instrukcje - powiedziała; jej głos zniekształcił się przechodząc przez membranę głośnika. - Samolot wyląduje na brzegu wyspy. Po przejściu dwóch kilometrów znajdziesz kamienną formację, a przy niej wodę płynącą spomiędzy nich. Nabierz wody i wracaj do samolotu. Jeśli nie natkniesz się na Innego, nie będziesz musiał robić nic ponad to.
- Zrozumiałem - powiedział Derion, odruchowo zaciskając ręce na drążku sterowniczym, choć samolot zdawał się sam kierować ku wyspie. - Coś jeszcze?
- No, trzeba uważać na krzewy Mojżesza.
- Na co?
- Te krzewy wydzielają metan, który zapala się parę cali od gałęzi. Z dala wygląda to tak jakby krzak się palił, ale nie spalał. I dlatego krzew Mojżesza.
Derion skinął głową, obserwując widok przez szybę kokpitu. Wkrótce ujrzał wyspę, tuż przed sobą. Była dosyć duża, na brzegach widać było zieloną trawę stepową, a ocean podmywał jasny piasek na plaży. Samolot wylądował na trawie i Derion wyszedł na zewnątrz. Uderzyła go woń soli morskiej i trawy, zmieszana tu przez dwa przeciwne prądy morskie, przetaczające się nad wyspą z dwóch różnych stron. Zaczął iść w kierunku wyspy, czując dziwne podskórne uczucie że ta wyspa nie jest tak bezpieczna jak wydaje się na pierwszy rzut oka...
Atmosfera była nie lepsza niż na Wyspie Południowo-Wschodniej (której oczywiście teraz nie pamietał): wiatr hulał ponad pustkowiem, wprawiając trawę w ruch, co sprawiło że Derion poczuł się jak na pelnym morzu. W oddali widział las (niektore starsze drzewa zostały połamane), a po pewnym czasie trafił na teren poorany przez wzgórza. Nie były zbyt wysokie, ale w niektórych Derion zauważył jamy w których łatwo się ukryć. Niedlugo potem ujrzał różne formacje skalne. Stanął na chwilę, by usłyszeć gdzie jest źródełko. Nie zawiódł się: dosłyszał szum wody i natychmiast się tam skierował. Wśród kupy głazów i kamieni dostrzegł spływającą z góry wodę, tworzącą na dole małe jeziorko. Podszedł tam i do przygotowanej manierki nalał pełno wody. W pewnym momencie jednak upadła mu na dół jedna z fiolek z proszkiem do zasklepiania ran. Szybko ją wyciągnął i z powrotem zakorkował, choć woda wypłukała już cały proszek. Potem wstał i zaczął iść w kierunku samolotu. Wciąż czuł nieprzyjemne przekonanie, że jednak nie jest tutaj sam...
I wówczas usłyszał jak ktoś mówi do niego:
- Stój.
Głos był ochrypły i cichy, jakby kogoś kto nie mówił od dziesięcioleci. Derion odwrócił się powoli i zobaczył Innego. Był to Toa Metru, chudy i wysoki, z pancerzem w różnych odcieniach zieleni i szmaragdową Kanohi podobną do Kualsi. Derion zauważył, że jego tkanki pod pancerzem świecą na zielono. W jego ręce tkwiła nietypowa broń: nóż nasączony zieloną cieczą, przywiązany do długiej, brzozowej gałęzi z pomocą wojskowego pasa holowniczego. Całą postać spowijały kłęby przejrzystego, zielonego dymu, wyglądający na ciężki, trujący i - jak się obawiał Derion, pamiętając co opowiedziała mu Agnes w drodze na lotnisko o Innym - radioaktywny. Toa wpatrywał się w Deriona spode łba, przykucnąwszy na jednym z większych kamieni.
- Czego szukasz na mojej wyspie? - spytał tym samym drapiącym głosem. - Pewnie przybyłeś z Metru Nui. Jeśli chcesz mnie zabrać z powrotem, to nie myśl że ci się to uda. Wprawdzie zabiłem wielu ludzi, ale nie zamierzam dać się osądzić przez tych, którzy nie wiedzą co się naprawdę stało.
Nagle wyskoczył w górę z taką prędkością, że Derion myślał że się teleportował. Odruchowo jednak mod spojrzał w górę i zobaczył że Inny spada wprost na niego mierząc weń swoją włócznią. Odskoczył do tyłu, a nóż wbił się w ziemię. Inny szarpnął nim, ale go nie wyciągnął.
- Nie mam złych zamiarów! - powiedział szybko Derion. - Potrzebowałem tylko wody ze źródła.
Inny go jednak nie słuchał: wyszarpnął w końcu włócznię i zamachnął się. Derion znów odskoczył, ale Inny nacierał z taką prędkością, że w końcu mod musiał wyciągnąć miecz i odpierać ciosy. Szybko okazało się, że drewno włóczni jest wyjątkowo mocne i nie pali go płomień ostrza. Inny wciąż atakował, ale Derion dzielnie się bronił. W końcu zablokował cios włócznią nad jego głową.
- Naprawdę nie chcę cię stąd zabrać ani cię skrzywdzić - spróbował jeszcze raz przemówić Innemu do rozsądku.
Toa jednak w tym momencie cofnął włócznię i machnął na odlew. Derion poczuł ból w prawym boku i zobaczył, że nóż przeciął jego pancerz, a z rany wycieka zielona ciecz z noża. Nagle poczuł w ustach gorzki smak. Od razu rozpoznał piołun. Splunął raz i drugi, ale wciąż utrzymywał się ten dziwny smak. Jednocześnie poczuł coś dziwnego. Ogarnęła go senność i zmęczenie, miał ochotę zaszyć się w ciemnym, ciepłym kącie, tracił ochotę do życia... zakręciło mu się w głowie i upadł na ziemię, widząc jak Inny podchodzi do niego, ale najwyraźniej nie zamierzał go zabić, lecz obserwował - jak teraz zrozumiał - działanie trucizny. Szybko zorientował się że ma jedną szansę przeżycia - wypić wodę ze źródła. Wiedział, że może nie uda mu się jej nabrać drugi raz, ale musiał spróbować. Sięgnłą po manierkę. Gdy Inny to zobaczył, próbowal uderzyć włócznią w manierkę, ale trafił w sznurek łączący ją z pasem Deriona. Mod szybko wypił wodę i natychmiast poczuł, że już mu lepiej. Teraz musiał szybko pokonać Innego i zdobyć więcej wody. Inny dostrzegł jego spojrzenie w stronę źródła i powiedział:
