Forum PFB Strona Główna
RejestracjaSzukajFAQUżytkownicyGrupyGalerieZaloguj
[Fan Fick] Mokushi czyli puszczone wodze fantazji.

 
Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum PFB Strona Główna » Tekst Zobacz poprzedni temat
Zobacz następny temat
[Fan Fick] Mokushi czyli puszczone wodze fantazji.
Autor Wiadomość
Mertis
Dawny Moderator


Dołączył: 10 Lut 2006
Posty: 1900
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 5/5
Skąd: z Gliwic

Post [Fan Fick] Mokushi czyli puszczone wodze fantazji.
Rozpoczynam nowy FF wiem że i tak nikt go nie przeczyta. W sumie to juz go skończyłem. Będę wrzucal rozdziałami. Tak jest wygodniej. życze miłej lektury. Nie oceniajcie go bo i tak wszystko będzie w stylu
Cytat:
łał super 10/10 pisz dalej

Więc nie chce oceny. Tylko jakieś najeżdzające komentarze co wam się podoba a co nie
Cytat:
Łe akcja się za wolno rozwija, A ta postać ujowo wygląda itede.
Więc jeszcze raz życzę miłej lektury Rozbawiony

Cytat:
Są matoranie witający każdy nowy dzień słowami: "Dzień dobry Mata-nui!" i są też tacy którzy witają: "Dobry Mata-nui, Dzień!". No cóż ja stanowczo należałem do tych drugich. Powiedział matoran idący ulicami mokushi-nui. Miasta wysoko rozbudowanego ale pełnego tradycji. Znów jakiś dzieciak obrabował sklep. Policja była natychmiast. Paskudni kapusie. 3 po-matoran w mundurach asekurowani przez te dziwaczne pojazdy. Skręciłem w najbliższą uliczkę. Nie przepadam za tymi maszynami. Wysysają pamięć z otoczenia. Przez nie wiele rzeczy traci duszę. Nie ważne. Ide spokojnie tunelem. Nagle syreny. Są coraz bliżej.
–Czyżby ktoś chciał się zemścić i na mnie wykapował. No cóż nikt nie jest bez grzechu niektórzy jednak umieją się wyspowiadać. Ja widocznie zapomniałem. Ale wiecie co nie dam się złapać. Muszą się trochę namęczyć- pomyślał poczym wyskoczył przez barierkę wylądował na dach starego budynku. Za nim wylądowały keisatsu. Potem kilku uzbrojonych matoran. Ale jak złapać kogoś kto jest swego rodzaju mistrzem kamuflażu. Ale jak wiadomo każdy czasem się potyka nawet on. Wyskoczył za kolejną barierkę na magnetyczny pas. Pojazd próżniowy jedzie z prędkością 800 km/h tak więc ból jest niewielki. Od razu zrywasz rdzeń kręgowy. Przynajmniej bezbolesna śmierć.


