Forum PFB Strona Główna
RejestracjaSzukajFAQUżytkownicyGrupyGalerieZaloguj
Narodziny Mrocznego Łowcy

 
Odpowiedz do tematu    Forum PFB Strona Główna » Dyskusje ogólne / Opowiadania Zobacz poprzedni temat
Zobacz następny temat
Narodziny Mrocznego Łowcy
Autor Wiadomość
Woozie



Dołączył: 10 Maj 2008
Posty: 312
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Post Narodziny Mrocznego Łowcy
Z dumą oznajmiam, że wkońcu do końca została przetłumaczona opowieść o pewnym Toa Mangai Powietrza (chyba wiecie o kogo chodzi Mrugnięcie).
Aż się łezka zakręciła w oku, kiedy to tłumaczyłem. Ach, stare dobre czasy Metru Nui, chociaż wcale nie twierdzę, że te są gorsze, są pod wieloma względami o wiele lepsze. Brakuje mi tylko tego metruańskiego klimatu Wesoły
Pierwszy fragment jest dość stary, mam go z Bio Wiki, ale nie mam wątpliwości, że był tłumaczony przez kogoś z PFB (stawiam na Lemona lub na N2). Pozwoliłem sobie wprowadzić w nim kilka kosmetycznych zmian i zmieniłem jedno zdanie, które nie pasowało mi zupełnie do kontekstu następnego. Drugi fragment przetłumaczyłem ja.

Cytat:
Toa Lhikan szedł cicho poprzez mroczne ulice Ta-Metru. Noc była cicha, tak jakby jego przybrany dom stał się miastem umarłych. Nawet cienie wydawały się dotknięte tym strachem, który opadł na Metru Nui.

Zaczął przywoływać mały ogień, potem przestał. Turaga Dume ostrzegał go o zdradzaniu swojej pozycji poprzez używanie swej mocy. Wróg mógłby wytropić jego pozycję po źródle ognia, a gdyby został przyłapany z dala od Koloseum… cóż, widział już co zostało z Toa, wykazujących taką lekkomyślność.

Możesz popełnić pomyłkę albo dwie przeciwko Rahi, przypomniał sobie. Ale nie przeciwko nim. Wszystko, czego potrzebują, to najmniejsze otwarcie się, a wówczas…

Z góry nadszedł dźwięk – metal trący o kamień, bez wątpienia z jednego z dachów. Zasadzka? Mrocznych Łowców stać było na więcej – i gorzej. Lhikan aktywował Maskę Osłony, otaczając się tarczą, I przygotował swoje dwa Wielkie Miecze Ogniowe. Ktokolwiek – lub cokolwiek – go ściga nieźle się zdziwi.

Znajoma Maska pojawiła się na skraju dachu odlewni. "Uspokój się, bracie, to ja."

Toa Nidhiki zeskoczył i stanął obok swojego towarzysza. Jego szmaragdowy pancerz był porysowany śladami niezliczonych walk. "Spacer o północy, teraz?" szepnął. "Cóż to, wojna nie dała ci dosyć doświadczeń?"

"Miałeś zostać w Koloseum, wraz z innymi," przypomniał mu Lhikan.

"Znudziłem się. Zresztą, sześciu Toa na jednego Turaga to chyba dosyć."

"Nie, jeśli mam rację," twarz Lhikana wykrzywił grymas. "Nie, jeśli celuje w niego ten, kto myślę. Połowa legionu może tam być i wciąż nie będzie bezpiecznie."

Pod Maską Ciszy mignął uśmiech Nidhikiego. "Martwisz się zbytnio, bracie. Zawsze tak było. Pamiętasz, jak coś uszkodziło wszystkie Wieże Wiedzy w Ko-Metru? Byłeś pewien, że Smok Kanohi wrócił. Okazało się, że to podniecone Lodowe Nietoperze."

"To mnie rozbawiło," odparł Lhikan. "Idę na wschód i zatoczę koło. Ty na północ. Używaj swojej Maski, pozostawaj w ukryciu i, na litość Mata Nuiego, jeśli zobaczysz Łowców, tym razem sprowadź pomoc."

"Zabierasz mi całą przyjemność z przemocy," zachichotał Nidhiki, znikając w cieniu.

Toa Nidhiki kręcił się po alejkach Ga-Metru, mijając świątynie, szkoły i kanały. Ze wszystkich Metru, to było jego najmniej ulubione. Wyglądało po prostu tak czysto i porządnie. Miał wrażenie, że gdyby trochę wody wylało się na ulicę, wezwaliby pół tuzina Vahki i ogłosili ogólnomiejski alarm.

Dawno temu wyłączył swą Maskę Ciszy, pozwalającą mu poruszać się niczym duch, ledwo widoczny i w kompletnej ciszy. Choć Maska była bardzo efektywna, bardzo drażniło go to, że nie mógł słyszeć własnych kroków. Lhikan nazwałby to „niepotrzebnym ryzykiem”. Ale Nidhiki wątpił, by jakiś Łowca dałby się zabić w tym obrazkowo-perfekcyjnym, niebo-bieskim, och-tak-perfekcyjnym Metru.