- Nie, nie uda ci się mnie okraść drugi raz - i wymierzył ręką w źródło, uwalniając potężny promień zielonego światła, który uderzył w źródło. Wydawało się że nic się nie stało, ale Derion, pełen złych przeczuć, włączył naręczny licznik Geigera, otrzymany w mieście, który od razu zaczął trzaskać. Mogło to oznaczać tylko jedno - Inny skaził źródełko. W dodatku wszystko wokół niego robiło się radioaktywne. Pancerz powinien dać mu jakąś ochronę, ale nie wytrzyma tak wysokiej dawki promieniowania. Musiał utrzymać dystans za wszelką cenę, by jak najszybciej uciec z wyspy. Kiedy Inny znów na niego natarł, odskoczył i rozłożył skrzydła, by odlecieć. Kiedy Inny zauważył że go nie ma, mod gwizdnął głośno. W tym momencie na innego spadła ognista burza z miecza ogniowego, przed którą ledwo uskoczył, ale pas holowniczy wiążący włócznię spalił się. Derion wykorzystał zamieszanie i odfrunął w siną dal, pozostawiając krzyczącego ze złości Innego. Wkrótce dotarł do samolotu. Chciał się połączyć z Agnes, ale w tym momencie coś eksplodowało w piasku metr za nim. Spojrzał w stronę wyspy i ujrzał Innego, który najwyraźniej nie zamierzał go wypuścić żywego. Jego ręce zdawały się płonąć zielonym płomieniem, tak że Derion widział jego czarne kości pod pancerzem. Zamachnął się i kolejna kula zielonego ognia omal nie strącił głowy Deriona; mod uchylił się w ostatniej chwili. Zrozumiał, że może tylko zabić Innego, jeśli cche uciec. Licznik Geigera trzaskał coraz głośniej, im bliżej był Inny albo kula radioaktywności. Derion schował się za kadłub statku. Z sakwy wyciągnął małą kulkę wyglądającą jak zmięta kartka papieru i wbił ją na leżącą obok gałąź. Teraz wystarczało się modlić aby trawa wokół Innego była sucha.
Kiedy Toa zamachnął się do kolejnego ciosu, Derion podpalił kulkę i cisnął stworzoną tym sposobem pochodnią w Innego. Dokładnie tak jak oczekiwał trawa wokół Toa momentalnie się zapaliła. Inny wrzasnął i wyskoczył, próbując ugasić płomienie, ale tylko podpalał całą trawę wokół siebie. Derion, nie tracąc czasu wskoczył do kokpitu i uruchomił samolot. Pod nim już większość wybrzeża stała w ogniu, a Inny podjął jedyną słuszną decyzję - rzucił się do wody. Mimo ugaszenia płomieni, kiedy się wynurzył, woda wokół niego wciąż wrzała. Spojrzał ze wściekłością na samolot i jeszcze cisnął jedną kulę, ale nie doleciała i wpadła do wody. Derion już leciał ku wyspie, z poczuciem beznadziejności i pełen czarnych myśli. Jak długo potrwa znalezienie kolejnego antidotum na jego amnezję? Czy wskutek pożaru nie wywoła opadu radioaktywnego, który może dotrzeć do wyspy Agnes? Ile osób, które mogły skorzystać ze źródła skazał na śmierć? Do wyspy doleciał w dwadzieścia minut. Wylądował prosto na pasie startowym, nie odstawiając wehikułu z powrotem do hangaru. Agnes i jej ojciec już ku niemu biegli.
- Derion! - krzyknęła Agnes, będąc jeszcze z dala od samolotu. - Masz to?
- Nie - odparł z boleścią Derion. Agnes stanęła jak wryta. - Zaatakował mnie Inny. Musiałem zużyć wodę żeby uleczyć się z jego trucizny, a on skaził resztę.
Agnes słuchała wszystkiego z przestraszoną twarzą. Gdy Derion skończył, spytała:
- Więc... co teraz?
- Sam nie wiem - odparł mod, idąc w stronę hangaru. - Ale mam wrażenie że muszę jak najszybciej coś wymyślić, inaczej świat będzie w wielkim niebezpieczeństwie.
Od niechcenia rzucił swoją torbę na drewniany stół z narzędziami stojący naprzeciw wejścia. I wówczas usłyszał brzęk szkła. Odwrócił się i... zobaczył małą fiolkę z wodą. Rzucił się z powrotem do stołu przecierając oczy ze zdumienia. To była ta mała fiolka, która wpadła mu do źródełka! Bezwiednie wrzucona z powrotem do torby okazała się teraz jedyną nadzieją! Deron podniósł ją do światła.
- Kiedyś przyjaciel mi powiedział, żebym zważał na wszystko co robię, bo nigdy nie wiadomo, czy któraś z drobnych czynności nie uratuje mi życia. Chyba miał rację - powiedział, odkorkował fiolkę i wypił. Woda zrobiła się gorzka od resztek proszku, ale natychmiast zaczęła działać. Derion poczul, jakby fala przypływu zdzierała z jego umysłu zasłonę zapomnienia zakrywającą wspomnienia ostatnich dni. Przypomniał sobie wszystko: Amiko, Furię, Matoran, Wyspę Poludniowo-Wschodnię, odzyskanie ciała Furii, podanie środka powodującego amnezję, zepchnięcie na tratwie do wody. Teraz już wiedział, co ma zrobić.
- Mówiłaś, Agnes, że to jest Wyspa Tysiąca Szeptów? - spytał.
- Tak.
- Moja przyjaciółka mówiła mi, że będą tutaj jej przyjaciele, którzy przekażą mi coś bardzo ważnego. Czy ktoś taki tutaj był? Istoty biomechaniczne?
Agnes zastanowiła się chwilę.
- Tak - powiedziała w końcu. - Przybyli całkiem niedawno. Zostali aresztowani za przemyt broni. Mieli ze sobą mnóstwo pistoletów i jakiś miecz. Według naszego prawa powinni najpierw zawiadomić przez radio co wiozą.
- Nie dziw się że tego nie zrobili. Ich misja była tajna. Gdyby wam powiedzieli o co przybywają, mogliby narazić was wszystkich. Możesz mnie do nich zaprowadzić?
Agnes zgodziła się i razem wrócili do miasta wraz z ojcem Agnes w jego pojeździe. Minęli wieżowiec Rady i pojechali dalej, gdzie zabudowa stawała się coraz rzadsza, aż Derion zobaczył duży, betonowy płot wokół sześciennego budynku z wieżami. Derion dosyć w życiu widział, żeby zrozumieć iż jest to więzienie. Przed bramą pojazd się zatrzymał. Strażnik zerknął przez szybę, zasalutował ojcowi Agnes i pojechali dalej przez otwartą bramę. Pośrodku dziedzińca pojazd znów stanął, wszyscy wysiedli. Derion poszedł za Agnes w towarzystwie dwóch uzbrojonych strażnikow, mijając standardowe cele z kratami. "Klimacik jak z "Prison Break"", pomyślał Derion. W końcu przystanęli przed drzwiami, znajdującymi się na samym końcu długiego korytarza. W przeciwieństwie do pozostałych, były zrobione ze stali i miały klawiaturę z ekranikiem do podawania kodu. Jeden ze strażników przesunął kartą wzdłuż czytnika, wpisał kod i drzwi się otworzyły.