Bywają momenty że człowiek budzi się jak w jakimś tandetnym horrorze. Na biało pomalowane ściany, jacyś laboranci grzebiący Ci w wnętrznościach. Najgorzej jak okaże się że to nie sen a jawa. Tak było tym razem. Saard starał się wyrwać z tego stołu tortur. Przytrzymały go pasy. Nagle przypomniał sobie że jakiś czas temu wypieprzył w niego rozpędzony pojazd próżniowy.
–Czy tak więc wygląda Arthaka? - zapytał. –Raczej Karzahni- usłyszał w odpowiedzi. No tak. Został rozpieprzony na drobny mak to go teraz do kupy składają. Westchnął. A więc tak wygląda życie po życiu. Inaczej to sobie wyobrażał. Raczej jak unoszącą się maską wprost w objęcia Mata-nui’ego.
–Chyba skończyli bo Se poszli- pomyślał próbując się dźwignąć. No tak dostał zastrzyk przeciwbólowy. Ledwo ustał na nogach.
–Jakoś się trzymam.- Odparł robiąc parę kroków. We łbie kręciło mu się jak w mikserze. Jakoś wyszedł. Przed sobą miał palącą krainę na myśl przypominającą Hiroszimę i Nagasaki po 45 roku. No nic czas się przejść. Ruszył przed siebie. Jacyś matoranie pracowali. Saard nie przepadał za pracą to też teraz się jej nie podjął. Doszedł do jakiegoś pałacu.
-Tu pewnie szef mieszka. Pogadam Se o należnościach. –Powiedział wchodząc do zamku pełnego pokoi.
-Widziałem taki film chyba się dom bez klamek nazywał, a może dom bez wychodka dla pieska. Nevermind. – Skomentował. Doszedł do starych wrót ze złoconym napisem „Pan i Władca Karzahni” Co miał zrobić popchał lekko drzwi i wszedł.
– Ty który wchodzisz żegnaj się z nadzieją. – po raz kolejny skomentował idąc do wielkiego tronu. W pomieszczeniu było ciemno jak w dupie podczas siedzenia na klopie to więc nie zauważył kto jest tym Panem i władcą. Gdy był tuż przed nim kilkanaście matoran zapaliło pochodnie. Oświetliła się powykręcana maska Karzahniego.
- Wakka, Wakka kto narusza moją prywatność? -Zapytał głosem gardłowym jak gdyby wydobywającym się z poderżniętego gardła.
-Ja? – Odparł niepewnie Saard. –Jaki Ja? Przedstaw się i powiedz na co czekasz.-
- Saard detektyw z wyspy Mokushi-Nui. Przybywam tu aby się dowiedzieć kiedy mogę opuścić to miejsce.
-Wakka Wakka że niby ja Cię puszczę od tak sobie. To że poskładałem Cię do kupy były moim pieprzonym obowiązkiem ale to że Cię wypuszczę to już za dużo. Tak więc wróc do pracy.
-Nie chce mi się. Po co pracować. Niewolnictwo na naszej wyspie zniesiono koło 4 000 r.p.z.m.n. Więc niby czemu mam pracować ?
Karzahni nie wytrzymał jego maska zapłonęła żywym srebrem. Saard wpadł w trans. Widział wizję wybuchu krainy w której jest, a także 4 istoty stojące w tych płomieniach. Kilku służących Karza musiało go wynosić. Toczył pianę z pyska. Przykuli go łańcuchami i wcisnęli na siłę kawałek zgniecionego pręta służącego jak łopata. Gdy doszedł do siebie bezwolnie robił dziurę w ziemi.
-Cholera. Praca ogłupia. – Powiedział starając się przestać. Starał się ale nie mógł. Zdał sobie sprawę te łańcuchy wymuszają na jego nowym ciele aby pracowało bezwolnie. Gdy zadzwonił gigantyczny dzwon wszyscy nagle przestali pracować. To była szansa. Saard przypatrzył się tym łańcuchom. Stworzone z jakiegoś nieznanego materiału. Kilka zabaw starym drucikiem którym przyszyta była jego stopa i kajdany puściły.
- Nie ma zamku którego nie otworzy mistrz złodziejskiego fachu z Mokushi-Nui. Odparł Saard. Wyrzucając łańcuchy do najbliższego kontenera na energetyczne protodermis. Głośny syk.
-No to z łańcuchów pozostało tylko wspomnienie- Powiedział otrzepując ręce. Nagle usłyszał czyjeś wołanie. Odwrócił się i zobaczył coś co przypominało Onu-matorana. Podszedł do niego.
-Wiem jak się stąd uwolnić musisz tylko mnie rozkuć z tych cholernych kajdan. – Wyszeptał.
-Hmmm kusząca propozycja ale co ja z tego będę miał?-
-Wolność towarzyszu niedoli, wolność.- Odpowiedział. Saard jako tako uległ i rozkuł kolejne kajdany. Po chwili także wylądowały w energetycznym Protodermis.
-To gdzie ta wolność?- Zapytał podrzucając kawałek metalu którego używał jak łopaty.
-Bez broni nie mamy szans się stąd wydostać.- Tamten stanowczo odżył.
-Mam pewien koncept.- Saard wziął dwa prowizoryczne narzędzia i duży kamień. Podszedł do jednego z kraterów i zanurzył w nim kawałek stali na kilka milisekund. Po chwili ubijał kamieniem dwa dziwnie wyglądające miecze. Na koniec dał do ostudzenia zanurzając je w wodzie mrożącej nawet krew w żyłach.
-Czas wypróbować.- Odarł Onu-matoran.
Jak na zaklęcie wpadła cała chmara strażników Karzahniego.
-Po 5. Nie morduj.- Powiedział Saard w staro-matorańskim języku.
-Ale my nie zabijamy dla zabawy tylko żeby ratować swoją dupę. – odparł Onu-matoran
-Ale chcesz wypróbować mojego kunsztu- Odpowiedział Saard.
-Więc co nawiewamy czy walczymy?- zapytał Onu
Pytanie samo się rozwiązało. Cała chmara sługusów zaatakowała dwóch prawie niewinnie stojących matoran. Ale jak wiadomo prawie robi wielką różnicę. Szybkim ruchem Saard ściął głowę jednemu. Potem wepchnął ostrze przebijając kolejnych. Nagle trach pękło. Drugi też pękł. Utknął w zbroi jednego ze sługusów.
-No i dupa- Odparł Saard zamaszystym ruchem wrzucając jednego z nich wprost w kontener z energetycznym Protodermis. Po chwili zaczęli uciekać. Zostali wciągnięci w jakiś zaułek. Saard już chciał się bić z tym kimś. Był to z lekka przepakowany Ta-matoran.
-Och nie przedstawiłem się tak w ogóle jestem Amaterus, a to mój przyjaciel Gunru. A teraz chciałeś się stąd wydostać. Jest tylko jeden sposób. Trzeba stać się czymś niezwykle potężnym. Podobno w jednej z komnat Karzahniego znajdują się 4 siodła Apokalipsy.


Z pojemnika energetycznego Protodermis coś się wynurzyło. Ni to matoran, ni to toa, ni to rahi To coś było wielkości dużego matorana. Jego ręce oplecione były kajdanami. Na szyi miał kilka obroży niczym afrykańskie kobiety. A jego maska była na wpół scalona z twarzą. To co usłyszeli wszyscy w Karzahni to był krzyk bólu.


