Forum PFB Strona Główna
RejestracjaSzukajFAQUżytkownicyGrupyGalerieZaloguj
Łuska
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Odpowiedz do tematu    Forum PFB Strona Główna » Tekst Zobacz poprzedni temat
Zobacz następny temat
Łuska
Autor Wiadomość
Akamai



Dołączył: 22 Paź 2008
Posty: 1527
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: mam wiedzieć?

Post Łuska
Witam, witam.
Oto stary, nowy tekst, który zacząłem pisać dobre trzy lata temu, a jeszcze nie jest skończony Rozbawiony Jakoś tak wychodziło z braku czasu, że zawsze pisałem go na lekcjach... Ale teraz jest dużo czasu na poprawki i dokończenie.
Aha, wypadałoby napisać, że to nie jest FF Bionicle, tylko opowiadanie w klimatach fantasy, w wymyślonym przeze mnie świecie.
Na początku niewiele wiadomo, kto z kim, jak, po co, dlaczego, ale to się raczej szybko wyjaśni.
Mam nadzieję, że znajdzie się choć jeden czytelnik i że się spodoba.
No to jedziemy!

Rozdział I

Człowiek w czarnym płaszczu szedł przez miasto, wędrując pomiędzy uliczkami. Minął dwóch ludzi uzbrojonych w długie noże i orka, który niemal zgniótł wątłego wojownika.
Po chwili przeszedł obok karczmy, słyszał rozszalałe glosy z niej dochodzące. Obok budynku czekał już wojownik ubrany w długi brązowy płaszcz, uzbrojony w długi miecz obosieczny.
- Co tak długo? – spytał mężczyzna.
- Straż – odpowiedział krótko człowiek w czarnym płaszczu. Obejrzał się za siebie i upewnił, że nikt na nich nie patrzy – załatwiłem sprawę. Tamci już nam nie wejdą w drogę.
- Znakomicie. Możesz oddac mi artefakt.
Pierwszy człowiek wyjął z sakwy ze skóry veretha niewielki, płaski czarny przedmiot. Podał go ostrożnie drugiemu.
- Teraz możesz kontynuowac swoją podróż. I zmierzać ku swemu przeznaczeniu – powiedział drugi człowiek. Gdy wypowiadał ostatnie słowa, zmrużył oczy i patrzył gdzieś w dal.
Pierwszy wojownik przypomniał sobie przygody, które już przeżył. Wspomniał to, co go spotkało, i to co dopiero go prawdopodobnie czeka. Trwał tak w bezruchu ze spuszczoną głową. W końcu wyrwał się z osłupienia i wziął głęboki oddech. Podniósł głowę i zapytał:
- A co jest moim przeznaczeniem?
Rozmówca odwrócił się twarzą do wojownika.
- Ty jeden to wiesz, Vird.