Wewnątrz paliło się światło. Siedziało tam dwóch Matoran, takich jak ci z Wyspy Kryształowej. Jeden był żółto-czarny w Kanohi Komau, drugi czarny w Great Ruru. Ten drugi siedział na pryczy i obserwował świecącą na jasnoniebieski kolor kulę, drugi wstał, kiedy drzwi sie otworzyły.
- Wypuszczacie nas? - spytał.
Derion wszedł do środka.
- Przysłała was Amiko?
Obaj wymienili szybkie spojrzenia.
- Tak. Jak masz na imię?
- Derion. Amiko powiedziała że udzelicie mi informacji i dacie broń.
- Mieliśmy dać ci broń - sprostował jeden. - Ale straż zabrała nam wszystko.
- Musi być w arsenale - wtrąciła Agnes. - Zabieramy tam całą broń odebraną więźniom.
Skinęła na strażników i wszyscy wyszli na zewnątrz. Po długich krętych schodach zeszli na najniższy poziom (jak uznał Derion, do podziemia) o bardzo skomplikowanych zabezpieczeniach: co pięćdziesiat metrów stawali przed drzwiami grubymi na dwanaście cali, a każdy z korytarzy między drzwiami byl wręcz usiany dziurami, z których co chwilę wystrzeliwywały zaostrzone pręty, natychmiast się chowając: strażnicy wyłączali je pilotami. W końcu ostatnie drzwi schowały się w posadzce i Derion zobaczył ogromny arsenał. Różnoraka broń opatrzona plakietkami tkwiła na stelażach i półkach ciągnących się aż pod sufit. Strażnicy gestem ręki zaprosili Matoran do środka. Popatrzywszy chwilę po półkach, zdjęli wreszcie kilka pistoletów, ktore wrzucili do sakiewek i długi miecz. Derion od razu go rozpoznał.
- To miecz Furii - powiedzieli, podając mu broń. Wyglądał dokładnie tak jak ten, który we wspomnieniach Amiko przebijał jej ciało. - Ciąży na nim potężny czar. Jeśli Furia odzyska ciało, będzie odporny na uderzenia wszelkiej broni. Tylko ten miecz będzie w stanie go zranić.
Derion skinął głową, wziął miecz i schował go. Następnie cała czwórka wraz ze strażnikami wyszła na górę. Weszli do pojazdu ojca Agnes (Matoranie usiedli wraz z Derionem na tylnym sziedzeniu) i pojechali z powrotem do miasta.
- Teraz, Agnes, będę mial do ciebie tylko jedną prośbę.
- Wal.
- Potrzebny mi środek transportu. Ale musi być cichy i dyskretny, nie jak wasz samolot. I musi przebyć wiele tysięcy kilometrów w jak najkrótszym czasie.
- My mamy taki środek transprotu - powiedział niespodziewanie jeden z Matoran. - Czeka na nas w górach, sam go zobaczysz.
Derion spojrzał na niego, ale nie miał zastrzeżeń. Ojciec Agnes też to poczuł i skierował pojazd w stronę gór.
- Gdzie to jest?
- Wysoko, prawie na samym szczycie najwyższej góry. Musiał tam siedzieć od naszego przyjazdu.
W koncu pojazd zatrzymał się, gdyż dalsza droga była zbyt wyboista dla jego kół.
- Nie szkodzi, jesteśmy prawie na miejscu - powiedział żółty Matoran. Wysiadł i skierował się do jaskini znajdującej się nieco dalej. Reszta poszła za nim. Gdy dotarli, Derion zatrzymał się raptownie, a Agnes krzyknęła.
- Czy to jest smok?! - spytał z niedowierzaniem Derion, patrząc na istotę w grocie.
Istotnie, stwór wyglądał jak Rahi-smok. Miał długie, cienkie ciało koloru srebrno-niebieskiego, podłużną głowę ze skierowanymi do tyłu rogami w kształcie Air Katanu, krótkie, mocne łapy i dlugi ogon. Mógł mieć ze dwanaście metrów długości, z czego siedem albo i osiem zajmował ogon. Miał też wielkie, błoniaste skrzydła, teraz złożone na plecach. W jego oczach kryła się łagodność i spokój.
- Słyszałeś o Rahi zwanym Proto Drake? To jego "prototyp", stworzony przez Bractwo Makuty podczas kreowania Rahi. Jest łagodny, chociaż ma bardzo silne zęby - wskazał na jego szczękę, wypełnioną ostrymi, białymi kłami. - Nie ugryzie cię, jesli nie damy mu wyraźnego rozkazu. Doskonale pływa, tak samo jak lata, a w dodatku pod wodą tworzy się wokół niego bańka powietrza oblegająca jego i jeźdźca. W kilka godzin dotrzesz do Wyspy Południowo-Wschodniej. Tylko pamiętaj, nie protestuj, jeśli będzie płynął okrężną drogą. Posiada niesamowity sonar biologiczny i z kilku kilometrów wykryje zagrożenie. Wiesz, rekiny, skały i tak dalej...
Derion wsiadł na smoka. Zwierzę mruknęło przyjaźnie, wprawiając najbliższe skały w drżenie.
- Jeszcze jedno - powiedziała nagle Agnes. - Mam coś dla ciebie - pogrzebała chwilę w torbie. Po chwili wyciągnęła coś co wyglądało dokładnie jak zegarek-licznik który otrzymał wcześniej. - To teleporter. Przyda się w razie kłopotów. Naciśniesz go i spadasz stamtąd.
- Dziękuję - powiedział Derion, zapinając urządzenie na nadgrastku. Potem wychylił się ku Matoranom.
- Dzięki wam bardzo - powiedział, ściskając ich dłonie. - Jesli kiedyś będziecie potrzebować pomocy, wiecie gdzie mnie znaleźć.
- Oczywiście. Leć teraz, nie wiadomo co zrobi Furia.
Derion ściągnął lejce, założone Rahi niczym koniowi i smok wyszedł z jaskini, po czym rozłożył wspaniałe skrzydla, zamachał nimi i wzbił się w powietrze. Derion odwrócił się. Wyspa Agnes stawała sie coraz mniejsza i mniejsza, aż w końcu zniknęła. Wówczas smok ostro zanurkował i wleciał do wody. Tak jak mówił Matoran, wokół niego i Deriona powstała banka powietrza oblegająca smoka i moda. Derion zdumiał się fantastyczną prędkością zwierzęcia, które używało potęznych skrzydeł jako płetw. Wyciągnął miecz. Furia jeszcze pożałuje, że próbował zabrać mi wspomnienia, pomyślał Derion, czując wręcz jak Wyspa Południowo-Wschodnia zbliża się do niego...