Cytat:
Saard odwrócił się gwałtownie. Słyszał czyjś bieg i nie był to ktoś kto uprawia Jogging. Musiał Uciekać. Podziękował tylko kolegom którzy go uwolnili. Przez co nie był lubiany i przez system i przez walczących z systemem. Wiedział o tym ukrywał się. Tuż koło maski przeszło kilku zbrojnych. Cieszył się że stamtąd skąd pochodził umiejętność ukrywania się i znajomość Parkoura to podstawa. Po chwili ruszył dalej. Zaskamlał jakiś pies. Ochrona Karzahni rzuciła się w pościg za matoranem. W ostatniej chwili udało mu się schować w kanale. Przeszedł parę włazów dalej i wyszedł w zamku Karzahniego. Zaklął po cichu. Ten świat ma to do siebie że w którą stronę nie pójdziesz i tak tu dotrzesz. Idąc na północ dojdziesz do południowej bramy i odwrotnie. Dlatego jakakolwiek ucieczka nie ma sensu. Westchnął głęboko. Był już tu tyle razy że znał rozlokowanie pomieszczeń na pamięć. Wstrzymał oddech przechodząc koło Sali tronowej. De facto Karzahniego nie było już jakiś czas. Ale wolał nie ryzykować. Nagle został otoczony. Wszystkie drzwi zostały otwarte. Wyszło z nich kilka oddziałów strażników. Byli bez życia. Każdy z nich miał dopięty łańcuch. Nagle drzwi do Sali tronowej otworzyły się. Wyszła z nich postać o głowę wyższa od większości matoran. Miała kolor Protodermis a na szyi kilka obręczy. Z rąk spadały mu łańcuchy które rozchodziły się we wszystkich kierunkach łącząc się z matoranami strażnikami.
-Witaj nr 14892. Dawnośmy się nie widzieli. Pamiętasz mnie jeszcze?- Zapytał tajemniczy osobnik.
-Niech pomyśle ta twarz, ten pancerz. No tak sam Cię przez przypadek wrzuciłem do tego wagonu z Protodermis. Chyba były tam moje łańcuchy. Nie no Sorasy. Niechciałem.-Powiedział Saard chociaż wiedział że walka jest nieunikniona. Zza pleców wyjął mały nóż. I ruszył na pierwszych matoran. Odciął łańcuchy i padli tracąc przytomność. Starał się torować drogę. Ale było ich coraz więcej. W końcu przeskoczył Tadakimata i przewrotką wylądował w Sali tronowej. Drzwi się zatrzasnęły. - No cóż można i tak –Od sapał-No a teraz do wyjścia. –Ruszył przodem ale jak znaleźć coś w takiej ciemnicy. Pomyślał chwile. Klasnął w dłonie. Pochodnie zapłonęły. Saard tylko się uśmiechnął i ruszył przodem. Mijał kilka sal w końcu dotarł do wielkich zapieczętowanych drzwi. –To chyba tu- Odparł starając się popchnąć drzwi. Ani drgnęły. –Niech to szlag- Przeklął. I cofnął się na kilka kroków do tyło. Gwałtownie w nie kopnął. Znów nie drgnęły. Usłyszał za sobą śmiech. Odwrócił się i dostrzegł tajemniczą postać. Nie był to matoran ani żadne znane Rahi. Widać było że ma kilka mechanicznych części. –Nie przełamiesz tej bramy. Sam Karzahni ją zapieczętował- Odparł tajemniczy osobnik.- Są tam rzeczy po których włos staje dęba. Czy na pewno chcesz tam wejść?.
Saard zamyślił się chwilkę. –Nie mam już raczej nic do stracenia- Odpowiedział po chwili.
-Ja Cię ostrzegałem.- Usłyszał w odpowiedzi z nikąd. Tajemniczej postaci już nie było. –Halo. Puk puk. Listonosz. Otwórzcie. Przyniosłem rentę.- Nikt nie odpowiedział.
Saard dotknął pieczęci która wchłonęła go gwałtownie. Poczuł ciemność o ile można ją jako tako poczuć. Był w ciemnym pomieszczeniu zawieszony w nicości. Wokół niego kręciły się 4 trumny. Były jakieś dziwne. Miało kolory Czerwieni Zieleni Brązu i Bieli. Postacie w środku były otulone wiecznym snem. Gdy Saard na nich patrzył ciarki przechodziły mu po plecach. Matoran chciał ich dotknąć ale z drugiej strony chciał się trzymać jak najdalej od nich. Wtem Biała postać otworzyła oczy. Coś go wyrwało z mroku. Stał otoczony przez kilku matoran. Patrzyli na niego jakoś dziwnie. On sam podniósł się łeb go napie. . . Bardzo go bolał. Był w Sali tronowej. Nad nim pojawił się Raper (Saard tak go nazwał z powodu łańcuchów). Pierwsze na co zwrócił uwagę to były zerwane łańcuchy z drzwi które były otwarte na oścież.