*



Vird pożegnał się ze znajomym i szedł już w stronę kraczmy, gdzie miał spotkać się z kolejną osobą.
Przeszedł między dwoma wielkimi, kamiennymi budynkami, będącymi posiadłościami bogatych urzędników miasta. Po minucie ujrzał wielki szyld: „Pod Zadem Smoka”.
Vird zbliżył się do wielkiej drewnianej konstrukcji. Już z odległości 10 metrów słyszał rozszalałe głosy z niej dochodzące. W końcu dłonią dotknął starych drzwi. Lekkim popchnięciem je uchylił. W tym momencie czarne, zachmurzone niebo rozerwała z niszczycielską siłą błyskawica. Grzmot rozszedł się po całym mieście. Wszyscy w karczmie odruchowo się skurczyli. Wojownik wszedł do środka. Gdy zamykał za sobą drzwi, już wleciało do niego kilka kropel świeżego deszczu. W środku było parno i ciasno. Praktycznie wszystkie miejsca były zajęte przez najróżniejsze istoty. Przy jednym stoliku popijał piwo młody, czarnowłosy krasnolud, obok którego znajdował się starszy, z siwą, długą, ale zadbaną brodą. Przy drugim siedziało kilku ludzi, grających w kości. Dalej leżał zarzygany wojownik, przy stole za nim wrzeszczał głodny ork. Barman nie wyrabiał się z licznymi zamówieniami i robił, co mógł, by nie zawieść klientów. Kenderzy patrzyli tylko na brzęczące sakiewki innych. W gospodzie panowało pijaństwo i szaleństwo.
W nozdrza Virda uderzył mocny zapach pieczonego kurczaka z chrupiącą skórą. Gdzie indziej wyczuwał smród zalanych pijaków.
Jedno krzesło w karczmie było wolne.
Vird podszedł do stolika i zobaczył, że naprzeciw wolnego miejsca siedzi muskularny wojownik. Twarz miał zmęczoną, pokrytą dwoma bliznami. Jedna przechodziła przez oko, które jednak posiadał. Druga rysowała kawałek jego policzka. Miał długie, czarne włosy, sięgające do ramion. Ramiona potężne i silne. Ściskał pusty kufel w dłoni, a gdy zobaczył przybysza, odstawił go na stół.
- Długo tam zabawiłeś – odezwał się niejaki Savok zachrypniętym głosem. Odchrząknął i podniósł głowę – siadaj. Opowiadaj jak było, co się wydarzyło.
- Oddałem łuskę dla tego zakonnika-wojownika – odparł Vird z uśmiechem – jak mu tam…
- Nimed. I tak wiadomo, że to nie jest jego imię. Nieważne. I co dalej? – Teraz Savok przemówił czystszym głosem.
- Dalej? Musimy jak najszybciej znaleźć jakiś transport, zanim ktokolwiek dowie się o naszej obecności tutaj – powiedział Vird stanowczym tonem.
- Dobra. Chyba wiem, kto załatwi nam podróż. Ale o tym porozmawiamy na podwórku, dobra? Ściany mają uszy.
- Nie ma problemu – Vird odwrócił się i zawołał barmana, starając się przekrzyknąć hałas szalejący w karczmie. – Poproszę dwa piwa! – po czym usiadł i rozparł się wygodnie w krześle. Poczuł ulgę, wiedząc, że oddał artefakt komu innemu. Straż nic już na niego nie ma. Brak dowodów i świadków, bo ci ostatni zostali wykończeni przez Virda i jego dwóch kolegów. Jeden z nich, ten któremu Vird dostarczył artefakt, wyruszył na południe, by przekazać wiadomości o nim Mistrzowi Szczurołaków. Drugi powrócił do domu w Varonii. Prawdę mówiąc, to Vird sam nie rozumiał, dlaczego pomaga tym ludziom, ale też Szczurołakom. Gdy opuścił rodzinne miasto, długo szukał sensownej pracy i zajęcia. W końcu przydarzyła mu się okazja przeżycia wspaniałej przygody, okazja pomocy grupie istot. Pomocy w dostarczeniu artefaktu do…
Barman wyszedł zza lady i przecisnął się przez tłum klientów. W tym momencie jakiś grubas spadł z krzesła z zaczerwienioną twarzą. Z nosa ciekła mu obficie krew. Przed jego siedzeniem siedział siwy krasnolud z wystawioną przed siebie pięścią.
- Masz skur… - małemu kłótnikowi przerwał wysoki mężczyzna ubrany w szaty.
- Spokojnie, mały człowieczku. Wiem, że miałeś trudne dzieciństwo, ale… - nikt już nigdy nie dowiedział się, co też mediator chciał powiedzieć. Rozległ się trzask, a człowiek przeleciał nad jakimś kenderem i trafił na sąsiedni stół. Leżał zakrwawiony i upaprany w potrawach z sąsiedniego stolika. Wszyscy, jakby umówieni zawiwatowali krasnoludowi. Ten szybko wyszedł z karczmy, wykrzykując wiązanki soczystych przekleństw.
Barman na to wszystko zdenerwował się i prawie dosłownie rzucił piwa Virda i Savoka na ich stół. Odwrócił się i zdjął rannego z kolacji innych klientów i wyprowadził go za drzwi. Gdy je otworzył, do gospody wleciał wiatr i zgasił dwie świece. Karczmarz je zamknął i ruszył w stronę lady. W tym też momencie znów uderzył grzmot, dwukrotnie silniejszy niż przedtem.
- Zbliża się burza. Musimy się zbierać.
Pij te piwo – powiedział Savok powąchawszy swój trunek. Vird pociągnął duży łyk piwa, tym samym je dokańczając i zapytał:
- A ty, czemu nie pijesz?
Savok wyprostował się.
- Sikacz – powiedział i uśmiechnął się szeroko.
Czw 15:20, 12 Sie 2010 Zobacz profil autora
Lirken



Dołączył: 17 Gru 2008
Posty: 1048
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Post
Fajne. Trochę błędów interpunkcyjnych i literówek. Dobrze, że dałeś krótsze rozdziały niż w Wyspie Chaosu. Tam były nieco za długie ( wg mnie). Pozatym fabuła ciekawa, Na razie w porządku. Czekam na rozdział zwei!
Czw 20:18, 12 Sie 2010 Zobacz profil autora
Akamai



Dołączył: 22 Paź 2008
Posty: 1527
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: mam wiedzieć?

Post
O, znalazł się Wesoły
Nowe rozdziały będę zamieszczał w oddzielnych postach, żeby później nie było problemów z ucinaniem tekstu.
Szczurołaki w tym uniwersum wyglądają tak: [link widoczny dla zalogowanych]
Z tym że Mistrz Szczurołaków ma oczywiście szaty zamiast zbroi, a na głowie kapelusz o kształcie podobnym do półkuli.
A teraz kolejny rozdział. Może i niewiele się wyjaśnia, ale z następnymi częściami będzie coraz jaśniej.