Cytat:
W komnacie Furii pozostał tylko on sam. Na wytworzonym ze skały stole wyłożył ciekłokrystaliczny wyświetlacz od jednego z Matoran i przeglądał informacje w nim zawarte aby dowiedzieć się więcej o tym świecie. Jedną z jego niezwykłych cech nabytych po przemianie było to, że wystarczało aby jakaś informacja mignęła mu przed oczami, a on już ją zapamiętywał. Było to niezwykle pożyteczne przy przyswajaniu wiedzy.
Wszyscy Matoranie którzy nie wyruszyli by odnaleźć opuszczone składy broni (Furia zamierzał użyć tej broni podczas podbojów) siedzieli na dole, w jaskini znajdującej się parę metrów za wejściem od strony zatoki. Nie pozostało ich zbyt wielu, zresztą nie mieli głowy do polnowania zatoki. Komu by przyszło do głowy tu zaglądać? Derion z całą pewnością nie żyje, więc co się mają trudzić. Przywódca, w Kanohi Nuparu Mahri, siedział cicho na skale i czyścił ładny, srebrny nóż z wygrawerowanym napisem, który jednak zdążył nieco wyblaknąć i pokryć się rysami wskutek wielu walk, toteż był już nieczytelny. Kiedy tylko dostanie chwilę wolnego uda się do Metru Nui i u najlepszego kowala każe go odnowić. Nie mógł się przecież pokazać z poniszczoną bronią na polu walki...
Furia zdążył już przejrzeć większość haseł, gdy nagle wyczuł coś dziwnego. Wskutek mocy Mroku potrafił wykrywać negatywne uczucia - teraz wyczuł, że wszystko co żywe w oceanie w promieniu kilometra szuka kryjówki, a do Wyspy zbliża się coś pełne żądzy zemsty. Wyjrzał przez otwory w ścianie i zobaczył błękitny kształt posuwający się szybko pod wodą. Nagle przebił się przez nią i Furia ujrzał Deriona na smoku, prującym w stronę wyspy. Dwóch Matoran stojących na skałach nie zareagowało dosyć szybko - smok złapał ich w pazury i cisnął na skały i do oceanu. Jaszczur obniżył lot i Derion z uniesionym mieczem zeskoczył wprost na mokre skały, lecz nie powstał od razu, tylko wpatrzał się w ciemną jaskinię wypatrując zagrożenia. I zaraz też wyskoczył Matoran z mieczem uniesionym do ataku. Derion tylko na to czekał. Obrócił się wokół własnej osi i przykucnął jeszcze bardziej, tak że ominął cios Matorana i sam zadał mu potężne cięcie w plecy. Matoran krzyknął i runął do wody. Derion wstał i z uniesionym mieczem wpadł do jaskini. Wewnątrz stało pięciu Matoran - a raczej czterech stało, a przywódca siedział. Dwóch Matoran - żółty i czarny - spojrzeli po sobie, po czym znikąd w ich dłoniach pojawiły się długie dwóstronne włócznie elektryczne i obaj rzucili się na Deriona. Mod wyciągnął drugi miecz i odpierał ataki wrogów, ustawiając miecze pod różnymi kątami. Kiedy jeden z nich zaatakował go grotem, Derion podskoczył i włócznia trafiła w drugiego Matorana, który upadł na ziemię, trzymając się za przebite ramię. Drugi cofnął włócznię, i znów zamachnął się na Deriona. Mod odskoczył, złapał leżącą na ziemi włócznię i w półobrocie wbił ją Matoranowi prosto w serce. Obrócił się w stronę przywódcy. Nagle pod jego stopami coś eksplodowało. Ga-Matoranka stojąca przed chwilą obok przywódcy wystrzeliła ku niemu z miotacza Zamor. Przywódca, który zlazł z kamienia i szykował się do walki zachichotał i zaczął podrygiwać i podśpiewywać:
- "She bangs, She Bangs,
Oh, babe, when
She Booms, She Booms,
I'm goin' crazy,
'cause she looks like flower,
but she stings like a bee..."
W tym momencie jednak musiał odskoczyć, by nie zostać przeciętym na pół przez Deriona, który przy okazji ściął łeb drugiego Matorana. Pozostał tylko przywódca i Ga-Matoranka, której mocną stroną najwyraźniej nie była lojalność, bo w mig dała nogę do wody. Przywódca spojrzał na Deriona, przeciągając od niechcenia palcem po nożu.
- No i? Zanim umrzesz, bardzo chętnie posłucham jak ci się udało pokonać wodę ze Źródła Zapomnienia, bijącego dwieście metrów pod nami?
- Tajemnica zawodowa.
- Szkoda - powiedział Matoran i nagle machnął ręką w stronę Deriona. Jego czarna krew wpadła modowi do oka i Derion odruchowo cofnął się i zamknął oczy. Matoran to wykorzystał i rzucił się ku niemu, łapiąc go wpół i powalając na podłoże.
- "Nie trać za dużo sił, pomyślał Derion. Czeka cię jeszcze Furia".
- No i po co się męczyć? Nawet jeśli ja cię nie zabiję, zrobi to Furia - powiedział spokojnie Matoran, unosząc nóż do ciosu. - Czemu po prostu nie schowałeś się gdzieś, nie zwinąłeś w kłębek by dożyć reszty swoich dni?
- To że ty nie masz godności nie oznacza że każdy jest takim inwalidą - rzucił Derion i strącił z siebie Matorana. Zanim doszedł do siebie, Derion przygwozdził go mieczem do ściany. Matoran zaczął charczeć, krew z jego rany wrzała w kontakcie z mieczem. Kiedy przestał się ruszać, Derion wyszarpnął miecz. Matoran opadł na dół. Nie znając wówczas nazwy Maski którą nosił, zdjął ją i schował do sakwy. Spojrzał w głąb jaskini: dół z protodermis był już pusty, ale kamienne schody wciąż prowadziły w górę. Derion wytarł miecz w kawałek materiału z sakwy. Teraz kolej na Furię.

