Forum PFB Strona Główna
RejestracjaSzukajFAQUżytkownicyGrupyGalerieZaloguj
Herosi: Powrót Banity - FFick Smitha

 
Odpowiedz do tematu    Forum PFB Strona Główna » Tekst Zobacz poprzedni temat
Zobacz następny temat
Herosi: Powrót Banity - FFick Smitha
Autor Wiadomość
Smith!
Redaktor


Dołączył: 23 Kwi 2016
Posty: 513
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ŚWIAT

Post Herosi: Powrót Banity - FFick Smitha
Witam, oto pierwszy oficjalny ff, mego autorstwa.
Kilka ważnych informacji:
- cały czas się uczę, jak pisać lepiej i ciekawiej, ale jeśli coś Wam nie pasuje, proszę to uzasadnić.
- akcja rozgrywa się, w momencie poszukiwania przez Umarak kawałków Maski Ostatecznej Mocy
- istnieje pięć planet w której zawsze znajdzie się osoba pełniąca tam władzę( pierwszy wyraz to nazwa planety, druga to imię wodza): Autrix - Elvedrin, Kanreks - Criksal, Syntia - Kalmahiczek, Thumith - Oświecony, Okoto - Ekimu
- możliwe, że co jakiś czas, do fabuły będą dochodziły nowe postacie, zaczerpnięte userami z forum

Bez zbędnego gadania, oto prolog:

Prolog

Istnieje pięć planet tworzących tzw. Wielki Układ. Noszą nazwy: Autrix, Syntia, Kanreks, Okoto oraz Thumith. Każda z nich jest inna i niestety te różnice powodują konflikt. Chęć zdobycia władzy przez Kanreks jest ogromna, a obalenie obecnej stolicy, czyli Thumith, jeszcze większe.
Około 10 lat temu doszło do pierwszego ataku z ich strony. Zaatakowali Syntię całą swoją ówczesną armią. Zdziczała i umierająca planeta sama nie mogła stawić czoło najeźdźcom. Król Kanreksu, o imieniu Criksal, zdecydował się nie atakować osad tubylców, z nadzieją, że w ten sposób zdobędzie ich lojalność. Dowódca syntyjczyków nazywanych barbarzyńcami, zdecydował się prosić o pomoc pozostałe cywilizacje. Nie udało mu się zdobyć poparcia na Okoto(zresztą ta planeta, która była wielkim morzem i jedną wyspą , miała własne kłopoty związane z przebudzeniem Makuty).
Thumith i Autrix postanowiło działać i wesprzeć okupowanych. Początkowe zwycięstwa Criksala zaczęły obracać się w proch, a wódz stolicy, nazywany Oświeconym, zesłał potężną falę meteorytów, która dokończyła dzieła. Chcąc niechcąc, wycieńczeni wojną Kanreksi musieli podpisać 10-letni rozejm.
Ważnymi postaciami, które brały udział podczas tej wojny byli m.in. generał Ravines, Elvedrin(król Autrix) i królowa Haili, Criksal, Oświecony i Kalmahiczek, nagrodzony orderem honoru za wytrwanie oraz odbudowanie jego zaatakowanej planety, tuż po zaprzestaniu konfliktu. Niedługo potem został mianowany na tamtejszego króla.
Wydawać by się mogło, że wszystko, dla tych bohaterów(za wyjątkiem Criksala) skończyło się dobrze. Niestety, Ravinesa również dotknęło nieszczęście. Sam Oświecony, osądził go, o śmierć wojsk Thumithu, które wspierały Autrix podczas jednego z pojedynków w dżungli. W rzeczywistości był to pretekst, powiązany z faktem, że Oświecony miał podobne zamiary jak Criksal wobec Syntii; chciał zdobyć Autrix, jednak drogą dyplomatyczną.
Ravinesa postawiono pod sądem. Podczas rozprawy zjawili się świadkowie zdarzenia, którzy stawali za Ravinesem. Po drugiej stronie szali znaleźli się słynni politycy czyli wspominani już wielokrotnie wódz i stwór z mackami, który był nazywany bohaterem swojego narodu. Pomimo świetnym prawnikom, Oświecony nie mógł równać swoich zeznań z relacjami osób, będącymi pamiętnego dnia w godzinach apokalipsy. Twierdzono, że to Criksal zasadził pułapki, mające na celu zabicie Ravinesa, dzięki czemu znacznie osłabiłby rywala. W końcu, po stronie żołnierza stanął sam król Elvedrin. Ostatecznie, Ravenis uniknął karą śmierci, która miała być odkupieniem za czyn którego nie zrobił. Usunięto mu jednak stanowisko generała, po czym ten odizolował się i zaszył się w regionie ziemii na Okoto.
Od tamtych wydarzeń minęło 8 lat. Wszystko wskazuje na to, że Kanreks szykuje się do ponownego szturmu i tym razem nie zamierza oddać Syntii Kalmahiczkowi. Wrodzy żołnierze są coraz to bliżej granic ich strefy międzygalaktycznej. Czas nagli, obie strony zaczynają zbierać ochotników, taktyków, piromanów i mnóstwo innych osób, które będą gotowe oddać życie w imię słusznej sprawy. Szkolenia się rozpoczynają, ludność się niepokoi i chowa swoje pociechy w najbezpieczniejszych kryjówkach. Choć rozejm wciąż trwa, każdy bojownik wie, że lada moment jedna ze stron może go złamać.
Elvedrin wezwał do swojego pałacu jednego z nadwornych posłańców
- Smithinie, chcę, żebyś przekazał wiadomość Ravinesowi. – rzekł król.
- Ależ Wasza królewska mość, przecie nikt nie wie gdzie znajduje się Ravines – odparł zdziwiony posłaniec
- Ha! I tu się mylisz. Ravines zasiedlił się na Okoto, w drewnianej chacie, znajdujących się na obszarze regionu ziemii.
- To jest ogromny teren do przeczesania, nie jestem pewien czy podołam wyzwaniu.
- Smithinie, choć tyś jeszcze młody najbardziej ufam Tobie spośród moich posłańców. Nigdy mnie nie zawiodłeś i dostarczyłeś wszystkie wiadomości o jakie Ciebię poprosiłem. Jeśli uda się Tobie sprowadzić do mnie tego banitę, otrzymasz sowite nagrodzenie.
Młodzieniec namyślał się przez krótką chwilę, po czym powiedział:
- Dobrze, podejmę się tej misji, ale chcę wiedzieć Wasza królewska mość, po co Ci on?
- Ahh… - niechętnie sapnął Elvedrin – dobrze, powiem, ale będzie to tajemnica między nami. Ma się rozumieć?
- Naturalnie.
- Chcę znów go uczynić generałem.
- Zaraz zaraz, przecież sam Oświecony odebrał mu ten tytuł. Chce się pan mu przeciwstawić.
- Doskonale wiem, co chce uczynić, ma nas za pacany, które nie umieją się przeciwstawić jego woli. Oświecony od dłuższego czasu zastanawia się jakby tu poszerzyć granice swego terytorium naszym kosztem. Nie mogę do Tego dopuścić, a on musi wiedzieć, że będę walczył o moje państwo i że nie będę uzależniał swoich decyzji od jego poglądów. Jeżeli pokonamy Kanreksa, on będzie pierwszy w kolejce do wywołania następnego konfliktu. W ten sposób utrę mu chociażby nosa.
- Królu, zawsze uważałem Ciebię, za inteligentnego i niezwykle odważnego, ale teraz przeszedłeś samego siebie! Wyruszam, nie mam czasu do stracenia, chcę zobaczyć jego minę.
- Idź i przyprowadź Ravinesa do mnie, potrzebujemy go.
Smithin wyruszył tego samego dnia, dzięki swojemu statku „BlackTrooper A3”. Zaraz po odejściu z komnaty Elvedrina, pojawiła się tam jego żona Haili. Słyszała ich cała rozmowę, podeszła do króla i mówiła:
- Jesteś pewien, że da sobie radę i zdoła przekonać go do powrotu.
- Nie.
- Nie wspomniałeś mu o Kalmahiczku, który zapewne również będzie stał po stronie króla Thumith.
- To tylko posłaniec, nie jest mu to póki co potrzebne. Wojko i cały sztab szkoleniowy nie mają nawet pojęcia o tym, że nie tylko Criksal jest obecnie naszym potężnym rywalem.
Zniechęcona Haili, będąca troszkę zniesmaczona podejściem męża do sprawy, zdecydowała się wyjść.
Wszystko ma się zacząć już niebawem. Criksal taki jak i Oświecony, czy Elvedrin zbierają armię, a Kalmahiczek szuka sojuszu wśród mieszkańców Okoto. Możliwe, że uda mu się zdobyć i aprobatę u Ravinesa. Wtedy wszystko będzie zgubione, bo świat nie widział nigdy tak genialnego przywódcy, jakim był zapomniany banita, który prowadził niegdyś zjednoczone armie Autrix i Thumith.