-Co tam widziałeś? – Zapytała go stalowa istota.- Wysłaliśmy już 12 matoran. Żaden nie powrócił. A ponieważ ty już tam byłeś pójdziesz pierwszy razem z nimi. Tajemniczy osobnik wskazał 3 matoran. Ja pójdę za wami w przypadku gdybyście chcieli uciec. Ruszyli przed siebie. Pomieszczenie było bardzo jasne. Inaczej niż przed chwilą. Minęła godzina, dwie, siedem. Doszli do pomieszczenia z 4 trumnami. Na środku leżały zwłoki. Saard mógł obejrzeć je teraz z bliska. 4 postacie były dziwne. Czerwona była bardzo masywna. Miała też ciężką zbroję. Jej twarz wskazywała szaleństwo. Na trumnie było napisane w języku matoran ‘Wojna’. Kolejna postać była niezwykle wychudzona. Niesymetryczna miała powykręcane ręce i ciało na trumnie widniał napis ‘Zaraza’. Kolejny z nich wyglądał jak odlany z brązu. Jego rysy były twarde a grymas twarzy wskazywał straszny ból. Na pancerzu miał ślady po zębach. Na trumnie pisało ‘Głód’. Ostatni był chudy niczym szkielet. Wyglądało jakby jego pancerz został przez coś wyżarty. A nazwa jego ‘Śmierć’. Ostatni Saard poszedł na środek Sali. Tam gdzie leżeli matowanie. Pod płytą znajdował się tekst. Saard zaczął czytać.
‘Przyjdź! I ujrzałem białego konia, a na nim jeźdźca z łukiem. Wręczono jeźdźcowi wieniec, a on wyruszył jako zwycięzca, aby odnosić dalsze triumfy. Kiedy zaś otworzył drugą pieczęć , usłyszałem jak drugie zwierze zawołało: Przyjdź! Wtedy ukazał się inny koń: Był barwy ognistej, a znajdujący się na nim jeździec otrzymał władzę pozbawienia ziemi pokoju i doprowadzenia tego, żeby ludzie poczęli zabijać jedni drugich. I dano mu wielki miecz. Gdy otworzył trzecią pieczęć, usłyszałem, jak trzecie Zwierzę zawołało: Przyjdź! Wtedy zobaczyłem czarnego konia, a jeździec, który był na nim, miał w ręce wagę. Z pośrodka zaś czworga zwierząt jakby głos donośny wołał: ‘Miara pszenicy za denara, trzy miary jęczmienia za denara. A nie wyrządzaj żadnej krzywdy oliwie i winu! A gdy otworzył czwartą pieczęć, usłyszałem jak czwarte Zwierzę wołało: Przyjdź! Zobaczyłem też konia maści trupioszarej, a jeździec siedzący na nim nazywał się śmierć. A jeźdźcowi towarzyszyła cała kraina zmarłych. Dano im władzę nad czwartą częścią ziemi oraz możność zabijania mieczem, głodem, zarazą morową i przez dzikie zwierzęta, które są na ziemi.’
Skończył czytać. -Nic z tego nie rozumiem.- Powiedział. Raper wydał rozkaz wyłamania trumien. Saard próbował go powstrzymać ale było już za późno. Puściły zawiasy. Drzwi opadły. cztery demony wzleciały w powietrze i przez jakiś czas kręciły się wokół siebie. Wleciały w ściany i wszystko umilkło. Nagle jak z pod ziemi wydobyły się. Ich twarze były straszne. Wyrażały najgorsze uczucia. Każdy z nich miał zasłonięte oczy. Z głośnym krzykiem wpadli w będących tam matoran. Wojna wleciał w Ta-matorana który otworzył jego trumnę. Głód dopadł po-matorana który próbował uciekać. Zaraza wpadł w nieprzytomnego Le-matorana. Śmierć wybrał Saarda. Ten poczuł gwałtowny wybuch w swoim ciele. Jego wnętrzności topiły się. Kurczowo złapał się za brzuch. Gałki oczne przewróciły się na drugą stronę. Głoś w jego głowie niczym dzwony kościelne brzmiał w jego głowie. NIE WALCZ. I TAK PRZEGRASZ. TO NIE MA SENSU. Saard próbował zatkać uszy. Nagle wszedł w stan niespokojnej błogości. Metalowy strażnik patrzył na to wszystko z przerażeniem. Wolał się jednak oddalić na odpowiednią odległość.