Cytat:
Derion wchodził powoli po schodach, trzymając uniesiony w górze miecz. Jeśli Furia zostawił jakieś pułapki to wolał nie ryzykować. W końcu jednak wszedł na ostatni stopień i dech mu zaparło. Schody prowadziły niemal na sam szczyt, wijąc się teraz przy ścianach, bez żadnego oparcia chroniącego przed upadkiem w przepaść. Derion postanowił nie ryzykować i rozlożył skrzydła. Bezszelestnie pofrunął na górę i opadł metr przed ostatnim stopniem. Znów uniósł miecz i zaczął powoli wchodzić na górę. Rozglądał się bacznie na wszystkie strony, wyczekując ataku...
Ale kiedy wszedł na górę, sala była pusta. Kamienny tron stał pusty, ze stołu zniknął wyświetlacz. Derion rozejrzał się, kiedy nagle zauważył coś na tronie, konkretnie na oparciu ręki. Taca z dwoma kieliszkami i butelką. Dyskretne oświadczenie, że gospodarz spodziewa się gościa.
- Shit! - zaklął Derion.
- Zaiste, shit - poparł go głos i nagle z cienia wyszedł Furia. W ręku już miał włócznię, jej łańcuch groźnie brzęczał z każdym krokiem właściciela. Furia spokojnie patrzał na Deriona, który cofał się ostrożnie, z uniesionym mieczem. W pewnym momencie mod musiał się jednak zatrzymać, gdyż za nim był już krater prowadzący do wnętrza Ziemi. W dole groźnie świeciła wrząca lawa.
- Nieźle sobie poradziłeś z moją strażą... ale to bez znaczenia. Wkrótce twoje ciało legnie na dnie morskim jako pożywka dla krabów Hahnah i rekinów Takea. Ale przedtem się zabawimy.
Uniósł włócznię i uderzył z potworną siłą, tak że Derion mógł tylko uskoczyć. Ostrze włóczni utknęło w skraju krateru, ale Furia wyciągnął je jednym szarpnięciem. Derion odwrócił się, ale w tym momencie Furia uderzył go pięścią w twarz. Mod zatoczył się i potrząsnał głową, co o mało nie skończyło się kolejnym ciosem. Uskoczył jednak i zamachnął się mieczem - ale ku jego zdumieniu Furia odparł atak gołą dłonią. Odtrącił miecz Deriona na bok i ponownie złapał go za gardło, lecz tym razem mod się przygotował i kopnął Furię w nogę. Wprawdzie marna to była ochrona, ale wystarczyła aby go zdekoncentrować, przez co Derion wyrwał się z morderczego uścisku i odskoczył w bok. Furia zdążył go jednak złapać za nogę i trzasnąć nim o ścianę, aż drobne kamienie poleciały. Derion osunął się na ziemię, a Furia wyczarowal kulę mrocznej energii i cisnął nią w niego. Derion zdołał jednak wyciągnąć kolejny miecz i zasłonić się; uderzenie fali mroku sprawiło że miecz zmienił się w masę płynnej protostali. Furia schował włócznię na plecy i teraz wyczarowywał kolejne kule, tak jak Inny tworzył radioaktywne płomienie. Derion mógł tylko odskakiwać, wszędzie gdzie trafiły kule powstawały fioletowo-czarne, dymiące kryształy. W końcu Derion przypuścił natarcie: jedna z jego kul ognia trafiła Furię w skrzydło, powodując oparzenie. Furia wrzasnął i odwrócił się. Z jego klatki piersiowej wystrzeliła ręka mroku. Derion nie miał dokąd uciec, ręka go złapała i przyciągnęła do Furii, który sprzedał mu prawy sierpowy prosto w twarz. Deriona odrzuciło pod otwory na ocean. Furia zbliżał się powoli, zdejmując włócznię z pleców. Jej ostrze zaczęło dymić energią mroku.
- Jak dla mnie wystarczy tej zabawy - wydyszał, bardziej z gniewu niż wysiłku, unosząc ostrze w górę.
Derion podźwignął się boleśnie, opierając się o kamienne "okna", zastanawiając się jak uciec. Nagle przypomniał mu się ważny szczegół z rozmowy z Matoranami na Wyspie Tysiąca Szeptów.
- "Tylko ten miecz będzie w stanie go zranić..."
Dokładnie w momencie kiedy Furia chciał wystrzelić energię z włóczni, Derion wyciągnął miecz Furii otrzymany od Matoran i uniósł go w instynktownym geście obrony. I wówczas w komnacie pojawiła się jeszcze jedna istota... jaśniała tak bardzo, ze nie sposób było dostrzec szczegółów jej budowy, ale Derion od razu zrozumiał.
- Amiko... - wyszeptał.