Rozdział II

Człowiek w kurtce z mieczem obosiecznym na plecach, o jednym z wielu imion, z których jedno było znane Virdowi – Nimed – doszedł do starego, spróchniałego budynku ukrytego w dużym lesie. Wykonany był z drewna, przez postarzałe szyby widać było blade światło. Otaczający budynek smród starych kaganków, jakich używano jeszcze w czasach bitew między Dwoma Królestwami przesiąkał najbliższą okolicę. Stare ściany prezentowały się bardzo ładnie, jak na budynek z czasów przed potężnym kataklizmem.
Mnich wszedł do środka. Miękkie, zamszałe schody dosłownie uginały się pod jego krokiem. Przeszedł pod framugą i wstąpił do małego pomieszczenia ze starym malowidłem obrazującym ostateczną bitwę między Dwoma Królestwami. Tuż przed ogromnym kataklizmem. Potężni wojownicy z wyrytymi liczbami 58 na zbrojach przezwyciężali drużynę ze znakiem 36. Jednak w tle widać było potężnego przywódcę, rosnącego w siłę coraz bardziej. Obraz był tak realistycznie wykonany, że wydawało się, iż za chwilę na obserwującego może uderzyć fala energii wydobywająca się z korpusu przywódcy drużyny z symboliczną liczbą 36. Nimed poszedł dalej. Wszedł do większego pomieszczenia, cuchnącego gorącym powietrzem. Na ścianach wisiały przeróżne naszyjniki, bronie, księgi i inne ozdoby. Dwaj kapłani odziani w granatowe szaty strzegli wejścia z dwóch stron. Na końcu pokoju na zdobionym tronie siedział Mistrz Szczurołaków. Miał długą sierść, opływającą całe jego ciało. Średniej długości pysk kończył się czarnym nosem, z którego wychodziły siwe wąsy. W czarnych jego ślepiach odbijał się obraz Nimeda. Mistrz strzygł uszami, opierając się o swój kij. Gdy ujrzał Nimeda, podniósł się z tronu, a jego zdobiona złotem szata opadła na ziemię. Przeniósł wzrok na sakwę mnicha. Podszedł do niego powoli i się odezwał chrapliwym głosem w łamanej mowie wspólnej:
- Już? Ma?
- Ma – odpowiedział Nimed. Z sakwy wyjął zawinięty kawałek czegoś płaskiego..
Mistrz drżącą łapą wziął artefakt. Odwinął go z ciemnego materiału. Odsłonił przepiękną, zadziwiająco czarną, gładką łuskę. Jej niewidzialna siła zaczęła niepokoić wszystkich wokół. Swym wyglądem jakby zachęcała do wzięcia jej w rękę, do zastanowienia się chociaż przez chwilę, do czego ona służy. Jej urok oszałamiał Nimeda, a nawet wielkiego Mistrza. Była nienaturalnie czarna, ciemna, tak ciemna, że po prostu w mroku byłaby niewidoczna.
Gdy Mistrz przejął łuskę, zaczął dygotać i prawie krzyknął, jakby artefakt go ranił.
- To coś… to ma… moc – wyjąknął Szczurołak – to ma esencję.
- Esencję czarnych smoków. Ale to ma służyć do czegoś jeszcze. – powiedział Nimed.
W tym momencie, w ciągu ułamka sekundy Mistrz wypuścił łuskę z rąk, jakby przestała istnieć, przeniósł wzrok na mnicha i szepnął:
- Skąd wiesz? Skąd ty takie rzeczy wiesz?! – szept przerodził się w skrzekliwy krzyk.
Przerażony Nimed nie spodziewał się takiej reakcji szczura.
- Ty… za dużo wiesz… - Mistrz Szczurołaków szedł powoli w stronę Nimeda, a on się cofał. Jednakże, po krótkiej chwili, kapłan-wojownik poczuł, że dotknął plecami jednego z mnichów.
Wtedy popchnął Szczurołaka potężnymi ramionami, z całych sił w stronę tronu. Ten przeleciał cały pokój, potknął się o tron i uderzył łbem o ścianę, zostawiając na niej bordową smugę.
Nimed zamarł. Nie chciał zabijać tak wysoko postawionej osoby. Mnisi zaczęli się do niego zbliżać. On się odwrócił i rozpoczął inkantację jakiegoś czaru. W tej chwili całe jego ciało przeszedł drzeszcz tak zimny, że skulił się i jęknął. Do jego głowy wbił się tak potężny ból, że wydawał się być niczym miliardy zatrutych igieł przeszywających ją. Począł wrzeszczeć na cały głos, zdzierając gardło w straszliwym krzyku cierpienia. Jego głowę zaczął rozsadzać ból, jakiego nigdy nie czuł. Skulił się, a łzy same mu wylewały się z oczu. Cała zalana krwią twarz od wewnątrz wykrzywiła się w okropnej agonii. Nimed odwrócił się za siebie i zobaczył Mistrza Szczurołaków, stojącego przy swoim tronie z oznakami skupienia na pysku.
Nagle głowa Nimeda eksplodowała, roznosząc swoje kawałki po całym pokoju. Części zmiażdżonego mózgu obryzgały piękne dywany, naszyjniki, książki, wisiorki, szaty mnichów, ściany i samego Mistrza. Zagotowana krew, zbrukawszy ziemię, płynęła powoli do mokrego już od bordowej cieczy Szczurołaka. Kawałki czaszki trafiły w jego nogę. Zdeptał stopą resztki głowy Nimeda.
Pią 16:50, 13 Sie 2010 Zobacz profil autora
Lirken



Dołączył: 17 Gru 2008
Posty: 1048
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Post
Fajne, już nie mogę doczekać się kolejnej części.
Nie 20:37, 15 Sie 2010 Zobacz profil autora
Akamai



Dołączył: 22 Paź 2008
Posty: 1527
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: mam wiedzieć?