Coś przemknęło w cieniu po jego prawej. Odskoczył nieco na widok Szybowego Pająka, udającego się na polowanie. Nigdy nie przyznałby się do tego swym braciom, ale zawsze odczuwał niesmak w obliczu pająków, Nui Jaga, Nui Rama… wszystkich insektów. Gdyby to od niego zależało, Metru Nui zostałoby oczyszczone z pełzających, wielonogich stworzeń już dawno temu.

Nidhiki odczekał, aż pająk się oddali z jego pola widzenia, nieco bardziej uważny niż zwykle. Ta dodatkowa porcja uwagi wystarczyła, by dojrzał postać przemykającą między cieniami. Po raz pierwszy widział kogoś, kto tak jak on, traktował mrok jak swój dom. Zaintrygowany, podążył za tą postacią.

Naraz na jaw wyszły dwie rzeczy. Pierwsza, że to nie była Toa – nie nosiła Maski i była zbyt dobra w niewidocznym, bezgłośnym przemykaniu się między cieniami. Toa, w zasadzie, nie byli zbyt dobrzy w skradaniu się. To było przeciwko ich zasadzie bycia dumnymi, znanymi herosami. Nidhiki był wyjątkiem od reguły. Tam, skąd pochodził, Toa poruszali się w cieniu, albo nie żyli zbyt długo.

Druga rzecz, to cel do którego zmierzała. Kierowała się na południowy zachód, ku Koloseum. Normalnie, nie zwróciłby na to uwagi, nie z całą tą ochroną wokół tego miejsca. Ale co jeśli Łowczyni była na tyle dobra, by wślizgnąć się do środka, a wówczas, kto wie co by się stało z Turagą Dume?

Nidhiki zatrzymał się, zdjął swoją Kosę i wycelował nie tam, gdzie była, ale gdzie miała być. Wówczas uwolnił silny, huraganowy wiatr ku swemu celowi. Nie odwróciła się. Nawet nie jęknęła. Po prostu odskoczyła lekko, jakby lekko zaserwował ku niej Kulę Kodan, wylądowała cicho i spojrzała w jego stronę. Jej uśmiech był jak wyzwanie.

"Potrzebowałam tej lekkiej bryzy," powiedziała spokojnie. "Łowy to ciężka praca."

"W takim razie, ochłodzimy cię jeszcze trochę," odparł. Tym razem posłał ku niej elementarną moc powietrza z obu stron, chwytając ją w potrzask. Ku jego zdumieniu, wykonała salto z miejsca, omijając oba podmuchy. Zanim jej stopy dosięgnęły ziemi, cisnęła ku niemu dwa sztylety. Jeden śmignął koło jego Maski, drugi przeciął jego prawy bark, jakby przeleciał przez wodę.

"Zgaduję, że nie uczą was uników na treningach Toa," powiedziała Łowczyni. "Nic dziwnego, że twoje miasto upada."

Nidhiki spojrzał na nową dziurę w swym pancerzu. Nie trafiła specjalnie, wiedział to. Gdyby chciała go zabić, to już byłby martwy.

"To nie moje miasto," odparł. "Ale to miejsce, które tak samo chronię."

"Och. Kwestia honoru?"

Nidhiki zamilkł na chwilę. "Powiedzmy, że nie miałem lepszych ofert."

Zdjął z niej oczy na ułamek sekundy, by przygotować swą Kosę. Kiedy spojrzał z powrotem, nie było jej, zniknęła jak smużka dymu w nocnym wietrze. Nidhiki stał w kompletnym bezruchu, nawet nie drgając, nogi miał ugięte i gotowe do skoku. Jako weteran tysięcy walk, wiedział, że lepiej nie panikować. Nie wiedząc, gdzie ona jest, każdy ruch, jaki wykona, może być jego ostatnim. Mentalnie włączył Maskę i zniknął w mroku.

"Och, dobry jesteś."

Jej głos dochodził z góry. Była ukryta między Szybami, obserwując go. Była to doskonała kryjówka – wiatr na tyle silny, by ją zrzucić, zniszczyłby całą strukturę, zaś wspinaczka ku niej byłaby zwyczajnym samobójstwem.

"Mogłabym cię zabić teraz, Toa," kontynuowała. "Ale mój udział na dzisiaj się skończył. Zostawię cię tutaj i pójdę skończyć z waszym drogocennym Turaga. Jeśli boisz się ciemności… cóż, zapewne masz powód."

Nidhiki siedział cicho, póki kolejny sztylet nie wbił się w ścianę za nim.

"Lepiej nie pozostawaj w ukryciu," powiedziała. "I tak wiem, gdzie jesteś. Czuję twój strach."

Toa zmusił się do odprężenia. Był już w gorszych opałach i wychodził z nich bez szwanku. To były po prostu kolejne. "Nie zrobisz tego. Jest zbyt dobrze strzeżony."

"Obserwuj mnie. Chyba… że masz lepszy plan?"

"Jesteśmy po przeciwnej stronie, pamiętasz?"

