Forum PFB Strona Główna
RejestracjaSzukajFAQUżytkownicyGrupyGalerieZaloguj
Avgarus

 
Odpowiedz do tematu    Forum PFB Strona Główna » Tekst Zobacz poprzedni temat
Zobacz następny temat
Avgarus
Autor Wiadomość
Akamai



Dołączył: 22 Paź 2008
Posty: 1527
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: mam wiedzieć?

Post Avgarus
Witam w temacie o moim nowym FF'ie. Toczy się na planecie Avgarus, gdzie przeplatają się ze sobą karabiny, statki powietrzne, magia i miecze. Jak narazie, w pierwszym rozdziale prawie nic nie wiadomo, kto i co, ale zachęcam do lektury kolejnych kawałków opowiadania. Miłego czytania!

Cytat:
Planeta Avgarus.
Jej ogrom sprawił, że na niej powstały dziesiątki tysięcy potężnych miast, poza nimi wyrosły tysiące lasów, wypiętrzyły się setki gór.
Ludzie osiedlili się tu przed tysiącami lat. Technika była tak rozwinięta, że skonstruowano tu najnowocześniejsze statki kosmiczne, bronie, narzędzia.
Vogendarg – największe miasto na planecie. Jego powierzchnia zajmowała jej 8%. Tutaj panowała armia lorda Parothulusa. Uzbrojona w zabójczo niebezpieczne bronie trzymała pół miasta w kieszeni. Wprowadzała swoje rządy, sprawiając, że coraz większe tereny należały do niej. Ludzie drżeli na widok żołnierzy, którzy wprost wdarli się do miasta i zajęli jego większość. Nawet wysoko postawieni poddawali się rozkazom lorda.
W najdalszych zakątkach planety krążyły plotki o potężnej sile Parothulusa, który zamierza podbijać największe miasta.


*

Pamiętnik, wpis 1.

W końcu odkryłem je. Gdy byłem na patrolu z moimi poddanymi, znaleźliśmy potężne przejście ukryte głęboko w górach. Gdy weszliśmy przez stalowe, pięciometrowe wrota zauważyłem coś… dziwnego. Znajdowały się tam dziesiątki przedziwnych posągów obrazujących różne bóstwa. Z sufitu zwisały długie…kolumny. Nie miały dolnych części.
Na nich wypisane były jakieś…słowa? Znaki? A może to były same litery, układające się w nic nie znaczące wyrazy? Nie wiem. Obchodziło mnie tylko to, co znajdowało się za „kolumnami”. Kazałem przejść jednemu swojemu pachołkowi pod nimi. Gdy to zrobił, usłyszałem z jego ust, że znajduje się tam tylko kamienna tablica. Z kolejnymi literami... lub symbolami. Nieważne. Naszymi literami były napisane tylko trzy słowa:
- Język Taisa Toia.
Przeszedłem pod kolumnami i spojrzałem na znalezisko. Stłumiłem śmiech, zobaczywszy nazwę tego języka. Stłumiłem go, bo… panowała tam dziwna atmosfera. Ale nie o tym mam pisać.
Tyle miesięcy szukałem tajnego przejścia do... świątyni czy tego, czymkolwiek było to pomieszczenie. I znajdowała się tam tylko jedna, głupia tablica. Nie rozumiałem tego języka. Jak miałem go rozumieć, skoro pierwszy raz w swoim życiu zobaczyłem tak idiotyczną nazwę tego języka?
Prawdopodobnie tablica pochodziła sprzed kilku tysięcy lat. Na pewno nic już nie dało się dowiedzieć o tajemniczych literach… cokolwiek one oznaczały.
Wróciliśmy do miasta.
Wszedłem do swojej rezydencji i zmęczony podróżą położyłem się od razu na łóżko. I zasnąłem.