Post
Dzięki, że czytasz, Lirken.
Dobra, skróciłem ten rozdział do podrozdziału, może teraz ktoś przeczyta :f

Rozdział III

Vird i Savok wyszli z karczmy. Burza rozszalała się na dobre. Co chwilę niebo rozpruwały jasne błyskawice, a miliony kropel gniotły błotnistą ziemię. Zwiadowca odezwał się:
- Więc musimy znaleźć Karnasa. Ma ogromne wpływy. Może namówić tutejszą gildię magów do użyczenia portalu. Jeżeli się zgodzą, będzie dobrze. Ale pamiętaj. Karnasowi nie można ufać. Jeżeli coś powie, to prawie na pewno kłamie.
- Rozumiem – odparł Vird. Przyspieszył, doganiając Savoka.
Minęli już kilka przecznic. W końcu dotarli do dużego budynku z marmuru. Budowla oszałamiała wielkością. Z dala było widać ostre kontury i świecące kaganki z wiecznym ogniem. Na przedniej ścianie we wnęce znajdowały się drzwi pokryte złotem. Klamkę wykonano ze srebra. Savok zapukał. Po chwili drzwi otworzyły się ze skrzypieniem. Zobaczyli okutego w pełną zbroję rycerza, który widocznie był tu strażnikiem.
- Do kogo wy? – zapytał głuchym głosem zza zamkniętego hełmu.
- Do Karnasa, a do kogo niby? – zapytał Savok.
- No, to chyba za późno żeście przyszli. A w ogóle, to w jakiej sprawie?
- W bardzo ważnej.
- Ale on śpi.
Nagle zza ściany rozległ się męski, donośny głos:
- Nie śpię! Kto to przylazł?
- Jakichś dwóch oberwańców! – odpowiedział swemu panu strażnik. Niespodziewanie w drzwiach pojawił się człowiek po trzydziestce, z kozią bródką, wąsami i długimi włosami. Odepchnął rycerza i zapytał zdenerwowany:
- Czego tu?
- W sprawie gildii magów – wyjaśnił Vird.
- Jakiej gildii magów? Nie jestem magiem – Karnas już chciał zamknąć drzwi.
- Mógłby pan porozmawiać z magami, by zgodzili się nas przenieść portalem? – spytał szybko zwiadowca.
- Zależy, co mi dacie.
- Informacje wystarczą? Na temat tej słynnej łuski – Savok szybko zdecydował się na improwizację.
Karnas bez zastanowienia odparł:
- Wchodźcie. Obyście tylko nie marnowali mojego cennego czasu.
Dwóch towarzyszy wkrótce znalazło się na górnym piętrze w pokoju bogacza.
- Jakie to informacje? – spytał, wyjmując ze zdobionej szafy butelkę drogiej wódki, po czym nalał ją do trzech kryształowych kieliszków – pijcie. I mówcie.
Vird i Savok łyknęli, Savok zaczął mówić.
- Byliśmy sobie w karczmie na kolacji. Wtedy usłyszeliśmy rozmowę siedzących nieopodal nas wojów. Mówili coś o tym właśnie artefakcie. Był z nami przyjaciel, mag. Wojownicy przy nim mówili bardzo cicho. Nasz czarodziej po kryjomu użył czaru wyostrzenia zmysłów, po czym zaczął podsłuchiwać. Z gadki wynikało, że to właśnie oni mają artefakt.
- Jak to?! Do cholery, mówicie poważnie? – Karnas wstał zirytowany.
- To prawda! – skłamał Vird.
- Niech wam będzie. Nawet, jeżeli kłamiecie, to nie stanowi żadnego problemu. Moi znajomi magowie znajdą was.
- Jak chcesz, ja mówię prawdę – zwiadowca świetnie kłamał, o wiele lepiej od Virda.
- Dobra. Macie załatwiony transport. Jutro rano przyjdźcie do gildii, na pierwsze piętro. Portal będzie czekał. Gdzie chcecie się udać?
- Najlepiej w okolice miasta Malthorina.
Vird zdziwił się. Dlaczego Savok wybrał tak bliskie miejsce? W jednym ułamku sekundy młody wojownik znalazł odpowiedź. Chciał uniknąć podejrzeń, by nie teleportować się bezpośrednio do króla Północnej Krainy. Ziemie Malthorina - to chyba było optymalne miejsce na teleportację.


Ostatnio zmieniony przez Akamai dnia Wto 14:12, 17 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
Wto 14:12, 17 Sie 2010 Zobacz profil autora
Lirken



Dołączył: 17 Gru 2008
Posty: 1048
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Post
Fajnie. Nie irytuj się, że nie czytam regularnie, ale mam problemy z Lirkenum i trochę załatwień do szkoły.

Opowiadanie fajne. Czekam na rozwój.

Ps. Jak długie to jest? Mniej więcej? Kilka rodzialów? Kilkanascie? Kilkadziesiąt?
Śro 22:08, 18 Sie 2010 Zobacz profil autora
Sakaelas



Dołączył: 17 Sty 2010
Posty: 611
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 4/5

Post
Eee...Czy wy jesteście takimi no-lifer'ami (Lirken i Akamak), że piszecie tylko i wyłącznie dla tego forum? Czy publikujecie te prace?
A opowiadanie nawet ciekawe Rozbawiony
Czw 8:47, 19 Sie 2010 Zobacz profil autora
Lirken



Dołączył: 17 Gru 2008
Posty: 1048
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Post
Ja publikuje w internecie dlatego, że tu ludzie nie oceniają "za osobę" tylko za faktyczny stan tekstu ( tak sądzę ). A poza netem to tylko przyjaciele i rodzina.