W tym samym czasie wokół całej krainy unosił się oddech niepokoju. Całe niebo zrobiło się czarne. Czerwona gwiazda zniknęła na kilka chwil. Wszyscy przeczuwali coś złego.


Cytat:
Tajemnicza postać powstała z ziemi. Otrzepała się. Jej czarny płaszcz wyglądał dość dziwnie. Osobnik odwrócił się. Był sam jeden w krainie usianej mrokiem. Przebijały się przez nie 4 trumny. Już otwarte. Chwile potem mocne szarpnięcie umysłu. Był z powrotem w miejscu w którym stracił przytomność. Podszedł do kałuży krwi i zobaczył. . . Siebie. Ale coś się nie zgadzało. Jakby ktoś jeszcze zamieszkał w jego ciele. Starał się wybić to coś ze swojej głowy. Nie dało się. Usłyszał w głowie głos przywodzący na myśl ziemie zasypującą trumnę zmarłego.
-NIE WALCZ ZE MNĄ. JESTEŚMY W SYMBIOZIE. MOGĘ CI POMÓC LECZ MUSISZ TAKŻE POMÓC MI.
-Kim jesteś? –Zapytał a raczej wykrzyczał Saard.
-ZWALI MNIE RÓŻNI. SHINWA, SHIKYO, DEATH, MORTE, DöD, смертный ALE NAJCZĘŚCIEJ BYŁEM NAZWANY ŚMIERCIĄ. –odparł ten sam grobowy głos.
Saard powstał.
-W takim razie dlaczego akurat ja?- Zapytał niepewnie
-PONIEWARZ MIAŁEŚ ZE MNĄ DOCZYNIENIA WIELOKROTNIE. - usłyszał w odpowiedzi głos niczym stuk kopyt koni ciągnących karawan. Wszyscy inni nagle się poruszyli. Wstały trzy osoby. Były jakieś inne. Le-matoran spojrzał się na innych po chwili otulił go mrok. Pojawił się chudy powykręcany stwór. Nie wyglądał na przyjaźnie nastawionego.
-Shikyo. Shikyo gdzie jesteś? To ja Ekirei.- Głos niczym wijące się w bólu dzieci.
Saardem coś szarpnęło. Otoczyła go ciemność. Jego życie przeleciało mu przed oczami. Przed wykrętasem pojawiła się biała na wpół przetopiona postać.
-TU JESTEM ZARAZO. –Odpowiedziało coś co jeszcze przed chwilą było Saardem. Głos był donośny niczym. . . czytaliście poprzednio to wiecie. Epitety mi się kończą. Stanęli naprzeciw siebie. Jakaś część Saarda podpowiadała że nie lubili się za bardzo. Po chwili powstało dwóch kolejnych matoran. Kilka momentów czarnego dymu i stała cała czwórka jeźdźców. Wojna mający wielki miecz. Zaraza trzymający łuk. Głód posiadający wagę. Śmierć. Ruszyli przed siebie. Wyglądało to niezwykle groteskowo. 4 jeźdźców idących przez Karzahni. Powinienem chyba napisać że było 4 piechurów. Ale wtedy byłoby to kłamstwo. Zabijali samym spojrzeniem. Nagle ku ich zdziwieniu [albo i nie] Pojawiły się 4 pojazdy. Wyglądały dość dziwnie. Były to powiem 4 rahipodobne skutery. Każdy wyglądał inaczej i był innej barwy. Wsiedli na nie. Coś złapało wojnę za nogę. Był to łańcuch. Ten się obejrzał. Kilku matoran pod przewodnictwem ‘rappera’ Starało się powstrzymać jeźdźców. Po chwili zaczęli walczyć między sobą. Nie kontrowali się. Po chwili i kilku obłokach dymu 4 matoran zaczęło głośno kasłać. Jak gdyby czymś się zatruli. Po jeźdźcach pozostało wspomnienie. ‘Rapper’ Wydał rozkaz schwytania ich. Nie zdążył. Przed nim pojawiła się tajemnicza postać. Powstała z zielonego dymu. Uformowała się na kształt masywnego wojownika. Wielki błysk jak flesz z aparatu. W owym miejscu nie było żadnej żywej duszy. Martwej w sumie też. No poza jedną. Zakutą w łańcuchy i żelazne części. Spojrzał on na miejsce gdzie niedawno stał Makuta. Leżała tam maska. Podniósł ją i założył. Cały świat zniknął. Pojawiły się nowe możliwości. Wszystkie stalowe części dookoła zaczęły być wchłaniane przez maskę i jej nowego właściciela. Nagle stąpnęła jedna, druga noga zbudowana z prętów, masek, zniszczonych matoran. Tułów niczym maluch widziany z przodu lekko z góry. Ręce wyglądające jak zlepek narzędzi rolniczych, i tych cepowatych jak i tych elektrycznych. Maska wykonana z dziwnego połyskującego materiału. Postać przekręciła głową. Słychać było trzask stawów. Obejrzał każdą śrubkę swojego nowego ciała. Zrobił minę przypominającą śmiech i ruszył przed siebie. Doszedł do Sali tronowej. Usiadł na tronie. Przeciągnął się. Wyrwał sobie rękę. Maska zabłysła srebrem. Wyrzucił ją.(rękę nie maskę) Po kilku wywrotkach przewrotkach i zmianach trybików. Stały przed nim dwie bestie. Gotowe zabić. On sam natomiast szybko naprawił swoją szkodę. Formując ją z kilku zagraconych części wokół tronu. Ruszył na pościg za zgubą.


Cytat:
Shikyo wraz z 3 innymi jeźdźcami stał pośrodku gigantycznego pola. Byli wolni. Tak myśleli. Szybko rozbiegli się na 4 strony świata i tyle ich każdy widział. Śmierć poczuł się. Chwila przebywania w mroku. Stał pośrodku regałów pełnych klepsydr. Przeszedł się wokół nich i zauważył że na końcu znajduje się gigantyczny czasomierz. ¾ piasku zostało przesypane. Shikyo westchnął. Napis pod klepsydrą wygrawerowany w złocie Oznaczał ‘MATA-NUI’.
Wrócił między regałami przy okazji zabierając 2 lub 3 klepsydry. Po chwili domena znów stała pusta.
Pojawił się w jakiejś wiosce pod wodą. Przeszedł kilka kroków.
CHOLERNA WODA. DLACZEGO NIE MA TU JAKICHS SKRZYNEK RADIOAKTYWNYCH JAK U NAS.
Pokręcił głową i ruszył dalej. Nagle poczuł narastającą wibracje pod pancerzem.
MUTAGENNE ZDOLNOŚCI DOŁU. CIEKAWE, CIEKAWE. NAPRWADĘ.
Kroczył dalej obserwując zmiany zachodzące w jego na wpół stopionym ciele. Nagle zatrzymał się. Przed nim leżała jakaś mało znacząca postać. Wyjął zza pasa klepsydrę i popatrzył na nią. W ręku zmaterializowała mu się kosa. Ciął ją nad maską tamtego. Duch uleciał i maska zgasła.
NO TO BY BYŁO NA TYLE TUTAJ.
Poczuł czyjąś mackę na swojej nodze. Odwrócił się i spostrzegł rozwścieczone czterorakie bydle.
NIE CHCE MI SIĘ Z TOBĄ BAWIĆ.
Odparł. Tamten się zatrzymał.
-Ty nie mieć prawa tu być. Ja zabić Ty za wtargnięcie na mój jaskinia.
Odparł fosforyzujący stwór. W ręce Shikyo zmaterializowała się klepsydra.
NO JEŻELI TAK.
Powiedział patrząc jak piasek się przesypuje.
NO TO ATAKUJ.
Tamten zaatakował. Ciął w tułów. Ostrze zatrzymało się na pancerzu. Następnie zaczął dusić tajemniczego przybysza. Szybko przekonał się że to też nie ma sensu.
POZWOLISZ ŻE TERAZ MOJA KOLEI.
Śmierć ciął tylko raz. Ostrze machnęło nad ciałem Nocturna. Ten runął na ziemię.
Z PROCHU POWSTAŁEŚ W PROCH SIĘ OBRÓCISZ.
Odparł jeździec.
TO NIC OSOBISTEGO. PIERWSZY ATAKOWAŁEŚ.
Powiedział do rozmazującego się ducha.