Rozdział I - Drewniana chatka


Region ziemi był miejscem, gdzie Smithin miał odnaleźć Ravinesa. Dostał od Elvedrina dane z miejscem jego obecnej lokalizacji. Po 3 dniach podróży, trafił na pustkowie, mające być obecnym miejscem zamieszkania dawnego generała.
Ujrzał nieopodal miejsca zaparkowania BlackTroopera drewnianą chatę, która pierwotne pasowała do opisu, jaki wręczył mu król. Postanowił, że zajdzie do niej i spotka poszukiwanego.
Nie miał jednocześnie pewności czy plan wypali i czy czasem ktoś nie postanowił już zdobyć i przekabacić Ravinesa do własnych celów. Mógł tylko liczyć na jego dawną lojalność wobec dworu Autrix i na łut szczęścia.
Zastukał do drzwi, po chwili otworzyła je tajemnicza postać. Miała ciemnoczerwony pancerz i błękitne jak niebiosa oczy. Zgarbiony i ponury, zamiast prawej dłoni dzierżył wmontowaną na jej miejscu maczetę.
-Czego? - rzekł tajemniczy gospodarz.
- Dzień dobry. Szukam Ravinesa, generała Ravinesa. Czy widział go pan lub wie, gdzie może przebywać. - odpowiedział niepewnie posłaniec.
- Dawno już stracił prawo by go tak nazywać. Nie przyjmuje on żadnych sojuszy, nic go nie interesuje i nie miesza się w żadne głupie konflikty.
- Pan nim jest, nieprawdaż?
- Bystry jesteś młodzieńcze - poszukiwany miał teraz chwile by spojrzeć na przybysza. Był on średniego wzrostu, bardzo szczupły, ubrany w płaszcz. Jego pancerz był zbudowany w "łagodnym stylu", a kolory jakie posiadał, były to jasnoniebieski i srebrny. Miał ze sobą również sakiewkę, oraz ciekawie wyprofilowaną maskę z wizjerem. Ravines postanowił kontynuować - nie zmienia to faktu, że nie mogę Tobie pomóc.
- Proszę pana, samemu Elvedrinowi zależy by móc walczyć u pańskiego boku.
- Elvedrinowi, tak...dobra właź do środka.
Smithin posłusznie wykonał polecenie i znalazł się w chatce. Była niemalże po brzegi wypełniona rynsztunkiem wojennym, odznakami i wieloma innymi rzeczami związanymi z dawnym konfliktem.
- Widzisz posłańcu....zaraz jak masz na imię- spytał się zgarbiony banita.
- Smithin, sir.
- Nie mów do mnie sir. Słuchaj, przychodzili do mnie chyba wszyscy: najpierw posłaniec Oświeconego, potem sam Kalmahiczek zaczął błagać na klęczkach bym obronił Syntię. Zawsze odmawiałem. Muszę i teraz odmówić, bo widzisz...nie jestem już taki sam jak niegdyś.
- Co, ale jak to? Te wszystkie trofea, miecze, topory. Przecież to jest symbol pańskich wspomnień. W głębi duszy wiem, że lubił pan tamte czasy. Co się mogło stać?
- Ha ha, no widzisz, niestety nie jestem w takiej samej formie jak kiedyś. Jestem znacznie starszy i słabszy, mam słabe nerwy i cierpię na mnóstwa choróbsk - tutaj Ravines chrząknął teatralnie.
- Akurat. Bez obrazy, ale mnie nie da się tak łatwo spławić. To poważna sprawa.
- Ehh...i cóż mi z tego, jeśli bym Wam pomógł. Zwyczajnie mi się nie chce. Boję się ryzyka. Nie chcę by Oświecony mnie ścigał. On się zmienił od czasu zwycięstwa. Jest chamem i robi wszystko, by żyło mu się jak najlepiej.
- Zapewniam Ciebie, że pomoc dawnej ojczyźnie jest ważna.
- Może, ale teraz moim miejscem zamieszkania jest Okoto, nie Autrix. - usiadł na fotelu, po czym dalej mówił - mam dobre kontakty z tutejszą obrończynią, Korgot. Jakby Oświecony chciał mnie dopaść, to zrobiłby to wszędzie, ale nie tu.
- Czekaj, coś Ci pokażę - Smithin również przysiadł, zrzucił z siebie płaszcz i pogrzebał w sakwie. Wyjął z niej zdjęcie - oto moja dziewczyna, jest obecnie na Autrix. Criksal będzie chciał ją i cały lud zgładzić, co byś w tej sytuacji zrobił.
- Współczuł.
- Kurcze, nie! Pomógłbyś mi ją ocalić, prawda? Pomógłbyś ocalić całą Autrix, gdybyś spiął pośladki i ruszył tęgą dupę z tego fotela, a nie siedział i rozmyślał - rzekł mocno podirytowany Smithin, po czym dodał - Przepraszam nie wiem, co mnie ponio...
- Nie. - przerwał mu gospodarz - masz rację. Tego mi było trzeba, jakiejś motywacji. Fakt, mój tyłek nie jest obecnie w stanie idealnym, dlatego pora to zmienić. Dobra, trudno, najwyżej zginę, ale na moim nagrobku nie będzie wtedy pisało, że "zapierdział w fotel", tylko "zginął w obronie ojczyzny". Zapiszę się po raz kolejny w kartach historii jako bohater. Tak, to brzmi dobrze, zgadzasz się?
- Zgadzam. Więc jak, możemy liczyć na Twoją pomoc?
- Jasne, kiedy wyruszamy?
- Najlepiej teraz.
Normalna osoba by się zdziwiła, ale Ravines nie był do końca normalny. Podbiegł do drugiego(zarazem ostatniego) pomieszczenia, pełniącego rolę sypialni i zaczął się pakować do plecaka. Po piętnastu minutach był gotowy i począł się żegnać z każdym meblem z osobna. Gdy skończył dziwaczny rytuał, oboje wyszli zostawiając domek pustym.
Posłaniec sądził, że spotkał się z trudnym zadaniem, choć kłopoty dopiero się zaczynały. Widzieli już zaparkowany statek i trzy, ponuro wyglądające postacie, zbliżające się w ich kierunku.


