Forum PFB Strona Główna
RejestracjaSzukajFAQUżytkownicyGrupyGalerieZaloguj
Wilczy Mróz (+18)

 
Odpowiedz do tematu    Forum PFB Strona Główna » Tekst Zobacz poprzedni temat
Zobacz następny temat
Wilczy Mróz (+18)
Autor Wiadomość
-Nuju Hordika-



Dołączył: 06 Lis 2007
Posty: 23
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Krapkowice

Post Wilczy Mróz (+18)
A gdyby tak na dłuższą chwilę wcielić się w nadlatującego właśnie zza wzgórz i lasów przypadkowego Sokoła. Dzięki dobrym oczom jakie posiada mógłbym bez trudu dostrzec jak przez środek przełęczy graniczącej z Zieloną Doliną, idzie regularnym krokiem tajemniczy nieznajomy,. Nie był stąd, to było pewne.
Sama Dolina do której zmierzał, choć nazwana Zieloną, do zielonych już dawno się nie kwalifikowała. Powodem była panująca tu obecnie zima, która trwa już od dziewięćdziesięciu ośmiu lat. Klimat tego miejsca potrafił ostudzić najbardziej rozpalone serca.
Krążąc wysoko na niebie, zaciekawione ptaszysko obserwowało jak przybysz z każdym krokiem zbliża się co raz bardziej do wejścia, którym była pokryta runami i lodem kamienna brama, zakończona łagodnym łukiem. Lód pokrywający wejście do doliny również posiadał swoiste runy, które jarzyły się błękitnymi płomieniami, z jednej i z drugiej strony granicy.
Mówi się, że nikt nigdy nie słyszał o tym miejscu, ani tym bardziej słyszeć nie powinien. O przychodzeniu tu nawet nie wspominając, ale On?
Nie zatrzymując się, mierzył spojrzeniem bramę, przez, którą zaraz przejdzie. Za sprawą gestu, jego twarz zasłoniła czarno-zielona arafatka.. Jeszcze ostatnie westchnienie ciepłym powietrzem, nim jego płuca ogarnie chłód, a jego oczy niebieskie rozbłysną jak dwa księżyce pośród zimowej przestrzeni.
Poruszał się po tym miejscu szlakami i ścieżkami, o których dawno już zapomniano. Z każdym oddechem przez materiał na jego twarzy wydobywała się ostatnia, ciepła para wodna. Już tu kiedyś był. Teraz po coś wrócił. Wszedł na niewielkie zamarznięte jezioro, które nie ostrzegało. Było całkowicie zamarznięte, więc nie było możliwości zapadnięcia się pod lód. Szedł powoli, bo nie chciał się poślizgnąć. Nasłuchiwał każdego dźwięku rozglądając się przy tym uważnie wokół. Lepiej nie dać się zaskoczyć o tej porze dnia w takim miejscu. Po chwili znalazł się pod drugiej stronie.
Już po chwili znalazł się w jednej z skrytych jaskiń na obrzeżach Ciemnego Lasu będącego skutym już długie lata krwisto-zimnym lodem twardym jak stal. Sokół zasiadł na jednej z oblodzonych gałęzi aby odpocząć. Jednak nie spuszczał z oczu swojego obiektu obserwacji.
Zaś pozornie nieświadomy przybysz, już odkąd tu przyszedł chciał odwrócić się przez lewę ramię, będąc przekonanym, że coś tam będzie. Sokół z piórami o mętnej barwie najgłębszych miejsc na ziemi.