Furia szarpnął się do tyłu i wypuścił włócznię, zasłaniając oczy przed tym niezwykłym zjawiskiem. Derion miał wrażenie że sama obecność ducha Amiko sprawia Furii cierpienie. Niewiele myśląc podniósł się, ominął Amiko i zaatakował go. Furia był po części oślepiony blaskiem ducha - był teraz jak grający pod słońce. Derion machnął mieczem na odlew i na pancerzu lewej ręce Furii pojawiła się podłużna rana, cieknąca krwią. Derion zamachnął się drugi raz i tym razem to Furia odskoczył. Bronił się co prawda podniesioną włócznią, ale widać było że siły go opuszczają. Derion starał się żeby Furia skierował się w stronę swojego przeznaczenia - do krateru. W tym celu użył skrzydeł i wylądował naprzeciw otworu, atakując Furię. Amiko pojawiała się tuż za Derionem, oślepiając Furię. Nagle jednak Furia wytrącił kopniakiem miecz Derionowi i Amiko zniknęła jak światło z przepalonej żarówki. Derion opadł na posadzkę i starał się go dosięgnąć, ale Furia wsunął pod niego stopę, przerzucił nad sobą i poprawił kopniakiem tak, że miecz odbił się od skały nad kraterem i wpadł do czeluści. Derion klęczał teraz na posadzce, z ostrzem włóczni tuż przed nosem. Furia dyszał ciężko, krwawiąc z licznych ran. Krople jego krwi spadające na posadzkę tworzyły malutkie kryształki.
- Powinienem wiedzieć że takiego śmiecia jak ty trzeba było sprzątnąć od razu jak tylko go zobaczyłem - wyrzucił z siebie przez zaciśnięte z bólu zęby. - Teraz dokończę to co powinienem zrobić wiele lat temu.
Uniósl ostrze włóczni dokładnie tak samo jak wówczas gdy przymierzał się do ciosu na Deletrusa. Nagle Derion zobaczył, że stoją zaledwie półtorej metra od krateru. Nie zastanawiając się nad tym co sie moze stać skoczył naprzód i staranował Furię. Obaj wpadli do krateru...
Ale obaj jeszcze nie spadli na dół. Furia zdołał wbić ostrze włóczni w krawędź krateru, zaś Derion się jej złapał. Pod nimi skałki wpadały na dół - wprost do piekła.
- Spadniemy razem - wydyszał Furia. Puścił ścianę krateru i skoczył ku Derionowi, ale mod kopnął go w twarz. Furia zaczął spadać, ale złapał się nogi Deriona. Jego pazury wbiły się boleśnie w pancerz, ale Derion nie puścił. Problem w tym, że nie miał już mieczy, żeby zaatakować Furię, a jego uchwyt słabł coraz bardziej...
I wówczas zobaczył miecz Furii, który po odbiciu się od ściany wbił się w krater. Derion, starając się za wszelką cenę nie patrzeć w dół przesunął się po krawędzi, wciąż z Furią trzymającym się jego nogi. Furia próbował wbić mu włócznię w plecy, ale w tym momencie Derion niechcący wytrącił ją kopniakiem. Brakowało jeszcze metra... nie mógł użyć skrzydeł, bo z Furią za dużo ważyli... przesuwał się milimetr po milimetrze, a Furia najwyraźniej nie zauważał co się święci...
Derion postanowił zaryzykować. Puścił krawędź i lewą ręką starał się dosięgnąć ostrza. Furia w tym momencie próbował odpiąć swoją umieszczoną na nodze Kanohi Hau, a kiedy mu się to udało, na jego nodze zabłyszczał nóż w futerale przypięty do nogi. Pochylił się, żeby go wyjąć, ale lewą ręką trudniej było mu operować, bo była gęsto pocięta...
W tym momencie Derion dosięgnął miecza koniuszkami palców. Przesunął się jeszcze parę centymetrów i spróbował jeszcze raz. W tym samym momencie Furia odpiął nóż, ale jego Kanohi Hau spadła na dół.
I wówczas Derion dosięgnął miecza. Poruszał nim w lewo i w prawo, aż w końcu ostrze wyszło ze skały. Furia zamierzał się właśnie do ciosu, gdy nagle dostrzegł miecz w ręku Deriona. Mod obrócił się przodem do Furii.
- Adios - powiedział i ciął mieczem w rękę Furii, odrąbując ją kompletnie i pozostawiając na swej nodze jedynie dłoń z pazurami. Furia z wrzaskiem poleciał w dół, odbijając się od krawędzi, aż w końcu jego krzyk umilkł. Lawa zrobiła swoje.
Derion, nie do końca wierząc że to już koniec, wszedł na górę, a właściwie wskrobał się po odłupującej się skale. Kiedy dotarł na górę, czekała już na niego znajoma postać.
- Amiko! - wydyszał, podnosząc się z posadzki. Duch unosił się przed nim, a mina Amiko wyrażała niesamowitą radość.
- Więc... to już koniec? - spytał Derion, podchodząc powoli do niej. - Czy... możesz już odejść... tam, gdzie powinnaś być?
- Tak, moja powinność została wypełniona - powiedziała z radością Amiko. - Moja i twoja. Pora, aby opuścić to miejsce.