Rozdział II - Zakon łowców



W końcu musiało dojść do momentu, w którym się ze sobą spotkali. Ravines i Smithin ledwo co widzieli osobników zagradzających im drogę - południowe, światło słoneczne nie dawało im spokoju. Skwar nie mógł jednak przerwać ich spotkania. Gdy podeszli ku sobie, wychylił się jeden z grupki, ubrany w niebieską zbroję.
- Szukamy Ravinesa. Czy jest to może pan? - zwrócił się do niego, a temu przeszła przez głowę myśl, że naprawdę się wszyscy na niego uwzięli.
- Ta, a co? - burknął niechętnie.
- Przesyła nas Kalmar, który nas wynajął, byśmy Ciebie do niego przyprowadzili. Pójdziesz z własnej woli, czy ma zaboleć? - rzekł narwany kompan tajemniczej grupy.
- Z własnej woli raczej nie...także tak - musi zaboleć - odparł Ravines.
- Poczekajcie, może da się do rozwiązać w jakiś inny....
Na to było już za późno. Doszło do szarpaniny. Niebieski wojownik postanowił się nie mieszać. Widać, że był jeszcze nowy i jego stanowisko podczas tej misji nie specjalnie przypadło mu do gustu. Tymczasem Ravines rzucił wyzwanie narwańcowi, który ubrany był w brązową zbroję, nosił Kakamę i ciężki młot.
Zaczęli się wzajemnie kopać i bić, co chwilę było także słychać odgłos uderzania o siebie młota i ostrza. W końcu Ravines(pomimo sporawego wieku i niezbyt dobrej kondycji) zdołał obalić napastnika. Szarpnął nim za kurtkę, na której napisane było "Huki".
Huki, bo tak go "ochrzcił" wleciał akurat w ostatniego przeciwnika. Najsilniejszego i najwyższego z nich wszystkich.
Zdenerwowany zaszarżował w kierunku dawnego banity. Ravines nie mógł się z nim równać. Potężne łapska złapały go za gardło i były gotów dusić. Wtem jednak na ratunek podbiegł Smithin. Nie na wiele się to zdało - posłaniec został zastawiony przez niebieskiego łowcę, który był gotów go zadźgać swoim trójzębem.
- Weźcie dajcie mu spokój, odpuście nam, co? - spytał z błaganiem Smithin.
- Jesteśmy Zelt, Krzyk i Huki, Zakon Łowców nie odpuszcza. Nie chcę Ciebię zabijać, ale uczynię to, jeżeli nie będę miał wyboru IMO- odrzekł domniemany Smithinowi Zelt.
Uścisk Krzyka stawał się coraz to mocniejszy. Ravines bladł z każdą to kolejną chwilą. Zaraz miał zostać uduszony. Wtedy jednak nadeszła pomoc.
Krzyk został ugodzony pociskiem prosto w kręgosłup. Upadł, a wraz z nim Ravines. Zelt postanowił ocalić kumpli przed dziwnymi istotami, które dokonywały na nich ostrzału z znajdującej się nieopodal góry. Zabrał Hukiego i Krzyka, po czym dał nogi za pas. Smithinowi nie chciało się gonić łowców, uznał, że jego priorytetem jest przywrócenie funkcji życiowych Ravinesa.
Dokonał resustytacji krążeniowo oddechowej i po chwili "emeryt" znów mógł stać o własnych siłach. Zaraz potem z góry zbiegli dwaj Okotoranie.
- Nic Ci nie jest? - spytała kobieta.
- Nie Korgot, wszystko w porządku. To byli łowcy, oni chcieli wydać mnie Kalmahiczkowi, ale się im nie dałem.
- Raczej to my nie daliśmy im Was zabrać. A ty to kto? - spojrzał i jednocześnie pytał drugi, zielony łucznik.
- Smithin. Ponawiam to samo pytanie. - odpowiedział posłaniec.
- Oto Korgot, obrończyni ziemi, a ja jestem Vizuna, obrońca dżungli. Mieliście szczęście, że akurat byliśmy w pobliżu.
W rzeczy samej - gdyby nie pomoc obrońców, ta dwójka już by nie żyła. Sytuacja u członków zakonu miała się znacznie gorzej....stan Hukiego wprawdzie się poprawił, ale Krzyk wciąż był nie przytomny. Zeltowi mógł pomóc jedynie fart, lub szybka pomoc od jakiejś osoby z zewnątrz.
Szczęście postanowiło zawalczyć nad życiem Krzyka - wokół rozległy się odgłosy silników, niebo stało się czarne, a oddech stanął wszystkim w piersiach. Spłoszone ptaki latały w zamęcie, a rośliny z racji na dym z gigantycznej maszyny zaczęły więdnąć. Ukazał się wielki Syntiotron - największy statek kosmiczny znany wszystkim galaktykom. Kalmahiczek przybył...

Rozdział III - Bohaterski posłaniec

- Toż to Kalmah, w nogi - powiedział Smithin, po czym on i Ravines podbiegli jak najszybciej do Blacktroopera.
Zajęli miejsce za sterami niewielkiego, czarnego statku. Wzlecieli najszybciej jak się dało. Syntiotron nie zamierzał jednak odpuszczać i postanowił rozpocząć pościg. Widać było, że chęć zdobycia banity, była dla Kalmahiczka czymś niezwykle potrzebnym i ważnym, przerodziła się w obsesje.
Na szczęście przywódca syntyjczyków był spowolniony, gdyż musiał zabrać konającego Krzyka wraz z pozostałymi łowcami. Otworzono właz, po czym jeden z najwierniejszych żołnierzy Kalmaha, nazywany Majstrem wpuścił ich do środka i pomógł z Krzykiem.
- Tam są - wskazał zadyszany i pełny adrenaliny Zelt.
- Bez obawy. Zaraz ich zestrzelimy - odparł pilot.
- Chcecie ich zestrzelić? Możecie ich w ten sposób zabić.
- Ja człowiek z mackami wiem, co mój pilot robi. Czy obrażasz w ten sposób mój majestat?
- Nie. - po chwili dodał po cichu do Hukiego stojącego obok niego. - kurcze, teraz to się odezwał gorzej niż Oświecony.
Na dalszy dialog nie było jednak czasu. Wyścig za uciekinierami wciąż trwał. Korgot i Vizuna obserwowali z dołu, jak to Syntiotrion otworzył ogień. Blacktrooper choć był mniejszy, braki w rozmiarach nadrabiał nie porównywanie lepszą zwrotnością, trudno było go trafić.
- Ravines przejmij stery - krzyknął Smithin.
Ten posłusznie wykonał rozkaz i zamienili się miejscami.
- Zaraz zaraz, skoro nie będziesz sterował, to co zamierzasz zrobić?
- Powiem Tobie, ale dopiero za moment. Teraz ty posłuchaj mnie. Masz włączonego autopilota, więc sterować będziesz musiał jedynie nieopodal centrum dowodzenia wojsk Autrix, gdy do niego dolecisz za jakieś 3 dni. Ja postaram się opóźnić tamtych, lecących za nami. - po chwili pociągnął za wajchę znajdującą się na jednej z ścian statku. Ukazała się wielka zbroja, która mogła przesądzić o wyniku starcia - W ten sposób zamierzam ich opóźnić. To skafander bojowy, z butami odrzutowymi oraz rękawicami. Powiedz mojej wybrance, że ją kocham.
Dzielny posłaniec przywdział "kombinezon". Ravines siedział jak wmurowany i nie wiedział co powiedzieć. W końcu z jego ust wydobyły się następujące słowa.
- Ryzykujesz swoje życie dla mnie?
- Tak dla Ciebie, i dla całego Autrix.
Smithin postanowił, że nie będzie przedłużał rozmowy, ubrany i gotowy do kontrataku, nacisnął przycisk, który otworzył wejście. Odpalił buty odrzutowe i odleciał. Rozpoczął ostrzał swoimi rękawicami bojowymi. Moduły wroga znalazły się pod śmiercionośną salwą.
Kalmahiczek był zmuszony poprzestać pościg i rozpocząć natarcie na jegomościa, który latał wokół Syntiotronu i nie odpuszczał.
- No zestrzelisz go czy nie? - spytał się rozłoszczony wódz syntyjczyków do jego pilota.
- Staram się.
Nie na wiele się zdały jego starania - jeden pocisków odbił się od pancerza i rozbił część kokpitu. Wspomniany pocisk przeszył mu wnętrzności. Pilot runął martwy na podłogę.
- Zajmę jego miejsce - rzekł Majster, który nie czekając na decyzję Kalmaha siedział już na stanowisku.
- Dobra, tylko traf go, nie bądź osioł jak tamten.
- Proszę się do mnie nie odzywać tym tonem.
Choć to Kalma był szefem, zrozumiał gdzie jest obecnie jego miejsce, więc zgodnie z uwagą Majstra wyciszył się.
Celność żołnierza była nad wyraz skuteczna. Dobrze namierzył wroga, i wystrzelił jeden, samo naprowadzający strzał. Zdezorientowany Smithin, widząc wrogi pocisk lecący w jego stronę, nie zdążył uciec. Został trafiony.
Odłamki skafandra poopadały na dół. Było widać płomienie, które stopniowo zaczęły obejmować jego mniejsze fragmenty. Bohater również spadał i to z ogromną prędkością. Będąc nieprzytomnym, jego ciało było bezwładne, nie mógł zapanować nad sytuacją.
Bitwa powietrzna trwała tylko kilka minut, pomimo klęski Smithina, Ravines zdążył uciec całkiem daleko, dzięki czemu dalszy pościg ze strony wroga był już nic nie warty i nie realny.