I nie pisze tylko dla forum.
Czw 12:52, 19 Sie 2010 Zobacz profil autora
Akamai



Dołączył: 22 Paź 2008
Posty: 1527
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: mam wiedzieć?

Post
Piszę to głównie dla siebie, ale ciekawi mnie np. co myślą o tym inni. Poza tym znam mało ludzi, którzy cokolwiek czytają. Zamiast tego ciągle grają itp. A tu jest kilka osób, które mogą poczytać FF'y. Dzięki za czytanie Lirken i Sakaelas. Liczę, że nie przestaniecie Rozbawiony
Myślę, że z każdym rozdziałem będzie coraz lepiej, bo w końcu zacząłem to pisać 3 lata temu, tak więc najnowsze rozdziały będą najlepsze Rozbawiony A będzie ich... hmm... ze 30? Nie wiem. Sami zobaczycie.
Już daję kolejny kawałek.

Rozdział IV

Nazajutrz dwójka przyjaciół znalazła się na pożółkłych łąkach. Gdzieniegdzie stały bezlistne już drzewa.
- I znowu jesień… - westchnął Vird.
- Ta… jak ja jej nienawidzę. Chociaż, dzisiaj pogoda jest całkiem dobra. W sam raz, by iść.
Szli po polach spalonych przez lato. Było coraz mniej drzew, a coraz więcej podmokłych terenów. Pogoda znowu się pogorszyła.
- Co to jest?! – zdziwił się Vird.
Obaj patrzyli ze zdumieniem na miasto Malthorina, nad którym zebrały się zielone, obrzydliwe chmury. Z głównej wieży władcy nagle wystrzeliła zielona błyskawica. Chmury szybko się rozprzestrzeniły, pokryły całe niebo. Savok mruknął:
- Coś złego będzie się działo.
- Przyspieszmy…
Podróżnicy zaczęli iść szybkim krokiem. Nagle, z nieba spadły zielone krople. Gdy ich miliony trafiły w ziemię, ta zaczęła syczeć i wyrzucać z siebie dymiący smród. Deszcz nie ominął Virda i Savoka. Gdy trafił w ich płaszcze, wypaliło w nich dziury.
- Kryj łeb!!! – ryknął Savok. Vird już biegł z zasłoniętą kapturem głową.
Dawali z siebie wszystko. Przebiegli bardzo długi dystans w ciągu minuty. Jednak deszcz nadal siepał ziemię. Mijali już pokryte zieloną mgłą miasto, gdy Savok dogonił Virda. Biegli razem w toksycznym deszczu, który przypalał im płaszcze. Piorun przeszył niebo z potężnym grzmotem.
- Co to do cholery ma być?! – zapytał Savok, starając się przekrzyknąć hałas deszczu i ryk wiatru.
- Czemu mnie pytasz?! – warknął Vird – Nie mówmy nic, bo nam te gówno wleci do gęb!
Savok nie odpowiedział. I dobrze.
Pole, po którym biegli, przekształcało się w pole pokryte w niektórych miejscach dwumetrowymi drzewami. Im dalej od czarnego zamku, tym częściej było widać drzewa. Niebo skurczyło się i wypuściło kolejną zieloną błyskawicę. Z potężną siłą uderzyła ona w drzewo przed uciekającymi. Buchnęło tysiącem iskier i dymem, przełamało się na cztery części i płonące upadło.
- Szybciej, uciekaj! – wykrztusił Savok. Vird wyprzedził Savoka i popędził jeszcze szybciej.
Nagle zza jednego z grubych pni wyskoczył uzbrojony strażnik. Miał na sobie hełm z odkrytą zasłoną, ukazując porytą bliznami twarz. Opuścił klapę. Biegł w kolczudze, z kolczymi rękawicami i nagolennikami, z obosiecznym mieczem w dwóch opancerzonych rękach. Wykrzyczał coś i sieknął Virda przez ramię, zanim ten zdążył zareagować. Rozciął ukrytą pod płaszczem kolczugę. Wyjął miękko miecz z ramienia młodego wojownika.
- Cholera! – krzyknął ranny z bólu. Savok dobiegł do niego, wyjął ze świstem miecz i ciął ostrzem strażnika po brzuchu. Jednak cios był zbyt słaby. Zbroja przeciwnika okazała się zbyt wytrzymała. Odpowiedział on szybkim cięciem, nie pozwolił Savokowi odskoczyc. Jego czoło prysnęło krwią. Prawdopodobnie tętnica została naruszona. Savok zawył z bólu i odskoczył.
Miecz Virda błysnął w świetle pioruna. Zrobił kilka młynków, by zmylić przeciwnika i niespodziewanie trafił strażnikowi pod kolczugę. Wróg skoczył w tył, lecz brzeszczot Virda wsunięty pod zbroję go przytrzymał. Pociągnął strażnika do siebie i z ohydnym mlaśnięciem wpruł mu ostrze w żołądek. Bordowa ciecz wybuchła z ust rannego. Opryskał i pobrudził wojownika, który szybko wyciągnął miecz z ciała.
Z rany lała się krew, a trawa stała się czerwona. Strażnik upadł bezwładnie na dymiącą przez deszcz ziemię.
Vird złapał się za krwawiące ramię i warknął przez nieprzyjemne rwanie.
Savok szybko tracił krew, jednak ze swojej torby wyciągnął jakąś probówkę. Otworzył ją i krzyknął do towarzysza:
- Wlej to w ranę! Szybko!
Vird podbiegł do kompana. Wziął z jego drżących rąk płyn i poczuł jak łapie go za rękę.
- Teraz wlewaj! – polecił ranny.
Vird przechylił naczynie, a jego zawartość spadła na rozcięcie na czole. Savok z całej siły ścisnął Virda za ramię.
- Argh! – rana zasyczała, krew zaczęła bulgotać. Po krótkiej chwili rozcięcie już powoli się zasklepiało.
Savok wstał i spakował pustą probówkę do torby.
- Zwiewamy – rzucił Vird.
Obaj pobiegli przez polanę.
- Co robimy teraz? Musimy uciekać. Ten strażnik był chyba z tego miasta?
- Uciekajmy jak najdalej! Ktoś musiał go nasłać! – krzyczał Vird.
- Czyli ktoś nas widział i dowiedział się, kim jesteśmy!
- Być może teraz też jesteśmy obserwowani!
- Być może… - Savok w biegu wytrzeszczył oczy ze zdumienia.
Przed nimi z czarnej trzaskającej prądem dziury wyłonił się człowiek. Portal za nim się zamknął. Miał na sobie granatowe szaty, w silnych dłoniach trzymał biały kostur. Jego głowę zasłaniał ciemny kaptur. Vird i Savok czuli ogromny niepokój. Savok wiedział, że mag na pewno rzucił jakiś czar. Drugą tego oznaką było zniknięcie kwaśnego deszczu.
- Pomóżcie mi w poszukiwaniu łuski. Powiedzcie, gdzie ją znajdę – przemówił obcy pustym głosem.
- Jak… to? – powiedział Vird.
- Nie możemy. Naszą rolą jest zatajanie… - zaczął Savok.
Nie obchodzi mnie to. Przed chwilą byłem w Bargom. W karczmie zabiłem wszystkich i przeszukałem. Nic nie znalazłem. Najwidoczniej Karnas jest tak głupi, że się nabrał na wasze kłamstwo – mag zbliżył się do podróżników.
- Nie zbliżaj się! – krzyknął Vird.
- Ty śmieciu, zabiłeś tych ludzi! – warknął wściekle Savok.
Nagle głowę Virda i Savoka przeszyło dziwne uczucie, jakby uciekały im myśli, poczuli dekoncentrację.
- W takim razie powiem, gdzie idziecie - rzekł przybysz.
- Co?
Mag pokazał swoją rękę.
- Magia. Idziecie do króla Północnej Krainy. Przekażecie mu informacje o miejscu artefaktu, który ma pewien mnich-wojownik. Zaniesie ją on do Szczurołaków. Niestety, są oni pod moimi rozkazami, wezmą łuskę i zabiją tego mnicha. Myślałem, że sami mi o tym wszystkim powiecie, ale cóż, nie chcieliście współpracowac. Nieładnie…
Vird i Savok położyli dłonie na rękojeściach mieczy. Mag cofnął się o dwa kroki, za nim czekał już portal. Wszedł do środka, przejście zamknęło się z niesłyszanym wcześniej dla Virda i Savoka dźwiękiem.
Pią 12:48, 20 Sie 2010 Zobacz profil autora
Lirken