W tym momencie komnatą targnął wstrząs. Potem drugi, a trzeci najwyraźniej nie chciał ustąpić. Ze sklepienia posypały się glazy, niektóre upadając bardzo blisko Deriona i Amiko. Amiko wówczas sięgnęła za szyję i zdjęła z niej coś, co wyglądało jak naszyjnik. Potem zawiesiła go na szyi Deriona. Mod chciał jeszcze złapać ją za ręce, ale jego własne dłonie przeniknęły przez nie. Amiko znów stanęła w takiej samej pozie co wówczas gdy zobaczył ją pierwszy raz. Poczuł delikatny, ciepły wiatr i Amiko stawała się coraz mniej wyraźna, bledsza i bardziej przezroczysta, aż w końcu całkiem zniknęła. Derion przez chwilę stał oszołomiony, dopóki huk skał nie przypomniał mu o zagrożeniu. Wyjrzał przez otwory w skale, teraz powoli rozsypujące się. Wyglądało na to, że Wyspa Południowo-Wschodnia osuwała się do morza. Chciał wyskoczyć przez okna, ale w tym momencie wielki glaz zatarasował mu drogę. Spojrzał w górę; kraterem też nie mógl wylecieć, gdyż spadały z niego skały. Nagle jedna z nich omal nie spadła mu na głowę: rozciął ją mieczem, który podniósł z posadzki i w tym momencie błysk światła odbił się od czegoś na jego nadgarstku. Teleporter od Agnes. Nie wiedział do końca jak sie to obsługuje, ale postanowił zrobić tak jak mówiła. Nacisnął tarczę teleportera i w tym momencie kawałek skały wielkości bochenka chleba uderzył go w tył głowy. Derion osunął się nieprzytomny na ziemię. Na liczniku teleportera pojawiły się miarowo obniżające się cyfry: 00.00.10... 00.00.09... 00.00.08...
Na zewnątrz dopełniało się dzieło zniszczenia. Skały na nabrzeżu i w wodzie kruszyły się i opadały do wody. Lodowiec pękał, wielkie bryły lodu staczały się na pustynię, która pękała w szwach. Z krateru buchnął dym, wewnątrz lawa wciąż się unosiła. W końcu potężna eksplozja rozsadziła krater, ze szczelin na pustyni zamigotało światło ognia. Na zewnątrz buchnęła lawa, a powstałymi kanałami popłynęła woda, dzieląc wyspę na kilkanaście małych części. W końcu i one zatonęły, a po chwili po Wyspie Południowo-Wschodniej, na której wszystko się zaczęło i skończyło nie było już śladu...
Co się stało z Derionem?
On sam do końca tego nie wiedział, gdy ocknął się na swoim łóżku na forum. Był już dzień, na zewnątrz była piękna pogoda, dokladne przeciwieństwo klimatu Wyspy. Przez chwilę starał się nie ruszać, bo po tych wszystkich przygodach takie zwyczajne leżenie na łóżku wydawało mu się luksusem. Kiedy jednak pochyliła się nad nim twarz w złotej Pakari przez chwilę chcial się zerwać z łóżka. Furia?!
Nie, to był Nuparu2. Pochylał się nad Derionem i najwyraźniej spoglądał czy nic mu nie jest.
- Halo? Obudziłeś się? - spytał.
Derion powoli wstał, podpierając się rękoma. Nuparu2 stał obok łóżka ze skrzyżowanymi rękoma.
- Wróciłem na forum, bo nie odbierałeś moich sygnałów. Chyba mi nie powiesz, że przespałeś prawie trzy dni?
- Trzy dni...? - Derion pokręcił głową by pozbyć się resztek otępienia. - Już tak długo tu jestem?
Nuparu2 usiadł na krześle obok łóżka.
- No więc? Co się stało?
- Sam nie wiem - odparł Derion. - To wydaje się teraz... takie nierealne. A nuż zwyczajnie mi się przyśniło?
Nuparu2 wzruszył ramionami, wstał i wyszedł. Derion usiadł na krawędzi łóżka. Pytanie Nuparu2 sprawiło że sam zwątpił w swoją przygodę. Czy to wszystko naprawdę się zdarzyło?
Ale wówczas jego wzrok padł na dwie rzeczy. Po pierwsze, o jego szafkę opierał się miecz Furii. Po drugie, na niej leżał naszyjnik Amiko. Wstał powoli i podszedł do szafki. Naszyjnik był bardzo ładny - zrobione z diamentu małe serduszko i złoty łańcuszek. Derion pokiwał chwilę głową i odłożył go z powrotem.
Wyszedł na balkon. Słońce poraziło go przyjemnym ciepłem, wiatr niósł woń soli morskiej i wody. Oparł się o balustradę.
Po raz kolejny jego głowę wypełniły pytania. Miał ich tak wiele i nie znał odpowiedzi. Co się stało z Deletrusem i drugim Derionem po opuszczeniu wspomnienia? Gdzie jest teraz Amiko i co czuje?
I co najważniejsze... czy Furia naprawdę nie żyje? Czyżby dziesiątki lat spędzonych w formie ducha nie wystarczały na stworzenie planu tak doskonałego, że nie miał prawa porażki? Czy zwycięstwo nie przyszło za szybko? Czy Furia na pewno zginął?
Derion w późniejszych okresach czasu często zadawał sobie te pytania i wciąż nie potrafił sobie odpowiedzieć. Ale kiedy przypominał sobie uradowaną twarz i głos Amiko, mógł znać odpowiedź na przynajmniej jedno z nich. Bez wątpienia, gdziekolwiek jest Amiko, na pewno jest teraz szczęśliwa...