Rozdział IV - Nadzieja istnieje

Wedle zapowiedzi Smithina, Ravines leciał na Autrix trzy dni. Miał prowiant, łóżko, nawet autopilota, dzięki czemu podróż przebiegła mu szybko i przyjemnie. Wszystko było by w porządku, gdyby nie to, że dręczyły go wyrzuty sumienia. Możliwe było, że Smithin zginął, a banita nie mógł się z tym pogodzić. Dręczyła go myśl, że mógł temu zaradzić, w praktyce nic z tym nie zrobił.
W końcu doleciał do Centrum Dowodzenia Autrix, czyli do miejsca, w którym miał na niego czekać sam król Elvedrin. W rzeczy samej - Ravines zdążył ledwo co odstawić Blactroopera do hangaru, tamten już na niego oczekiwał.
Centrum Dowodzenia było wielkim szklanym budynkiem. Wszyscy uważali je , za Centrum całego Wielkiego Układu, choć nie znajdowało się w miejscu wielkich metropolii, ani na obszarze Thumithu. Banita, czuł się zaszczycony, że mógł zasiąść na przeciwko samego władcy - nie wielu mogło się pochwalić tym zaszczytem.
Wszedł do jego gabinetu(komnata króla znajdowała się w pałacu, natomiast jako zwierzchnik sił zbrojnych stacjonował w swoim niezbyt wielkim gabinecie i w garniturze. Miał na sobie srebrną maskę, jego zbroja błyszczała i odbijała promienie słoneczne niczym lustro). Zasiadł przed nim.
- Witam Wasza królewska mość.
- Miło Ciebie widzieć generale.
- Dawno już straciliście prawo, by mówić tak o mnie. Nie jestem już taki wytrwały, silny i bystry jak byłem niegdyś.
- Głupoty opowiadasz, na pewno sobie poradzisz. Musisz wyszkolić moich żołnierzy.
- Hmmm...no dobrze, głupi było by odmówić. A z kim walczymy, czy aby Criksal?
- Nie tylko on. Oświecony również może być trudnym rywalem.
- Rywalem? Przecież prowadziłem zjednoczone armię, które rozgromiły władcę Kireksu.
Masz coś konkretnie na myśli?
- Czujemy, że jesteśmy zagrożeni. Kalmah panikuje jakby ochronić Sytnie, przed natarciem. Nasi informatorzy stwierdzili, że Oświecony i Criksal wspólnie będą działali nad przejęciem Syntii, a zaraz potem ruszą na Okoto i na nas. Musimy się przygotować na wszelkie rozwiązana tego konfliktu. Myślimy nad sojuszem z Kalmą.
- Niech mi król wybaczy, ale to dość absurdalna decyzja. Kalmiahiczek próbował mnie przywłaszczyć, a Smithina zabić.
- Co Ty powiesz....ej zaraz zaraz, a gdzie on jest?
- On...poświecił się bym ja mógł tu przybyć. Nie wiem, co z nim, ale podejrzewam najgorsze. Miałem spotkać się z jego żoną, gdzie się ona znajduje?
- Czekaj, napiszę ci jej adres.
Ravines dostał jej namiary, po czym wyszedł z Centrum Dowodzenia. Zastanawiał się, jak miał jej to przekazać. Spodziewał się młodej dziewczyny, która najpewniej zapłacze się. Nie mylił się.
Powiedział jej to w ich wspólnym mieszkaniu. Padła na kanapę i zalała się łzami. Trzymała się za włosy, wyglądała jakby życie z niej odleciało. Wprawdzie, nie było jeszcze przesądzone, czy aby na pewno Smithin zginął, ale fakt, że się nie odezwał wydawał się być jednoznaczny.
Banita przysiadł do niej.
- Jak się nazywasz? - zapytał się jej.
- Senri - odparła, nadal będąc załamana.
- Senri, chcę Ci powiedzieć, że to moja wina. To ja go tam zostawiłem. Jako żołnierz, wiem, że nie powinienem, ale...
- Nie - ta mu przerwała - na to nie ma wymówki. Próbujesz mnie po prostu pocieszyć, choć wiesz, że nic to nie da.
W rzeczy samej- stan Senri wyglądał tragicznie, pocieszanie jej, tylko tworzyło nerwową atmosferę. Opłakiwania i podenerwowanie stawały się coraz to głębsze. Krople spadały z jej błękitnych oczu, z szybkością godną największej syntyjskiej ulewy.
Ravines postanowił, że pozostanie z nią do wieczora. Twardziel, pokazał, że też ma moralny obowiązek współczucia. Pomyślał, że to co on przeszedł to pikuś, przy tym co ją spotkało.
- Spodziewałam się z nim dziecka- rzekła bo dłuższych chwilach ciszy - i co ja teraz powiem mojemu synkowi - że jego tata zginął, ratując jakiegoś tam generała.
- Uważam to za zaszczyt, będziesz mogła mu tak powiedzieć.
- Skończ pie***yć, wiesz doskonale, że nie możesz mi pomóc. Właściwie, to czemu ze mną siedzisz? Czyżby wierzysz w nadzieję - mówiła podirytowana.
- Tak, siedzę tutaj, ponieważ nadzieja umiera ostatnia.


Rozdział V - Mroczny sojusz


Mrok jednak nigdy nie śpi i on również ma swój cel w tej wojnie. Oświecony, coraz to bardziej ucieka od ścieżki w której był honorowym i niezwykle bystrym przywódcą, do autostrady mającej prowadzić do ostatecznej konfrontacji. Criksal ma wszystko w czterech literach, obrał sobie za cel poszerzenie swego terytorium i to jest jego jedyny priorytet.
Obu łączy zaskakująco wiele. Chcą władzy, chcą wielkiego zwycięstwa, zależy im na sławie i dobrobycie. Nie mogło być inaczej....oboje spotkali się na Kireksie.
Oświecony wraz z obstawą udał się do pałacu, w którym miał się dogadać z przyszłym wspólnikiem. Weszli do mrocznego miejsca, pełnego dziwnych bożków, wielkich, czarnych figur, popękanych luster oraz obrzydliwego smrodu. Pałac miał mnóstwo pomieszczeń, widać, że oprocz roli reprezentacyjnej był także miejscem wielu eksperymentów biologicznych.
- Sprawdzić, czy nie ma przy sobie żadnego uzbrojenia - rozkazał Criksal swoim dość głupawo wyglądającym żołnierzom.
Kontrola nic nie wykazała, można było spokojnie wszystko przedyskutować.
- Zapewne, szukasz sojuszu? - rzekł wódz "tych głupich".
- Oczywiście, po to tu przybyłem. Chciałbym zawrzeć z Tobą współpracę. Coś by powiedział, gdyby zaraz po zdobyciu Syntii, przejąć Autrix i Okoto?
- Phi....nie zapomniałeś ilu moich braci i sióstr zginęło z ostrzy twoich wojowników podczas ostatniej wojny?
- Moich też to spotkało. A mimo to nie płaczą jako jakieś ślamazary.
- Ślamazary? Czy Ty cos sugerujesz?
- Tak, sugeruje, że bez nas w tej wojnie będziecie niczym.
- Pouczasz moich żołnierzy...
- Wybacz jeżeli Ciebie uraziłem, ale inaczej się nie dało.
- Nie, pokazałeś, że wiesz co powiedzieć we właściwym momencie. Nie boisz się prawdy i wolisz ją ponad jakieś marnie wyglądające kłamstwo. Fakt, są słabi. Gdyby nie ja, już dawno by nie żyli, a i tak sytuacja z nimi nie wygląda zbyt dobrze. Zgoda, jestem w stanie Tobie pomóc w przejęciu Autrix i Okoto. Musimy złączyć nasze siły, a wtedy móglby mnie zatrzymać chyba tylko Makuta!
- No to jak, sojusz?
- Sojusz.
Oboje podali sobie dłonie i uścisnęli je. Stali się tym samym siłą, z którą należy się liczyć.
Weszli następnie do pomieszczenia, pełnego map oraz fiolek z dziwnymi substancjami. Na samym środku stałe ogromne międzyplanetarne działo. Zostały do niego zamontowane gigantyczne rakiety.
- Przygotować Sharpy oraz wojsko do wymarszu - rzekł Criksal do jednego ze swych przydupasów - rozpoczynamy szturm na Syntię.