Wolał jednak utrzymywać stworzenie w przekonaniu, że nie zdaje sobie sprawy z jego obecności i schował się w pobliskiej jaskini.
Cokolwiek znalazło się na terenie tego miejsca przestawało być już dłużej normalne.
Tyczyło się to także ludzi. Ci nieliczni, którzy wrócili powracali będąc kompletnymi wariatami klasyfikującymi się do szpitala psychiatrycznego, na natychmiastowe leczenie.
Nie wszystkim jak widac służą zimowe klimaty.
Noc otuliła dolinę aksamitnym szalem, który miał być zaraz przerwany srebrzystym blaskiem Srebrnego Oka. Księżyc, zajmował już należne mu miejsce, górował wysoko nad doliną, idealnie na środku. Jego umiejscowienie nie było przypadkowe. Tutaj nie ma przypadków.
Chcąc rozpalić ognisko, zdjął na chwilę z twarzy chroniący go przed zimnem materiał i rozłożył go w kształcie kwadratu na ziemi.. Zamknął oczy i wyszeptał pod nosem kilka słów w obcym języku, po czym zabrał arafatkę i ponownie osłonił nią swoją twarz. Kawałek przed nim rozbłysła niewielka kula energii, a gdy energicznie w nią chuchnął, pojawił się na jej miejscu błękitny płomień, który po chwili stał się na tyle duży, aby móc odegrać rolę ogniska. Wędrowiec oparł się o ścianę i dumał patrząc w delikatne światło ogniska. Nie strzelało, nie można było usłyszeć też jak się pali. Było za to słychać jak płonie cichym szeptem wspomnień, które ogarniały właśnie jego głowę.
- Cisza... - Mruknął z zadowoleniem.
Siedział w bezruchu, a nieobecne oczy wertowały strony niewidocznej księgi, w której zapisuje co widział, a co zobaczyć jeszcze musi oraz powinien.

Nagle poczuł na sobie, mnóstwo chłodnych, niewygodnych oraz nieprzyjemnych spojrzeń kryształowych oczu Spojrzał w lewo, gdzie było wyjście z jaskini. Na pierwszy rzut oka wyglądało to niczym lampki choinkowe porozwieszane w losowych miejscach. Tam zaś, po drugiej stronie jeziora, z ciemności potrafiących wręcz wessać człowieka, czaiły się stworzenia zwane Złodziejami Wiatru. Czym są? Jak wyglądają? To rzekomo przez nich wiatr w dolinie zaginął. Jednak Wędrowiec wiedział, że te stworzenia go nie ukradły, one zostały z niego zrodzone. Ich głosy brzmią jak szum wiatru, kiedyś jeszcze owiewającego liście drzew. Kiedy są w pobliżu, zdradza ich wiatr jaki ze sobą niosą.. Nigdy nie chodzą w pojedynkę ani nie wychodzą z cienia, a rozgniewane rozpętują huragan północnych krain, następnie zamrażając oziębioną ofiarę prawie natychmiast zaledwie setką spojrzeń.
Znając swój wrodzony talent do irytowania już samą swoją egzystencją, postanowił nie kusić losu. Przyłożył zamkniętą pięść do ust, wziął głęboki wdech i wydmuchał w nią całe powietrze. Znikąd lazurowe ogony wędrowały wprost do jego zaciśniętej dłoni, gdzie wytworzyła się łezka energii. Pstryknął niezidentyfikowaną niebieską kulką, w stronę wyjścia, gdzie z dotarciem do celu rozprysła się nagle na wszystkie strony świata.
Wtem, przed jaskinią pojawiła się w efektownym mirażu ta sama Kamienna Brama, jak ta którą widział zanim przekroczył próg doliny. Zapisana starymi runami, oświetlanych przez błękitne płomyki informujące o aktywnym zaklęciu ochronnym.
Pośród zamarzniętych krzewów i małych drzewek, które od prawie stu lat czekają na to, by urosnąć, ciekawskie oczka zaczęły kolejno rozpływać się w aksamitnej głębi niezbadanej nicości. Działo się tak bynajmniej z powodu obaw przed runami. Właściciel czaru, który jest przez niego chroniony znika na oczach niepożądanych stworzeń i zjawisk mogących utrudnić nieco życie.