*

Nad Vogendargiem niebo zostało obsypane gwiazdami. Dwa księżyce rzucały swoje poświaty na całe miasto. Wysokie, ponad stumetrowe budynki górowały nad malutkimi ludźmi w dole.
Na dole było huczno. Po ulicach chodziły setki, jeśli nie tysiące ludzi. Wszystkie budynki dookoła były barami, pubami, hotelami, bankami, burdelami i klubami muzycznymi.
Muzyka i gwar wdawały się się w uszy każdemu. Nie było tu biedaków. Wszyscy chodzili w najdroższych ubraniach, niektórzy z najdroższymi drinkami w rękach. Od czasu do czasu jakiś statek startował i pojawiał się na rozgwieżdżonym, jasnym niebie. Dilerzy stali przy wejściach do pijarni i sprzedawali najlepsze narkotyki w mieście.
Vert wszedł do jednego z pubów, mijając znajdujące się nad nim świecący napis, mający być nazwą budynku.
W środku panował zaduch, dym, fioletowe światła i muskularni strażnicy pilnujący wejścia. W całym pubie tylko jeden stolik był wolny. Vert usiadł na jednym z krzeseł w chmurze oświetlonego dymu. Muzyka grała tak głośno, że nie mógł się skupić i usłyszeć własnych myśli. Odgarnął długie czarne włosy i zobaczył barmana, który podszedł do niego i krzyknął:
- Ten stół jest zarezerwowany, nie widzisz?!
Vert wzruszył ramionami, od niechcenia wstał i rozejrzał się. Przy jednym stoliku siedział muskularny facet, ubrany w najdroższą koszulę, jaka była dostępna w mieście. Ozdobiona kryształami, odbijająca każdy promień światła z kolorowych halogenów przebijających się przez dym. Dwa krzesła były wolne, więc Vert jedno zajął.
Spojrzał znowu na tego kolesia. Przedtem jego koszula tak odbijała światło, że Vert nie zauważył czarnowłosej panny, która się lizała z tym mięśniakiem.
Vert siedział tak i wpatrywał się w zajętą parę przez parę minut. Przetarł oko i ziewnął. W końcu podszedł do niego kelner i zapytał, co mu podać. Odpowiedział:
- Daj mi drinka za 70 anedów – wyciągnął portfel i wysypał jego zawartość. Zliczył kilka sztywnych kart i podał je kelnerowi.
- Już się robi – powiedział szybko i zniknął za ladą baru.
Muzyka trochę ucichła. Vert usłyszał rubaszny śmiech zapitego łysola, który wygrał partię w karty z kolegami.
Po chwili jasnoniebieski trunek wylądował na stoliku. Vert odgarnął włosy i się nachylił do kufla. Podniósł go i w dwie sekundy cała jego zawartość spłynęła po jego gardle. Odetchnął i spojrzał na zegar, wiszący nad ladą. Po kilku minutach do baru wszedł całkiem wysoki, jasnowłosy człowiek odziany w bordową kamizelkę, drogie spodnie z podwiniętymi nogawkami i ciężkie buty. Na dłoniach miał rękawice z małymi kolcami. Zobaczywszy Verta machającego do niego, uśmiechnął się szyderczo. Podszedł śmiałym krokiem do stolika i ujrzawszy liżących się kochanków uśmiechnął się jeszcze bardziej. Usiadł przy Vercie.
- No, czekałem na ciebie – powiedział Vert, trzymając pusty kufel w ręku.
- Domyślam się. Dobra, załatwiłem ci przepustkę do drugiej dzielnicy.
- Dzięki, Lez. Jakoś muszę ci się odwdzięczyć. Znajdziemy Dahona, Relida i Va… i wszyscy będą szczęśliwi.
- Odwdzięczysz się kiedy indziej. Ale, w sumie, to tak jakby uratowałem ci życie. No właśnie, odnajdziemy starych kumpli i znów się pośmiejemy – przez chwilę Lez się zastanowił i spojrzał na Verta – a właśnie. Zapomniałeś powiedzieć Vanessie – wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Co? A, chodźmy już, tu jest jakoś duszno.
- Dobra, przestań udawać – uśmiechnął się znowu.
- Dobra, rzućmy ten temat, bo… - speszył się Vert - A co słychać u brata?
- U brata? Ten stary dupek wyjechał do samego centrum. Ale przynajmniej znalazł dobrą pracę.
- Jaką? – spytał Vert.
- A, wiesz, w tej armii.
- Jakiej armii? – spytał znów Vert, prawie krzycząc i uderzając kuflem w stół.
- Tego Protothulusa czy jakoś tak. Dobra praca, dużo zara…
- Oszaleliście?! Przecież wiadomo, że ten niby lord chce wszystkich sobie podporządkować. Ludzie, opanujcie się. Dla was to chyba tylko kasa się liczy.
- A dla ciebie nie? – spytał Lez, szczerząc się znowu – przecież ty masz tyle kasy, że mógłbyś kupić sobie hotel w centrum. Ale człowieku, ty tak machasz mieczem, jakbyś się urodził z nim w ręku. Byłbyś dobry w armii.
- Nie przesadzajmy. Dobra, zbierajmy się stąd i jedźmy do tej dzielnicy.
- No jasne. Vanessa pewnie tęskni – odpowiedział Lez, szczerząc zęby. Vert nie odzywając się wyszedł z budynku, a Lez za nim.

Pią 21:43, 20 Lut 2009 Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:    
Odpowiedz do tematu    Forum PFB Strona Główna » Tekst Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do: 
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Design by Freestyle XL / Music Lyrics.
Regulamin