*

O ile tej dwójce poszło dość dobrze, tak Kalmah miał spory problem. Liczył się z tym, że jego wygłupy musiały być odbierane przez Autrix jako coś na wzór wypowiedzenia wojny. Sytuacja stała się jeszcze gorsza, kiedy Huki przekazał mu smutne wiadomości...
- Krzyk zapewne już nigdy nie będzie chodzić. Jego rana jest niezwykle ciężka, raczej z tego nie wyjdzie. Został uszkodzony jego układ nerwowy. To może być jego koniec. - mówił brązowy wojownik
- Kurcze, najlepszy łowca z waszego zakonu odpadł z gry. Ehhh...no trudno, teraz jesteś tylko Ty i Zelt.
- Sir, jest jeszcze jedna sprawa.
- Tak, słucham?
- Co mamy zrobić z tym "niby" posłańcem. Przeżył ostrzał Majstra, leży teraz na oddziale intensywnej terapii. Jest to moim zdaniem fatalna decyzja, proponuję likwidację.
- Skądże, w ten sposób Autrix stanie się naszym wrogiem, a ich nie potrzebujemy. Powiem nawet, że powinniśmy wezwać najlepszych lekarzy z całej Syntii by starali się go wyleczyć najbardziej, jak będzie to możliwe.
- Niech więc tak będzie.
Smithin i Krzyk leżeli w jednym szpitalu. Do obu zjeżdżały się legendy współczesnej medycyny. Rąk do pracy potrzebnych było mnóstwo, by móc ratować ich stan.
W tym samym czasie, Zelt udał się do chaty starego Gaka. Gaku był mędrcem, który dowodził Syntią przed Kalmahem. Słynął z swej mądrości i światłego umysłu, który był w stanie wysłuchać każdego i doradzić mu. Zelt nie był pewien czy to co robi jest właściwe, twierdził, że bijatyki nic nie dadzą w tym konflikcie. Myślał również, czy aby nie zrezygnować, ze służby zakonowi.
Musiało jednak dojść do komplikacji....w pewnym momencie rozległ się niesamowicie potężny huk . Ziemia zadrżała, a liście z drzew momentalnie opadły. Nieopodal dało się zauważyć dym oraz pożar. Był on wywołany pociskami Criksala...


Ostatnio zmieniony przez Smith! dnia Nie 11:33, 06 Lis 2016, w całości zmieniany 11 razy
Sob 15:24, 01 Paź 2016 Zobacz profil autora
DD



Dołączył: 23 Gru 2006
Posty: 3797
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: się bierze dyfrakcja światła?

Post Re: Banita - Ffick Smitha
No, nie najgorsze. Jednakże przyczepię się do tego, że jak na prolog, wyłożyłeś kawał fabuły przynajmniej na cały jeden rozdział. I to wypisywanie dowódców, wojen itp. W prologu to niepotrzebne. Nakreśl tylko że jest świat, jest parę planet, i jest napięcie między nimi.

Jak za dużo wciśniesz do takiego krótkiego tekstu, wygląda to wtedy jak streszczenie większej powieści.

Ponadto:

Smith! napisał:
Około 10 lat temu doszło do pierwszego ataku z ich strony. Zaatakowali Syntię całą swoją obecną armią.


Skoro to było 10 lat temu, to chyba ówczesną armią, a nie obecną? Chyba że źle zinterpretowałem to zdanie.

No i duży minus za wprowadzenie Kalmahiczka - zrujnowałeś mi imersję świata przedstawionego.

Pisz dalej, zobaczymy jak to się rozwinie.
Sob 15:57, 01 Paź 2016 Zobacz profil autora
Smith!
Redaktor


Dołączył: 23 Kwi 2016
Posty: 513
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ŚWIAT

Post
Poprawiłem na "ówczesną", dzięki za korektę Bardzo wesoły
Jeśli chodzi o długość, oraz dość duży materiał jak na prolog, zależało mi na to, by uchwycić jak najwięcej rzeczy.
Co do Kalmahiczka, jego postać, jest pewnym urozmaiceniem, ale zapewniam, że jego charakter i związek przyczynowo skutkowy mu towarzyszący będzie dość istotny. Oczywiście, nie mogę w pełni zdradzić, dlaczego akurat Kamler.
Sob 16:56, 01 Paź 2016 Zobacz profil autora
-Krzyk-
Administrator


Dołączył: 26 Sie 2009
Posty: 1318
Przeczytał: 7 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: ? Gdzie? Jak?

Post
Zgodzę się z DD, wyłożenie takiego kawału ekspozycji odejmuje FFowi nuty tajemnicy tego, co się wydarzyło przed jego akcją i przez to sama akcja traci na wartkości, bo czytelnik musi przebrnąć przez opisy... Ale jak to napisał DD, zobaczymy co będzie dalej.
Czw 16:14, 06 Paź 2016 Zobacz profil autora
Smith!
Redaktor


Dołączył: 23 Kwi 2016
Posty: 513
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ŚWIAT

Post
Rozdział I - Drewniana chatka

Region ziemi był miejscem, gdzie Smithin miał odnaleźć Ravinesa. Dostał od Elvedrina dane z miejscem jego obecnej lokalizacji. Po 3 dniach podróży, trafił na pustkowie, mające być obecnym miejscem zamieszkania dawnego generała.
Ujrzał nieopodal miejsca zaparkowania BlackTroopera drewnianą chatę, która pierwotne pasowała do opisu, jaki wręczył mu król. Postanowił, że zajdzie do niej i spotka poszukiwanego.
Nie miał jednocześnie pewności czy plan wypali i czy czasem ktoś nie postanowił już zdobyć i przekabacić Ravinesa do własnych celów. Mógł tylko liczyć na jego dawną lojalność wobec dworu Autrix i na łut szczęścia.
Zastukał do drzwi, po chwili otworzyła je tajemnicza postać. Miała ciemnoczerwony pancerz i błękitne jak niebiosa oczy. Zgarbiony i ponury, zamiast prawej dłoni dzierżył wmontowaną na jej miejscu maczetę.
-Czego? - rzekł tajemniczy gospodarz.
- Dzień dobry. Szukam Ravinesa, generała Ravinesa. Czy widział go pan lub wie, gdzie może przebywać. - odpowiedział niepewnie posłaniec.
- Dawno już stracił prawo by go tak nazywać. Nie przyjmuje on żadnych sojuszy, nic go nie interesuje i nie miesza się w żadne głupie konflikty.
- Pan nim jest, nieprawdaż?
- Bystry jesteś młodzieńcze - poszukiwany miał teraz chwile by spojrzeć na przybysza. Był on średniego wzrostu, bardzo szczupły, ubrany w płaszcz. Jego pancerz był zbudowany w "łagodnym stylu", a kolory jakie posiadał, były to jasnoniebieski i srebrny. Miał ze sobą również sakiewkę, oraz ciekawie wyprofilowaną maskę z wizjerem. Ravines postanowił kontynuować - nie zmienia to faktu, że nie mogę Tobie pomóc.
- Proszę pana, samemu Elvedrinowi zależy by móc walczyć u pańskiego boku.
- Elvedrinowi, tak...dobra właź do środka.
Smithin posłusznie wykonał polecenie i znalazł się w chatce. Była niemalże po brzegi wypełniona rynsztunkiem wojennym, odznakami i wieloma innymi rzeczami związanymi z dawnym konfliktem.
- Widzisz posłańcu....zaraz jak masz na imię- spytał się zgarbiony banita.
- Smithin, sir.
- Nie mów do mnie sir. Słuchaj, przychodzili do mnie chyba wszyscy: najpierw posłaniec Oświeconego, potem sam Kalmahiczek zaczął błagać na klęczkach bym obronił Syntię. Zawsze odmawiałem. Muszę i teraz odmówić, bo widzisz...nie jestem już taki sam jak niegdyś.
- Co, ale jak to? Te wszystkie trofea, miecze, topory. Przecież to jest symbol pańskich wspomnień. W głębi duszy wiem, że lubił pan tamte czasy. Co się mogło stać?
- Ha ha, no widzisz, niestety nie jestem w takiej samej formie jak kiedyś. Jestem znacznie starszy i słabszy, mam słabe nerwy i cierpię na mnóstwa choróbsk - tutaj Ravines chrząknął teatralnie.
- Akurat. Bez obrazy, ale mnie nie da się tak łatwo spławić. To poważna sprawa.
- Ehh...i cóż mi z tego, jeśli bym Wam pomógł. Zwyczajnie mi się nie chce. Boję się ryzyka. Nie chcę by Oświecony mnie ścigał. On się zmienił od czasu zwycięstwa. Jest chamem i robi wszystko, by żyło mu się jak najlepiej.
- Zapewniam Ciebie, że pomoc dawnej ojczyźnie jest ważna.
- Może, ale teraz moim miejscem zamieszkania jest Okoto, nie Autrix. - usiadł na fotelu, po czym dalej mówił - mam dobre kontakty z tutejszą obrończynią, Korgot. Jakby Oświecony chciał mnie dopaść, to zrobiłby to wszędzie, ale nie tu.
- Czekaj, coś Ci pokażę - Smithin również przysiadł, zrzucił z siebie płaszcz i pogrzebał w sakwie. Wyjął z niej zdjęcie - oto moja dziewczyna, jest obecnie na Autrix. Criksal będzie chciał ją i cały lud zgładzić, co byś w tej sytuacji zrobił.
- Współczuł.
- Kurcze, nie! Pomógłbyś mi ją ocalić, prawda? Pomógłbyś ocalić całą Autrix, gdybyś spiął pośladki i ruszył tęgą dupę z tego fotela, a nie siedział i rozmyślał - rzekł mocno podirytowany Smithin, po czym dodał - Przepraszam nie wiem, co mnie ponio...
- Nie. - przerwał mu gospodarz - masz rację. Tego mi było trzeba, jakiejś motywacji. Fakt, mój tyłek nie jest obecnie w stanie idealnym, dlatego pora to zmienić. Dobra, trudno, najwyżej zginę, ale na moim nagrobku nie będzie wtedy pisało, że "zapierdział w fotel", tylko "zginął w obronie ojczyzny". Zapiszę się po raz kolejny w kartach historii jako bohater. Tak, to brzmi dobrze, zgadzasz się?
- Zgadzam. Więc jak, możemy liczyć na Twoją pomoc?
- Jasne, kiedy wyruszamy?
- Najlepiej teraz.
Normalna osoba by się zdziwiła, ale Ravines nie był do końca normalny. Podbiegł do drugiego(zarazem ostatniego) pomieszczenia, pełniącego rolę sypialni i zaczął się pakować do plecaka. Po piętnastu minutach był gotowy i począł się żegnać z każdym meblem z osobna. Gdy skończył dziwaczny rytuał, oboje wyszli zostawiając domek pustym.
Posłaniec sądził, że spotkał się z trudnym zadaniem, choć kłopoty dopiero się zaczynały. Widzieli już zaparkowany statek i trzy, ponuro wyglądające postacie, zbliżające się w ich kierunku.