Dołączył: 17 Gru 2008
Posty: 1048
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Post
Fajne. Ciekawe. Błędów nie znalazłem.

Fabuła na razie jak Wisła u ujścia. Pololna. Mam nadzeję, ze z czasem przyspieszy.
Pon 14:45, 23 Sie 2010 Zobacz profil autora
Akamai



Dołączył: 22 Paź 2008
Posty: 1527
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: mam wiedzieć?

Post
Wielkie dzięki za czytanie. Następny (tym razem krótki) rozdział!

Rozdział V

Vird i Savok stali bezradnie.
- Dlaczego on nas nie zabił?! - spytał Savok bardziej siebie, niż towarzysza.
Ruszyli przez popaloną toksycznym deszczem łąkę. Chmury, z których spadły kwaśne krople powoli się rozchodziły. Drzewa, które rosły tu i ówdzie miały stopione niektóre liście, czasem nawet mniejsze gałęzie leżały spalone na ziemi.
- I gdzie my w ogóle idziemy?! Co powiemy dla króla?! - krzyczał oburzony Vird. - Teraz artefakt trafił w ręce cholernych Szczurołaków, które okazały się zdrajcami! Wykiwali nas, wykorzystali!
Nagle zza drzew wyszła dziesiątka strażników. Mieli takie samo wyposażenie jak ten, który atakował towarzyszy wcześniej. Szybko otoczyli Virda i Savoka. Ten drugi, czerwony ze złości odwrócił się do Virda i powiedział:
- Wiesz co mu powiemy? Nic! Bo zaraz zginiemy.