Teraz gdy mógł znowu spokojnie zamknąć oczy i odetchnąć, ponownie otworzył swoją księgę i zatracił się w niezliczonych zastępach sytuacji jakie miały lub mogły mieć miejsce w jego dość dziwnym żywocie. Wertował strony po to, aby znaleźć tę jedną pokrytą szronem, na której zostały wyryte wydarzenia z przed laty.
To było wspomnienie, które zostało wyryte wbrew jego woli i przykryte jakby czymś w rodzaju matowego szkła, które utrudniało jego dokładne odczytanie. Spoglądając w pustą przestrzeń jarzącymi się na oczami zaczął rozmyślać nad powodem, dla którego tutaj przybył. Po zregenerowaniu sił i uwzględnieniu większości możliwych przypadków mogących mieć miejsce, a których na głos wolał nie wypowiadać - nawet będąc sam ze sobą - postanowił w końcu ruszyć dalej. Nie lubił siedzieć w jednym miejscu zbyt długo. A ołów ciążący na powiekach mógł przyciągnąć głodnego Sennego Żniwiarza.

Przedstawiany on był jako charakter pośród gęstej, szarej mgły, stworzony z czarnej esencji nocy, kryjącej się pod szkarłatną szatą z granatowymi ornamentami. Wystaje z niej jedynie czarna struktura głowy i pary dłoni zrodzonych z bardzo aksamitnego cienia, dwojgu oczu błyszczących jaskrawo jak dwie gwiazdy polarne i błękitnym, trzecim oku mogącym wysłać i zajrzeć w każdy sen, zmienić jego bieg wydarzeń lub nawet go stworzyć od nowa, kończąc na jego całkowitym zniszczeniu Do pleców, wszyty miał ogromny łapacz snów wykonany z ciemnego drzewa z niewyśnionych dotąd krain. Okrąg opleciony był zielonym pnączem rośliny Insomnis, gdzie wplecione zostały krucze pióra w kolorze czarno białym. Dwie również oplecione gałęzie ze wspomnianego drzewa przecinały konstrukcje w samym środku tworząc stelaż, dla siatki wykonanej na przemian z pnączy Insomnis i sieci Kobaltowych Pajęczaków z arktycznych lodowców, na obrzeży podświadomości . U dołu przymocowane miał sześć nie orlich, a pawich piór, które otwierały się jak wachlarz, z częstotliwością wprost proporcjonalną, do bicia serca śniącego. Bez tego pióra ani drgną.
W dłoniach zaś trzyma oburącz jasnobrązowe Didgeridoo. Wyrzeźbione, zapomniane już znaki mowy potępionych Bezsennych Pielgrzymów krążących po świecie w poszukiwaniu ukojenia, będąc tym samym strażnikami nocnych sennych marzeń, myśli i sekretów. To co Żniwiarz wygrywa na tym instrumencie, melodia aborygeńskich plemion Australii, to mantra zwana jak na ironię Szeptami Bezsennych, utrzymująca wszystkich w pobliżu w głębokim śnie. Krucze pióra w ten czas jarzą się, wraz z pajęczyną. Wyczuwając sporą ilość bijących ser śpiących, pawie pióra otwierały się na styl wachlarza, a łapacz snów zza jego pleców okrywa się fioletową energią ulatującą ku górze. Sny wabione przez Szept wprost do sieci, przekształcone, spływały po pawich piórach, wracając do swych właścicieli w nowej odsłonie. Lecz nikt nigdy nie powiedział, ze ta nowa odsłona będzie lepsza od poprzedniej.

Bezsenni Pielgrzymi, żniwiarze marzeń
Płaczą wciąż snami pawie wachlarze
Łzy pragnień beztroskich?
Krzyk po nocnym koszmarze?
Co przyniosą ich Szepty? To się jeszcze okaże...



Ostatnio zmieniony przez -Nuju Hordika- dnia Czw 14:18, 02 Kwi 2015, w całości zmieniany 4 razy
Wto 23:39, 31 Mar 2015 Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:    
Odpowiedz do tematu    Forum PFB Strona Główna » Tekst Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do: 
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Design by Freestyle XL / Music Lyrics.
Regulamin