Ostatnio zmieniony przez Smith! dnia Czw 16:27, 06 Paź 2016, w całości zmieniany 1 raz
Czw 16:27, 06 Paź 2016 Zobacz profil autora
Smith!
Redaktor


Dołączył: 23 Kwi 2016
Posty: 513
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ŚWIAT

Post
Rozdział II - Zakon łowców


W końcu musiało dojść do momentu, w którym się ze sobą spotkali. Ravines i Smithin ledwo co widzieli osobników zagradzających im drogę - południowe, światło słoneczne nie dawało im spokoju. Skwar nie mógł jednak przerwać ich spotkania. Gdy podeszli ku sobie, wychylił się jeden z grupki, ubrany w niebieską zbroję.
- Szukamy Ravinesa. Czy jest to może pan? - zwrócił się do niego, a temu przeszła przez głowę myśl, że naprawdę się wszyscy na niego uwzięli.
- Ta, a co? - burknął niechętnie.
- Przesyła nas Kalmar, który nas wynajął, byśmy Ciebie do niego przyprowadzili. Pójdziesz z własnej woli, czy ma zaboleć? - rzekł narwany kompan tajemniczej grupy.
- Z własnej woli raczej nie...także tak - musi zaboleć - odparł Ravines.
- Poczekajcie, może da się do rozwiązać w jakiś inny....
Na to było już za późno. Doszło do szarpaniny. Niebieski wojownik postanowił się nie mieszać. Widać, że był jeszcze nowy i jego stanowisko podczas tej misji nie specjalnie przypadło mu do gustu. Tymczasem Ravines rzucił wyzwanie narwańcowi, który ubrany był w brązową zbroję, nosił Kakamę i ciężki młot.
Zaczęli się wzajemnie kopać i bić, co chwilę było także słychać odgłos uderzania o siebie młota i ostrza. W końcu Ravines(pomimo sporawego wieku i niezbyt dobrej kondycji) zdołał obalić napastnika. Szarpnął nim za kurtkę, na której napisane było "Huki".
Huki, bo tak go "ochrzcił" wleciał akurat w ostatniego przeciwnika. Najsilniejszego i najwyższego z nich wszystkich.
Zdenerwowany zaszarżował w kierunku dawnego banity. Ravines nie mógł się z nim równać. Potężne łapska złapały go za gardło i były gotów dusić. Wtem jednak na ratunek podbiegł Smithin. Nie na wiele się to zdało - posłaniec został zastawiony przez niebieskiego łowcę, który był gotów go zadźgać swoim trójzębem.
- Weźcie dajcie mu spokój, odpuście nam, co? - spytał z błaganiem Smithin.
- Jesteśmy Zelt, Krzyk i Huki, Zakon Łowców nie odpuszcza. Nie chcę Ciebie zabijać, ale uczynię to, jeżeli nie będę miał wyboru IMO- odrzekł domniemany Smithinowi Zelt.
Uścisk Krzyka stawał się coraz to mocniejszy. Ravines bladł z każdą to kolejną chwilą. Zaraz miał zostać uduszony. Wtedy jednak nadeszła pomoc.
Krzyk został ugodzony pociskiem prosto w kręgosłup. Upadł, a wraz z nim Ravines. Zelt postanowił ocalić kumpli przed dziwnymi istotami, które dokonywały na nich ostrzału z znajdującej się nieopodal góry. Zabrał Hukiego i Krzyka, po czym dał nogi za pas. Smithinowi nie chciało się gonić łowców, uznał, że jego priorytetem jest przywrócenie funkcji życiowych Ravinesa.
Dokonał resustytacji krążeniowo oddechowej i po chwili "emeryt" znów mógł stać o własnych siłach. Zaraz potem z góry zbiegli dwaj Okotoranie.
- Nic Ci nie jest? - spytała kobieta.
- Nie Korgot, wszystko w porządku. To byli łowcy, oni chcieli wydać mnie Kalmahiczkowi, ale się im nie dałem.
- Raczej to my nie daliśmy im Was zabrać. A ty to kto? - spojrzał i jednocześnie pytał drugi, zielony łucznik.
- Smithin. Ponawiam to samo pytanie. - odpowiedział posłaniec.
- Oto Korgot, obrończyni ziemi, a ja jestem Vizuna, obrońca dżungli. Mieliście szczęście, że akurat byliśmy w pobliżu.
W rzeczy samej - gdyby nie pomoc obrońców, ta dwójka już by nie żyła. Sytuacja u członków zakonu miała się znacznie gorzej....stan Hukiego wprawdzie się poprawił, ale Krzyk wciąż był nie przytomny. Zeltowi mógł pomóc jedynie fart, lub szybka pomoc od jakiejś osoby z zewnątrz.
Szczęście postanowiło zawalczyć nad życiem Krzyka - wokół rozległy się odgłosy silników, niebo stało się czarne, a oddech stanął wszystkim w piersiach. Spłoszone ptaki latały w zamęcie, a rośliny z racji na dym z gigantycznej maszyny zaczęły więdnąć. Ukazał się wielki Syntiotron - największy statek kosmiczny znany wszystkim galaktykom. Kalmahiczek przybył...