Czerwony jeździec siedział nieopodal. Patrzył jak śmierć rozprawia się z nokturnem i lekko wzdrygnął się. Podniósł swój miecz i wtedy armia Pridaka ruszyła na oddział Ehleka. Krig uśmiechnął się tylko cynicznie. Lubił patrzeć jak te śmieszne istoty się mordują. Po chwili już go nie było. Ruszył w pościg za śmiercią.

Shikyo pojawił się na tajemniczej i całkowicie jałowej wyspie. Nie było tu niczego ciekawego do oglądania. Nie wiedział co jest tu do przeniesienia na drugą stronę. A jednak coś go tu przywiodło. Usłyszał wbijanie miecza w ziemię. Odwrócił się i zobaczył czerwoną opancerzoną postać. Tamten nie drgnął.
-Witaj śmierć. Podobno nie można Cię zabić. Widziałem jak pokonałeś moją płotkę Nocturna Powiedział głosem niczym zderzenie o siebie tysiąca kling mieczy.
A TO TY KRIEG. JUŻ MYSLAŁEM ŻE JAKIŚ INTELIGENT MNIE TU ŚCIĄGNĄŁ ABYM POKAZAŁ MU ŻYCIE PO ŚMIERCI ACZKOLWIEK NIE ZABIJAJĄC GO.
Głos niczym syk ognia z pieca gdy wkłada się do niego martwe ciało przeszył na wylot Kriega. Ten wyrwał miecz z ziemi.
Walcz ze mną Shikyo. Może pozwolę ci odejść kiedy z tobą wygram
Shinwa drgnął. Wzruszył ramionami. W jego ręce zmaterializowała się stara porysowana kosa.
DOBRZE WIĘC ZACZYNAJMY.


Cytat:
Krieg wyrwał z ziemi potężny miecz dwuręczny i ruszył na swego przeciwnika. Ledwo zdołał jednak drasnąć śmierć gdyż ten był już za nim. Przejechał swoją kosą po plecach tamtego. Odgłos temu towarzyszący był niczym jęki miliony ludzi atakowanych bronią biologiczną. Nawet samego kostucha przeszedł po tym dreszcz. Wojna odwrócił się i uśmiechnął co było dość trudne na tym pokrytym bliznami ryju. Ruszył po raz drugi na przeciwnika. Tym razem jednak jego miecz rozłączył się na dwa mniejsze. Jeden z nich ciął Shinwe wprost między żebra. Miejsca gdzie każda normalna istota ma płuca. Ostrze przeszło na wylot. Shinwa popatrzył na miecz tkwiący w ciele potem na Griega. Długo na reakcje czekać nie musiał. W jego umyśle pojawił się obraz miliony ludzi wołających przed śmiercią.
-CZY TY CZASEM NIE PRÓBUJESZ PRZECZESAĆ MOJEGO UMYSŁU POKAZUJĄC MI TO? –Zapytał głos niczym drapanie jeszcze żywego człowieka zamkniętego w trumnie i przysypywanego ziemią.-WIESZ DOBRZE ŻE NA MNIE TO NIE DZIAŁA.
Krig zawahał się na ułamek sekundy. Ten ułamek wystarczył aby długa kosa przebiła go na wylot i podniosła do góry.
-WIDZISZ I W TYM SĘK. ŚMIERCI NIE MOŻNA ZABIĆ. TAK JAK NIE MOŻNA WIERZYĆ W ŚMIERĆ. ONA BYŁA ZAWSZE PIERWSZĄ BOGINIĄ. ZA NIĄ BYŁO SŁOŃCE I CAŁE PANTEONY. DLATEGO WALKA ZE MNĄ NIE MA NAJMNIEJSZEGO SENSU. –Odpał głos zimny niczym zmarli w kostnicy.
-Wiem a jednak chciałem spróbować – odparł wojna zamieniając się w czerwony pył.
Śmierć popatrzył na swoją kosę i wytarł ją o płaszcz. NO CÓŻ JAK JUŻ TU JESTEM. Machnął ową kosą i smok walczący z oddziałem bohroków padł trupem. Po chwili biały pył poleciał w kierunku morza.


Cytat:
Shikyo stał na wyspie zwanej Zakazem i wpatrywał się w zachód słońca. Obok niego stały przerażone istoty.
-JAK WIĘC WIDZICIE ŚMIERĆ JUŻ PRZYSZŁA PO KILKU Z WAS. NIE IWEDZIEĆ CZEMU LUBIĘ PATRZEĆ NA NIEZWYKŁY ZACHÓD SŁOŃCA. –Powiedział głos pusty niczym echo w krypcie. –CHYBA WŁAŚNIE SŁOŃCE ZASZŁO> WYBACZCIE ROBOTA CZEKA.
Jednym szybkim ruchem zgarnął 4 duszę Zakazani. Ich ciała upadły na ziemię bez życia.
-NO CÓŻ CZAS NA MNIE- rzekła kostucha przekręcając kark krik krik. Wskoczyły w sowje miejsca odpowiednie kręgi. Po chwili Nie było już tam nikogo.