*

Strażnik wziął potężny zamach toporem, ale Savok uchylił się, a broń groźnie świsnęła mu przy skroni. Natychmiast kontratakował, z wielką siłą trafił strażnikowi w nieopancerzoną część szyi - rozległ się trzask i krzyk. Rozpłatane gardło bulgotało krwią, głowa odrzucona w tył trzymała się karku na jednym włosku. Bezwładne ciało wroga upadło na ziemię.
W tym samym czasie Vird odpierał szybkie cięcia innego strażnika. Wojownik szukał odpowiedniego momentu, czekał, aż będzie mógł zablokować cios i błyskawicznie przedrzeć się przez zastawy wroga.
Vird uderzył go pięścią w twarz i wykorzystał okazję oszołomienia. Wbił ostrze żołnierzowi prosto w twarz i je wyciągnął. Zbryzgała go brunatna, metalicznie śmierdząca krew. Zlepiła jego włosy w grube pasma.
Rzucił się w wir walki.
- Wygramy! Musimy przeżyć!!! - ryknął Vird, choć sam za bardzo w to nie wierzył. Ale co innego mu pozostało? Musiał sobie dodać otuchy.
Dostał w plecy cięcie mieczem. Rozcięło mu płaszcz, kolczugę i skórę, oblewając je gorącą krwią. Z obrotem wybił miecz strażnikowi z ręki. Zanim dobiegł do niego by dobić, Vird sparował inny cios, wziął zamach, schylił się i z wyskokiem prawie uciął głowę przeciwnikowi. Ale to wystarczyło. Rozpłatany wróg zaharczał i wwalił się twarzą w błoto. Chlusnęła krew, mocząc trawę.
Tymczasem Savok odparł ataki trzech strażników i odskoczył, po czym szybkim ciosem wgniótł ze szczękiem hełm jednemu z nich w głowę, tym samym go eliminując.
Jeden z żołnierzy był rosły, przewyższał Savoka o prawie dwie głowy. Uderzył dwuręcznym mieczem w oręż zwiadowcy tak mocno, że ten musiał złapać się z bólu za dłonie, upuszczając miecz na ziemię. Kolejny strażnik zaszedł Savoka od boku i trzasnął go pięścią w pancernej rękawicy po głowie. Zwiadowca przewrócił się z jękiem na ziemię, a przed oczami zobaczył kolorowe plamy.
Szóstka pozostałych strażników okrążyła dwójkę towarzyszy.
- Jesteście aresztowani - powiedział ochryple średniego wzrostu strażnik.
Co jest lepsze? Śmierć czy gnicie w lochu Malthorina?


Ostatnio zmieniony przez Akamai dnia Śro 10:38, 25 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
Śro 10:33, 25 Sie 2010 Zobacz profil autora
Lirken



Dołączył: 17 Gru 2008
Posty: 1048
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Post
Bezbłędnie, ale raczej neutralnie go ocenie.

Jaka szkoda, że nie można pisać postów po swoich poprzednich. Ułatwiłoby to życie wielu pisarzom.
Śro 14:24, 25 Sie 2010 Zobacz profil autora
Akamai



Dołączył: 22 Paź 2008
Posty: 1527
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: mam wiedzieć?

Post
Pora na następny rozdział!

Rozdział VI

Zostali wtrąceni do zamszałego lochu. Vird upadł twarzą na zimną, wilgotną ziemię. Poczuł jak z jego nosa cieknie krew. Zemdlał.
Savok miał gorzej. Uderzył głową w skałę wystającą z kruszącej się ściany. Rozciął głowę już w drugim miejscu. Spuścił głowę i też stracił przytomność.