Ostatnio zmieniony przez Smith! dnia Pią 13:53, 21 Paź 2016, w całości zmieniany 2 razy
Sob 15:08, 08 Paź 2016 Zobacz profil autora
Toa of Joke



Dołączył: 13 Sie 2016
Posty: 188
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Polski

Post
Ciekawe, czekam na dalsze rozdziały Wesoły
Nie 14:03, 09 Paź 2016 Zobacz profil autora
Smith!
Redaktor


Dołączył: 23 Kwi 2016
Posty: 513
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ŚWIAT

Post
Rozdział III - Bohaterski posłaniec


- Toż to Kalmah, w nogi - powiedział Smithin, po czym on i Ravines podbiegli jak najszybciej do Blacktroopera.
Zajęli miejsce za sterami niewielkiego, czarnego statku. Wzlecieli najszybciej jak się dało. Syntiotron nie zamierzał jednak odpuszczać i postanowił rozpocząć pościg. Widać było, że chęć zdobycia banity, była dla Kalmahiczka czymś niezwykle potrzebnym i ważnym, przerodziła się w obsesje.
Na szczęście przywódca syntyjczyków był spowolniony, gdyż musiał zabrać konającego Krzyka wraz z pozostałymi łowcami. Otworzono właz, po czym jeden z najwierniejszych żołnierzy Kalmaha, nazywany Majstrem wpuścił ich do środka i pomógł z Krzykiem.
- Tam są - wskazał zadyszany i pełny adrenaliny Zelt.
- Bez obawy. Zaraz ich zestrzelimy - odparł pilot.
- Chcecie ich zestrzelić? Możecie ich w ten sposób zabić.
- Ja człowiek z mackami wiem, co mój pilot robi. Czy obrażasz w ten sposób mój majestat?
- Nie. - po chwili dodał po cichu do Hukiego stojącego obok niego. - kurcze, teraz to się odezwał gorzej niż Oświecony.
Na dalszy dialog nie było jednak czasu. Wyścig za uciekinierami wciąż trwał. Korgot i Vizuna obserwowali z dołu, jak to Syntiotrion otworzył ogień. Blacktrooper choć był mniejszy, braki w rozmiarach nadrabiał nie porównywanie lepszą zwrotnością, trudno było go trafić.
- Ravines przejmij stery - krzyknął Smithin.
Ten posłusznie wykonał rozkaz i zamienili się miejscami.
- Zaraz zaraz, skoro nie będziesz sterował, to co zamierzasz zrobić?
- Powiem Tobie, ale dopiero za moment. Teraz ty posłuchaj mnie. Masz włączonego autopilota, więc sterować będziesz musiał jedynie nieopodal centrum dowodzenia wojsk Autrix, gdy do niego dolecisz za jakieś 3 dni. Ja postaram się opóźnić tamtych, lecących za nami. - po chwili pociągnął za wajchę znajdującą się na jednej z ścian statku. Ukazała się wielka zbroja, która mogła przesądzić o wyniku starcia - W ten sposób zamierzam ich opóźnić. To skafander bojowy, z butami odrzutowymi oraz rękawicami. Powiedz mojej wybrance, że ją kocham.
Dzielny posłaniec przywdział "kombinezon". Ravines siedział jak wmurowany i nie wiedział co powiedzieć. W końcu z jego ust wydobyły się następujące słowa.
- Ryzykujesz swoje życie dla mnie?
- Tak dla Ciebie, i dla całego Autrix.
Smithin postanowił, że nie będzie przedłużał rozmowy, ubrany i gotowy do kontrataku, nacisnął przycisk, który otworzył wejście. Odpalił buty odrzutowe i odleciał. Rozpoczął ostrzał swoimi rękawicami bojowymi. Moduły wroga znalazły się pod śmiercionośną salwą.
Kalmahiczek był zmuszony poprzestać pościg i rozpocząć natarcie na jegomościa, który latał wokół Syntiotronu i nie odpuszczał.
- No zestrzelisz go czy nie? - spytał się rozłoszczony wódz syntyjczyków do jego pilota.
- Staram się.
Nie na wiele się zdały jego starania - jeden pocisków odbił się od pancerza i rozbił część kokpitu. Wspomniany pocisk przeszył mu wnętrzności. Pilot runął martwy na podłogę.
- Zajmę jego miejsce - rzekł Majster, który nie czekając na decyzję Kalmaha siedział już na stanowisku.
- Dobra, tylko traf go, nie bądź osioł jak tamten.
- Proszę się do mnie nie odzywać tym tonem.
Choć to Kalma był szefem, zrozumiał gdzie jest obecnie jego miejsce, więc zgodnie z uwagą Majstra wyciszył się.
Celność żołnierza była nad wyraz skuteczna. Dobrze namierzył wroga, i wystrzelił jeden, samo naprowadzający strzał. Zdezorientowany Smithin, widząc wrogi pocisk lecący w jego stronę, nie zdążył uciec. Został trafiony.
Odłamki skafandra poopadały na dół. Było widać płomienie, które stopniowo zaczęły obejmować jego mniejsze fragmenty. Bohater również spadał i to z ogromną prędkością. Będąc nieprzytomnym, jego ciało było bezwładne, nie mógł zapanować nad sytuacją.
Bitwa powietrzna trwała tylko kilka minut, pomimo klęski Smithina, Ravines zdążył uciec całkiem daleko, dzięki czemu dalszy pościg ze strony wroga był już nic nie warty i nie realny.
Czw 18:01, 20 Paź 2016 Zobacz profil autora
Smith!
Redaktor


Dołączył: 23 Kwi 2016
Posty: 513
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ŚWIAT

Post
Rozdział IV - Nadzieja istnieje

Wedle zapowiedzi Smithina, Ravines leciał na Autrix trzy dni. Miał prowiant, łóżko, nawet autopilota, dzięki czemu podróż przebiegła mu szybko i przyjemnie. Wszystko było by w porządku, gdyby nie to, że dręczyły go wyrzuty sumienia. Możliwe było, że Smithin zginął, a banita nie mógł się z tym pogodzić. Dręczyła go myśl, że mógł temu zaradzić, w praktyce nic z tym nie zrobił.
W końcu doleciał do Centrum Dowodzenia Autrix, czyli do miejsca, w którym miał na niego czekać sam król Elvedrin. W rzeczy samej - Ravines zdążył ledwo co odstawić Blactroopera do hangaru, tamten już na niego oczekiwał.
Centrum Dowodzenia było wielkim szklanym budynkiem. Wszyscy uważali je , za Centrum całego Wielkiego Układu, choć nie znajdowało się w miejscu wielkich metropolii, ani na obszarze Thumithu. Banita, czuł się zaszczycony, że mógł zasiąść na przeciwko samego władcy - nie wielu mogło się pochwalić tym zaszczytem.
Wszedł do jego gabinetu(komnata króla znajdowała się w pałacu, natomiast jako zwierzchnik sił zbrojnych stacjonował w swoim niezbyt wielkim gabinecie i w garniturze. Miał na sobie srebrną maskę, jego zbroja błyszczała i odbijała promienie słoneczne niczym lustro). Zasiadł przed nim.
- Witam Wasza królewska mość.
- Miło Ciebie widzieć generale.
- Dawno już straciliście prawo, by mówić tak o mnie. Nie jestem już taki wytrwały, silny i bystry jak byłem niegdyś.
- Głupoty opowiadasz, na pewno sobie poradzisz. Musisz wyszkolić moich żołnierzy.
- Hmmm...no dobrze, głupi było by odmówić. A z kim walczymy, czy aby Criksal?
- Nie tylko on. Oświecony również może być trudnym rywalem.
- Rywalem? Przecież prowadziłem zjednoczone armię, które rozgromiły władcę Kireksu.
Masz coś konkretnie na myśli?
- Czujemy, że jesteśmy zagrożeni. Kalmah panikuje jakby ochronić Sytnie, przed natarciem. Nasi informatorzy stwierdzili, że Oświecony i Criksal wspólnie będą działali nad przejęciem Syntii, a zaraz potem ruszą na Okoto i na nas. Musimy się przygotować na wszelkie rozwiązana tego konfliktu. Myślimy nad sojuszem z Kalmą.
- Niech mi król wybaczy, ale to dość absurdalna decyzja. Kalmiahiczek próbował mnie przywłaszczyć, a Smithina zabić.
- Co Ty powiesz....ej zaraz zaraz, a gdzie on jest?
- On...poświecił się bym ja mógł tu przybyć. Nie wiem, co z nim, ale podejrzewam najgorsze. Miałem spotkać się z jego żoną, gdzie się ona znajduje?
- Czekaj, napiszę ci jej adres.
Ravines dostał jej namiary, po czym wyszedł z Centrum Dowodzenia. Zastanawiał się, jak miał jej to przekazać. Spodziewał się młodej dziewczyny, która najpewniej zapłacze się. Nie mylił się.
Powiedział jej to w ich wspólnym mieszkaniu. Padła na kanapę i zalała się łzami. Trzymała się za włosy, wyglądała jakby życie z niej odleciało. Wprawdzie, nie było jeszcze przesądzone, czy aby na pewno Smithin zginął, ale fakt, że się nie odezwał wydawał się być jednoznaczny.
Banita przysiadł do niej.
- Jak się nazywasz? - zapytał się jej.
- Senri - odparła, nadal będąc załamana.
- Senri, chcę Ci powiedzieć, że to moja wina. To ja go tam zostawiłem. Jako żołnierz, wiem, że nie powinienem, ale...
- Nie - ta mu przerwała - na to nie ma wymówki. Próbujesz mnie po prostu pocieszyć, choć wiesz, że nic to nie da.
W rzeczy samej- stan Senri wyglądał tragicznie, pocieszanie jej, tylko tworzyło nerwową atmosferę. Opłakiwania i podenerwowanie stawały się coraz to głębsze. Krople spadały z jej błękitnych oczu, z szybkością godną największej syntyjskiej ulewy.
Ravines postanowił, że pozostanie z nią do wieczora. Twardziel, pokazał, że też ma moralny obowiązek współczucia. Pomyślał, że to co on przeszedł to pikuś, przy tym co ją spotkało.
- Spodziewałam się z nim dziecka- rzekła bo dłuższych chwilach ciszy - i co ja teraz powiem mojemu synkowi - że jego tata zginął, ratując jakiegoś tam generała.
- Uważam to za zaszczyt, będziesz mogła mu tak powiedzieć.
- Skończ pie***yć, wiesz doskonale, że nie możesz mi pomóc. Właściwie, to czemu ze mną siedzisz? Czyżby wierzysz w nadzieję - mówiła podirytowana.
- Tak, siedzę tutaj, ponieważ nadzieja umiera ostatnia.
Pon 11:23, 24 Paź 2016 Zobacz profil autora
Smith!
Redaktor