Tymczasem w krainie Karzahni

Drzwi otwarły się z hukiem. Do środka weszła dosyć wysoka postać w całkowicie powykręcanej masce.
-Panie. –jęknął – Czekaliśmy na ciebie. Znaleźliśmy go dwa dni temu w pewnej wiosce.-
Po tych słowach odsłoniły się kraty ukazujące niezwykle chuderlawą i powykręcaną postać. Ta widząc nowoprzybyłego wyprostowała się na tyle na ile pozwalało jej na to ciało poczym odrzekła.
-Chyba mam coś co może Cię zainteresować kszzz Jest jednak jeden warunek.
-Jaki?- Zapytał nowo dowódca Karzahni.
-Wypuścisz mnie stąd i pomożesz zniszczyć pewną osobę kszzz W zamian dam ci potęgę o jakiej pragniesz.
-Na co czekacie? Wypuśćcie tą że mizerną postać.-Wydał rozporządzenie.
-Ale, ale panie to przecież jest.- Postać nie dokończyła zgnieciona i częściowo wchłonięta przez nowego władcę. Pozostali w popłochu wykonali polecenie. Gdy tylko drzwi klatki lekko się uchyliły postać wyrwała się z kajdan i wydostała na powierzchnie za pomocą przemiany w mikroskopijne małe rahi. Niszczące przy okazji to co napotkały na drodze czyli dwóch matoran.
-Tak, Ekirei Prawda? –Zapytał z niezwykłym spokojem władca karzahni.
-Jak do tego doszedłeś?
-Sam kazałem Cię złapać. A teraz kogo mam unicestwić aby otrzymać ową potęgę?
Powiem tyle. Jesteś strasznie naiwny wierząc w to Odrzekł Zaraza robiąc dziwną minę. Prawdopodobnie był to uśmiech. Uśmiech kogoś kto właśnie zniszczył jednego ze swoich łowców. Z tamtego pozostały tylko nie strawione części pancerza. A gigantyczna armia małych Rahi uformowała się w rękę Ekireia.
-Doprawdy żałosne. I ty chciałeś zdobyć potęgę dla siebie? Shinwa jeżeli mnie słyszysz wiec że zrobię to co niegdyś ty zrobiłeś mi.
Kilku matoran widząc tą scenę z przerażenia próbowało się cofnąć. Nie dostrzegli małych muszek które usiadły na ich głowach. Po chwili poczuli niezwykłe ukłucie i wszystko co dawniej czuli zostało zatarte.
Ruszamy. Odparł Ekirei przemieniając się w zieloną chmarę rahi. Trzeba przebudować to miejsce Dodał jeszcze i ruszył przed siebie siejąc spustoszenie i wyżerając większą część Karzahni.

Shinwa przykucał na najwyższym szczycie przyglądając się poczynaniom Ekireia. Wzruszył tylko ramionami i złapał w garść kilkanaście dusz które unosiły się w powietrzu. . .

W tym samym czasie w Twierdzy PFB.

Mertis siedział w jednej z wyższych wież. Wolał nie ryzykować w swoim pokoju tego że wybuch zmiecie go z powierzchni wraz z kilkoma innymi użytkownikami. Bawił się właśnie niezwykłym urządzeniem pozwalającym na widzenie rzeczy na ogół niewidocznych jak ducha wojny czy śmierć. Po chwili zakaszlał gwałtownie i wypluł odrobinę krwi. Spojrzał w okno. Dziś była pełnia. Czerwona gwiazda przeszybowała nad księżycem.


Cytat:
Założył dopiero co skończony wynalazek i tak jak przypuszczał widział postać w kapturze. Głęboko westchnął. Podszedł do niej i spojrzał w oczy swojemu katowi. Zobaczył całe swoje życie. Nie zrobiło to na nim zbyt dużego wrażenia. Widział je już tyle razy że był w stanie przyspać na co nudniejszych fragmentach. Shikyo zamachnął się i wtem ktoś zapukał. Widać było że śmierć się uśmiecha poczym się rozmył. Mertis złapał się za płuco odchrząknął i wypluł kolejną porcję krwi. Wytarł twarz i poszedł otworzyć. Tak jak przypuszczał za drzwiami stał Ares Prime. Chłopak niechętnie go wpuścił. Odwrócił się i poprawił dreadlocki. Chwilę pogadali poczym tamten wyszedł. Matoran spojrzał w miejsce gdzie wcześniej stała śmierć. Po chwili włączył wynalazek i znów ją zobaczył. Shikyo podszedł do niego.
-OSTATNIE ŻYCZENIE? –zapytał głosem niczym trzask trumny spadającej na zamarznięte kamienie.
-Hmmmm. Wiesz chyba tak. Rozmowa.
-ROZMOWA? W SUMIE CZEMU NIE. DAWNO Z NIKIM NIE GAWĘDZIŁEM. ALE POTEM WIESZ. KRECHA, MOGIŁA, ŚMIERĆ. – Shikyo mówił powoli akcentując każde słowo jak szpadel grabarza kopiący grób.
-Nie no spoko. Psychicznie już się przygotowałem do śmierci. Zresztą długo bym nie pociągnął z tym no wiesz.
-ROZUMIEM. TO MIŁO ŻE UŁATWIASZ MI PRACĘ.
-Tak więc jak widzisz zacząłem niedawno projekt mojego życia. Lecz coś jest nie tak. Mógłbyś rzucić okiem na tą maszynę. – Poczym wstał i poczłapał matorańskim chodem do czegoś zakrytego prześcieradłem. Zamachnął się i je zrzucił. Oczom a raczej oczodołąm Shikyo ukazał się na wpół skończony, mierzący około 2 metrów robot.
-NO MUSZĘ PRZYZNAĆ IMPONUJĄCE.
-I zobacz tutaj. On ma silnik hydrauliczny ale pompa nie potrafi odpowiednio przepompowywać oleju.
Shikyo zamachnął się swoją kosą i podrapał po brodzie a raczej tam gdzie każda normalna osoba miałaby brodę. Pompa zaczęła pompować z dwukrotną szybkością. Nagle gigantyczne oczy otworzyły się. Robot ożył i poczłapał w kierunku okna. Otworzył je na maksymalną szerokość i zrobił głęboki wdech. Śmierć spojrzał na Mertisa a ten tylko rozłożył ręce odkaszlnął krew i oddał ostatnie tchnienie.