Pią 19:00, 20 Kwi 2007 Zobacz profil autora
Razall



Dołączył: 29 Sty 2007
Posty: 768
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z domu o.O

Post
O_o o_O xD Bardzo wesoły To jest cooooooola xd coooolowe dam o troche więcej niż matoro 10000000000000... xd po prostu MrugnięcieMrugnięcie admin ma talent hehe
Sob 19:01, 21 Kwi 2007 Zobacz profil autora
Matoro



Dołączył: 03 Wrz 2006
Posty: 672
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Post
Opowieść wspaniała .10/10 Jak można by inaczej . To jest po prostu świetne i ciekawe .
Pon 16:29, 23 Kwi 2007 Zobacz profil autora
Gaku
Dawny Administrator


Dołączył: 23 Sty 2007
Posty: 4135
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków

Post
o mój słodki Mata Nui za duże, aż mi się po prostu nie chce tego czytać, wybacz. Po prostu nie mam takiego specjalnego komputera żeby mi się oczy nie męczyły, noszę głównie(!) przez ten za********** komputer okulary, mam wadę wzroku -3,5 po prostu szkoda oczu!
Pon 17:15, 23 Kwi 2007 Zobacz profil autora
Nuparu2
Dawny Administrator


Dołączył: 02 Gru 2005
Posty: 2178
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Post
No ludzie, weźcie zapodajcie jakieś komentarze, pliz...

A! W osobie Innego zawarłem nawiązanie do mojego ulubionego superzłoczyńcy nie-Bionicle. Kto zgadnie kto to, ten... może się pochwalić Mrugnięcie
Pią 20:13, 27 Kwi 2007 Zobacz profil autora
Nuparu2
Dawny Administrator


Dołączył: 02 Gru 2005
Posty: 2178
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Post
Taki zrobiłem arcik z Furią:
[link widoczny dla zalogowanych]
Tekst: Kiedy widzę ich wszystkich, kiedy oni są szczęśliwi, a ja nie, kiedy oni się śmieją, a ja nie, budzi się we mnie Furia, i nienawidzę ich wszystkich. Nie jestem zły z wyboru... Jestem zły, bo jestem sam - to z fanficu "Furia. Początek", który planuję na wakacje po ukończeniu WoF II.

Komentarz na dole:
Ale wierzę, że mimo iż potrafi on zabić nawet najlepszego przyjaciela, gdzieś pod tą zbroją z protostali i mroku jest Matoran, którym Furia wciąż jest w głębi serca, smutny i osamotniony Nuparu.
Śro 21:05, 16 Maj 2007 Zobacz profil autora
Matoro



Dołączył: 03 Wrz 2006
Posty: 672
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Post
Arcik bardzo ciekawy . Furia ustawiony w fajnej pozie .Wygląda to bardzo ładnie .9,5/10
Czw 11:46, 17 Maj 2007 Zobacz profil autora
Nuparu2
Dawny Administrator


Dołączył: 02 Gru 2005
Posty: 2178
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Post
Jeśli kogoś obchodzi, jak idzie praca nad "Furia. Początek" to informuję, że na razie napisałem 3 pierwsze rozdziały. Przy parametrach: czcionka 11, rozmiar kartki A5 "Furia. Początek" zajmuje 35 stron.
Śro 12:16, 01 Sie 2007 Zobacz profil autora
Grievous
Dawny Moderator


Dołączył: 02 Gru 2005
Posty: 2194
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5

Post
Kurde ... co wszystkich wzięło na te prequele xD Batman Początek , Teksańska Masakra Piłą Mechaniczną Początek , Furia Początek ^^
Śro 12:49, 01 Sie 2007 Zobacz profil autora
Nuparu2
Dawny Administrator


Dołączył: 02 Gru 2005
Posty: 2178
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Post
Bo JEŚLI będzie Furia II, to najpierw dam Furia. Początek, w ten sposób będzie można nieco więcej załapać.
Śro 13:12, 01 Sie 2007 Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:    
Odpowiedz do tematu    Forum PFB Strona Główna » Tekst Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4
Strona 4 z 4

 
Skocz do: 
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Design by Freestyle XL / Music Lyrics.
Regulamin