Dołączył: 23 Kwi 2016
Posty: 513
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ŚWIAT

Post
Rozdział V - Mroczny sojusz


Mrok jednak nigdy nie śpi i on również ma swój cel w tej wojnie. Oświecony, coraz to bardziej ucieka od ścieżki w której był honorowym i niezwykle bystrym przywódcą, do autostrady mającej prowadzić do ostatecznej konfrontacji. Criksal ma wszystko w czterech literach, obrał sobie za cel poszerzenie swego terytorium i to jest jego jedyny priorytet.
Obu łączy zaskakująco wiele. Chcą władzy, chcą wielkiego zwycięstwa, zależy im na sławie i dobrobycie. Nie mogło być inaczej....oboje spotkali się na Kireksie.
Oświecony wraz z obstawą udał się do pałacu, w którym miał się dogadać z przyszłym wspólnikiem. Weszli do mrocznego miejsca, pełnego dziwnych bożków, wielkich, czarnych figur, popękanych luster oraz obrzydliwego smrodu. Pałac miał mnóstwo pomieszczeń, widać, że oprocz roli reprezentacyjnej był także miejscem wielu eksperymentów biologicznych.
- Sprawdzić, czy nie ma przy sobie żadnego uzbrojenia - rozkazał Criksal swoim dość głupawo wyglądającym żołnierzom.
Kontrola nic nie wykazała, można było spokojnie wszystko przedyskutować.
- Zapewne, szukasz sojuszu? - rzekł wódz "tych głupich".
- Oczywiście, po to tu przybyłem. Chciałbym zawrzeć z Tobą współpracę. Coś by powiedział, gdyby zaraz po zdobyciu Syntii, przejąć Autrix i Okoto?
- Phi....nie zapomniałeś ilu moich braci i sióstr zginęło z ostrzy twoich wojowników podczas ostatniej wojny?
- Moich też to spotkało. A mimo to nie płaczą jako jakieś ślamazary.
- Ślamazary? Czy Ty cos sugerujesz?
- Tak, sugeruje, że bez nas w tej wojnie będziecie niczym.
- Pouczasz moich żołnierzy...
- Wybacz jeżeli Ciebie uraziłem, ale inaczej się nie dało.
- Nie, pokazałeś, że wiesz co powiedzieć we właściwym momencie. Nie boisz się prawdy i wolisz ją ponad jakieś marnie wyglądające kłamstwo. Fakt, są słabi. Gdyby nie ja, już dawno by nie żyli, a i tak sytuacja z nimi nie wygląda zbyt dobrze. Zgoda, jestem w stanie Tobie pomóc w przejęciu Autrix i Okoto. Musimy złączyć nasze siły, a wtedy móglby mnie zatrzymać chyba tylko Makuta!
- No to jak, sojusz?
- Sojusz.
Oboje podali sobie dłonie i uścisnęli je. Stali się tym samym siłą, z którą należy się liczyć.
Weszli następnie do pomieszczenia, pełnego map oraz fiolek z dziwnymi substancjami. Na samym środku stałe ogromne międzyplanetarne działo. Zostały do niego zamontowane gigantyczne rakiety.
- Przygotować Sharpy oraz wojsko do wymarszu - rzekł Criksal do jednego ze swych przydupasów - rozpoczynamy szturm na Syntię.

*

O ile tej dwójce poszło dość dobrze, tak Kalmah miał spory problem. Liczył się z tym, że jego wygłupy musiały być odbierane przez Autrix jako coś na wzór wypowiedzenia wojny. Sytuacja stała się jeszcze gorsza, kiedy Huki przekazał mu smutne wiadomości...
- Krzyk zapewne już nigdy nie będzie chodzić. Jego rana jest niezwykle ciężka, raczej z tego nie wyjdzie. Został uszkodzony jego układ nerwowy. To może być jego koniec. - mówił brązowy wojownik
- Kurcze, najlepszy łowca z waszego zakonu odpadł z gry. Ehhh...no trudno, teraz jesteś tylko Ty i Zelt.
- Sir, jest jeszcze jedna sprawa.
- Tak, słucham?
- Co mamy zrobić z tym "niby" posłańcem. Przeżył ostrzał Majstra, leży teraz na oddziale intensywnej terapii. Jest to moim zdaniem fatalna decyzja, proponuję likwidację.
- Skądże, w ten sposób Autrix stanie się naszym wrogiem, a ich nie potrzebujemy. Powiem nawet, że powinniśmy wezwać najlepszych lekarzy z całej Syntii by starali się go wyleczyć najbardziej, jak będzie to możliwe.
- Niech więc tak będzie.
Smithin i Krzyk leżeli w jednym szpitalu. Do obu zjeżdżały się legendy współczesnej medycyny. Rąk do pracy potrzebnych było mnóstwo, by móc ratować ich stan.
W tym samym czasie, Zelt udał się do chaty starego Gaka. Gaku był mędrcem, który dowodził Syntią przed Kalmahem. Słynął z swej mądrości i światłego umysłu, który był w stanie wysłuchać każdego i doradzić mu. Zelt nie był pewien czy to co robi jest właściwe, twierdził, że bijatyki nic nie dadzą w tym konflikcie. Myślał również, czy aby nie zrezygnować, ze służby zakonowi.
Musiało jednak dojść do komplikacji....w pewnym momencie rozległ się niesamowicie potężny huk . Ziemia zadrżała, a liście z drzew momentalnie opadły. Nieopodal dało się zauważyć dym oraz pożar. Był on wywołany pociskami Criksala...
Nie 9:26, 06 Lis 2016 Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:    
Odpowiedz do tematu    Forum PFB Strona Główna » Tekst Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do: 
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Design by Freestyle XL / Music Lyrics.
Regulamin