Ostatnio zmieniony przez Mertis dnia Śro 21:21, 26 Gru 2007, w całości zmieniany 7 razy
Sob 9:23, 22 Wrz 2007 Zobacz profil autora
Darkblade



Dołączył: 14 Mar 2007
Posty: 203
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/5
Skąd: Zadupie Ranga:Drafter

Post
mi sie podoba jak na razie Rozbawiony
Sob 11:25, 22 Wrz 2007 Zobacz profil autora
Mertis
Dawny Moderator


Dołączył: 10 Lut 2006
Posty: 1900
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 5/5
Skąd: z Gliwic

Post
Kolejna część jakby co xP
Nie 18:38, 07 Paź 2007 Zobacz profil autora
Mertis
Dawny Moderator


Dołączył: 10 Lut 2006
Posty: 1900
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 5/5
Skąd: z Gliwic

Post
Panowie i Damy nowy rozdział zapraszam do czytania. Wiem że nie jest to tak emocjonujące jak FF N2 ale panowie (i damy xP) To dopiero początek.
Pią 21:16, 12 Paź 2007 Zobacz profil autora
ARES PRIME



Dołączył: 06 Maj 2006
Posty: 2291
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zabytek zwany Sandomierzem

Post
Ciekawe. Dobrze napisany , mało błędów , niezła fabuła... dobrze ci idzie. 8/10
Pią 22:29, 12 Paź 2007 Zobacz profil autora
Darkblade



Dołączył: 14 Mar 2007
Posty: 203
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/5
Skąd: Zadupie Ranga:Drafter

Post
dobrze ci idzie oby tak dalej 8/10
Sob 7:20, 13 Paź 2007 Zobacz profil autora
Takanui



Dołączył: 14 Sie 2007
Posty: 1803
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Post
FAJNE x 12 x 12 x 12, mogę tak ciągle ale to byłby spam dlatego piszę że fajne, oby tak dalej Mertis.Mrugnięcie
Nie 14:16, 14 Paź 2007 Zobacz profil autora
Mertis
Dawny Moderator


Dołączył: 10 Lut 2006
Posty: 1900
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 5/5
Skąd: z Gliwic

Post
Krótki rozdzialik. Ale szykuje się coś dłuższego Bardzo wesoły
Sob 22:44, 20 Paź 2007 Zobacz profil autora
Lokisyn
Administrator


Dołączył: 20 Wrz 2007
Posty: 2203
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Post
łał super 10/10 pisz dalej

Teraz przeczytałem kawałek i stwierdzam że to nie byle co, jutro zamiast iść do kościoła przeczytam całe.
Ale jedno mi się nie podoba, nie wiem czy to zwykły błąd czy napisałeś tak specjalnie. Po, Matoran, Nui, Mokushi winno się (chyba) pisać z wielkiej litery.
Nie podobają mi się też... "Ludzkie" jednostki np. km.
Sob 23:05, 20 Paź 2007 Zobacz profil autora
Mertis
Dawny Moderator


Dołączył: 10 Lut 2006
Posty: 1900
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 5/5
Skąd: z Gliwic

Post
a co miała być mila matorańska XD? nie wiadomo jakie jednostki obowiązują w świecie bionicli.
Sob 23:12, 20 Paź 2007 Zobacz profil autora
Lokisyn
Administrator


Dołączył: 20 Wrz 2007
Posty: 2203
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Post
A owszem, wiadomo.
Bio - najmniejsza jednostkia miary, licząca 4,5 stopy \ 1,37 metra.
Kio - środkowa jednostka miary, licząca 1000 Bio. Jest to 4500 stopy \ 0,85 mili \ 1,37 kilometra.
Mio - największa jednostka miary, liczące 1000 Kio. Jest to 850 mil \ 1370 kilometrów.
Sob 23:20, 20 Paź 2007 Zobacz profil autora
Mertis
Dawny Moderator


Dołączył: 10 Lut 2006
Posty: 1900
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 5/5
Skąd: z Gliwic

Post
bo mi sie chce to przeliczać. Jest dobrze. Matoranie pisze się z małej litery bo to nie nazwa własna a pospolita. Ci matoranie. Mokushi w niektórych momentach pisane z małęj litery jako brak szacunku tak samo jak reszta.

edit. Kolejna część w pierwszym poście ;]

edit2. Macie dwa razy więcej od życia. Kolejna aktualizacja prawdopodobnie w czwartek ;]
Pon 22:38, 10 Gru 2007 Zobacz profil autora
Takanui



Dołączył: 14 Sie 2007
Posty: 1803
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Post
Faje to twoje Mokushi, naprawdę fajne10/10.
Wto 13:40, 11 Gru 2007 Zobacz profil autora
Mertis
Dawny Moderator


Dołączył: 10 Lut 2006
Posty: 1900
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 5/5
Skąd: z Gliwic

Post
nowy odcinek prawdopodobnie ostatni xD no bawcie się dobrze. Ten fanfic nie przeszedł może inny się uda.
Śro 21:22, 26 Gru 2007 Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:    
Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum PFB Strona Główna » Tekst Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do: 
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Design by Freestyle XL / Music Lyrics.
Regulamin