*

Dwie godziny później Savok zbudził się. Przynajmniej wydawało mu się, że minęły dwie godziny. Leżał twarzą w miękkiej błotnistej ziemi między porozwalanymi kawałkami posadzki.
Czuł, że ktoś go oblewa zimną wodą. Po skapnięciu chłodnych kropel z jego twarzy ujrzał wysokiego osiłka w koszuli ze zniszczonego materiału. Spodnie miał długie, ciemne i szerokie. Na jego surowej, pokrytej czarną brodą gębie (bo twarzą trudno było to nazwać) widać było zdenerwowanie i nienawiść. Rzucił w Savoka twardym kamykiem i trafił go w twarz.
- Masz, śmieciu. - przysunął nogą talerzyk do krat. Poszedł, kręcąc kluczykami.
Savok wziął talerzyk niedbale. Czuł pustkę w żołądku, robił się głodny. Jeść? Nie jeść? Ugryzł kawałek chleba i natychmiast go wypluł. Spleśniały.
Usiadł w ciszy. Siedział tak przez kilka minut. Czekał, aż Vird się obudzi.
W końcu Savok nie wytrzymał i trząsnął nim. Nadal spał. Trząsnął mocniej. Vird mruknął. Savok trząsnął nim jeszcze mocniej, kilka razy. Vird nagle wstał na nogi.
- Gdzie ja...? Co to? - pytał wystraszony.
- Więzienie. Nie pamiętasz?
- Ja... ja nie wiem. A, to ty, Savok. Ale mi się namieszało... Jak tu trafiliśmy?
- Strażnicy z miasta Malthorina - odparł Savok. - Walka... dostałem po mordzie pięścią... - w tym momencie delikatnie dotknął napuchniętego policzka.
Vird skupił się.
- A... pamiętam - powiedział powoli. - ale jakby przez mgłę.
- Co robimy? - spytał Savok.
- Musimy jakoś się wydostać. - Vird poczuł lekki głód i wskazał na miskę - Co to za paskudne jedzenie?
- Nie jedz. Spleśniałe.
Vird rozejrzał się po celi. Ściany były wilgotne i czarne, sufit wykonany z dziwnego materiału. Kraty, choć zardzewiałe, były bardzo mocne. W dodatku gdzieś kręcił się strażnik. Vird podszedł chwiejnym krokiem do ściany i ją popchnął. Nic.
- Cholera, musimy jakoś stąd uciec - powiedział nieco bez sensu. - Król musi wiedziec, gdzie jest artefakt. Mamy jeszcze dwa dni. Do tego momentu władca będzie miał nadzieję na nasz powrót.
- Wrobiłem Karnasa w Bargom. Ma teraz brudne pieniądze. Nie pytaj skąd je wytrzasnąłem. Magowie to wykryją i go wykończą. Poza tym okłamałem go przecież w sprawie artefaktu. Wykrył nasze kłamstwo i...
- Powiedział Malthorinowi, w którą stronę się udaliśmy - dokończył za Savoka Vird. - A Malthorin nasłał na nas tych strażników. Cholera.
- W takim razie kto nasłał na nas maga? Czyżby też Karnas? Już się w tym gubię.
- Ja też... ale to w sumie miałoby sens. W tej grze nikt nikomu nie ufa. Karnas może wykorzystał Malthorina tylko po to, by nas zlokalizować i uwięzić. A informacje o łusce wyciągnął przez swojego maga!
- Chyba masz rację. - przyznał Savok. - Dziś moja głowa się do myślenia nie nadaje.
- Tylko skąd Karnas lub Malthorin wiedział, w którą stronę idziemy? - dociekał Vird. - Pewnie magia...
- Co magia? - syknął strażnik, który przed chwilą podszedł do krat.
- Nie twoja sprawa. - rzucił Savok.
Strażnik otworzył celę, wszedł do środka i już miał uderzyć Savoka w ranę na głowie. Powstrzymał go kolega, stojący zanim.
- Przestań! Musimy iść na patrol, Malthorin nas wzywa.
- Zobaczymy - powiedział pierwszy, patrząc na Savoka z zimną wściekłością.
Zamknęli celę i poszli.
- Musimy uciekać - szepnął Savok, gdy upewnił się, że nikogo już nie ma w lochu poza nimi. - Płytki na ziemi są porozwalane. Możemy je poodsuwać, ziemia jest miękka.
Podnieśli kawałki posadzki. Ziemia była błotnista i miękka.
- Szybko, Vird, kop! Rana zaczęła mocniej boleć, kręci mi się w głowie. Postaraj się, to nasza szansa!
Vird zaczął grzebać w ziemi. Ręce miał już całe zabłocone. Kopał, kopał, ale wygrzebał tylko jedną trzecią błota, w momencie wejścia do lochu strażnika.
- Mam dla was wiado... - urwał, zobaczywszy kopiącego Virda. - Ty parszywy, zawszony, brudny gównojadzie! Zabiję was! - zaczął otwierać celę. Gdy już miał przekręcić klucz, nagle sufit nad nim eksplodował, zasypując go ciężkimi kawałami podłogi parteru. W uszy Virda i Savoka wbił się grzmot spadających płyt.
- Co się tam... - Vird przerwał, gdy potężny huk rozerwał sufit nad nim, a kawał kamienia spadł mu na głowę.
Eksplozja ciemności, przesłaniana białymi plamami przed oczami, w które siłą wdzierał się okropny ból.
Grunt pod nogami Virda jakby zniknął, wojownik zapadł się w ciemność. Przed ostateczną utratą przytomności zdążył usłyszeć czyjś ryk z góry:
- Atakują zamek!!!


Ostatnio zmieniony przez Akamai dnia Czw 13:52, 26 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
Czw 13:45, 26 Sie 2010 Zobacz profil autora
Lirken



Dołączył: 17 Gru 2008
Posty: 1048
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Post
Powiem tak: Ciekawie opisujesz wydarzenia, bardzo kolorystycznie. Nie jest to mój ulubiony gatunek, ale tekst jest dobry.

Oceniłbyś również finał mojego tekstu. Będę wdzięczny.
Sob 11:29, 28 Sie 2010 Zobacz profil autora
Akamai



Dołączył: 22 Paź 2008
Posty: 1527
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: mam wiedzieć?

Post
Hmm, mam jednak nadzieję, że będziesz czytał dalsze rozdziały, mimo że za bardzo nie lubisz fantasy :p Dzięki.

A Lirkenum właśnie czytam.
Sob 12:05, 28 Sie 2010 Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:    
Odpowiedz do tematu    Forum PFB Strona Główna » Tekst Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do: 
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Design by Freestyle XL / Music Lyrics.
Regulamin