"Nie musimy być," jej głos napływał znad i zza niego. Obrócił się, ale jej nie widział. "Ilu Toa tu było na początku? Tysiąc? Dwa tysiące? A ilu jest teraz, kilka tuzinów? Mroczni Łowcy mają połowę miasta i niedługo będziemy mieć drugie pół. Kiedy skończymy, będziesz tylko kolejną maską na stosie."

Te słowa uderzyły go z całą mocą. Odkąd Turaga Dume odmówił utworzenia bazy Łowców w mieście, niezliczone szeregi Toa upadły. Większość została zaatakowana z mroków, nigdy nie dowiedziawszy się, kto ich zabił. Och, mieli swoje zwycięstwa – Nidhiki rozgromił większość wrogów, a Lhikan był w walce wart tyle, co sześcioro Toa – ale wszyscy wiedzieli, że liczby są przeciwko nim. To była kwestia czasu.

"Jeśli chcesz umrzeć, będę szczęśliwa, mogąc wykonać wyrok," dodała. "Ale jeśli chcesz żyć… może da się coś zrobić."

Minęła dłuższa chwila. Potem Nidhiki opuścił Kosę. Chwilę potem, Łowczyni znana jako Lariska zeskoczyła na ziemię przed nim. Wciąż trzymała sztylet w pogotowiu. "Cień – mój pracodawca – zawsze poszukuje nowych talentów," powiedziała. "Pomóż nam zdobyć Koloseum, a będziesz mógł otrzymać zapłatę."

To, co miał zrobić, poraziło Nidhikiego. Jeśli zdradzi Toa, jego imię okryje się niesławą… ale czy na pewno?

"Kto może coś powiedzieć?," spytał sam siebie. "Toa będą martwi. Matoranie? Uwierzą we wszystko, co im się powie. A Łowcy? Tak, jakby ktoś ich słuchał…"

"Metru Nui," powiedział twardo. "Daję Dume, Lhikana i całą resztę, a w zamian wezmę władzę. Oto moja oferta, przyjmij ją lub odrzuć."

Lariska się uśmiechnęła. "Właściwie, moje oferty brzmią raczej „Przyjmij albo zgiń na miejscu”. Ale tę jedną mogę przyjąć. Spotkaj się ze mną jutro w tym samym miejscu – dam ci odpowiedź."

Następny dzień ciągnął się w nieskończoność. Nidhiki spędził go włócząc się po Koloseum, wyobrażając sobie siebie samego ponad tym wszystkim. Teraz, czuł się nieco winny z powodu tego, co chciał zrobić. Ale wówczas przypomniał sobie, że to wina Dume i innych Toa, którzy myśleli, że mogą się przeciwstawić Mrocznym Łowcom.

Kiedy bliźniacze słońca zaszły, zbliżył się Lhikan. "Tu jesteś, Nidhiki. Nadpływają łodzie z południa, z zaopatrzeniem. Musisz się z nimi spotkać."

"Pewnie," odparł, zadowolony z wymówki do wyjścia. "Nie możemy wytrwać do gorzkiego końca bez zapasów, prawda?"

Odszedł zanim Lhikan zdążył odpowiedzieć.

"Oto umowa," powiedziała Lariska. "Jutro sprowadzisz Lhikana i straż Koloseum do Kanionu Długich Szeptów w Po-Metru. Będziemy rozproszeni w jaskiniach i kanałach. Kiedy skończymy, zajmę się Dume osobiście… a miasto będzie twoje, Nidhiki. Co ty na to?"

Nidhiki usiadł na ławce i rozprostował nogi. "Sama powinnaś się domyślić, Lariska."

Wieść Nidhikiego spadła na Koloseum jak grom z jasnego nieba. Łowcy założyli obóz w kanionach Po-Metru. Ich wszystkie działania były kierowane stamtąd. Jedno celne uderzenie i wojna się skończy. "Ale potrzebujemy wszystkich Toa, jakich mamy," powiedział Lhikanowi. "Nie możemy stracić okazji, zostawiając kilku z nich by strzec Koloseum."

Lhikan spojrzał na Dume. Turaga skinął głową. "Nidhiki mówi prawdę. Możemy już nigdy nie mieć takiej okazji."

"Dobrze," odparł Lhikan. "Powiadomię straż. Przemieścimy się jednocześnie."

Mniej niż kwadrans później byli już w drodze, ponad stu Toa na czele z Lhikanem i Nidhikim. Kłęby pyłu wzbijały się z każdym krokiem ich opancerzonych stóp, gdy szli zużytymi drogami Po-Metru. Każdy z nich stracił braci i siostry Toa na tej wojnie, i wszyscy chcieli ją skończyć. Ale nie wcześniej, niż Łowcy w pełni zapłacą za swoje zbrodnie.

Jeden po drugim, wkroczyli do Kanionu Długich Szeptów. Dźwięk ich kroków odbijał się echem od jego ścian. Jak okiem sięgnąć słońce paliło łyse skały. Ani śladu po obozie Mrocznych Łowców.

"Gdzie to jest" zapytał Lhikan, zwracając się do Nidhikiego. "Mówiłeś, że dziś wojna się zakończy."

"I się zakończy," odparł Toa Powietrza. Zewsząd dookoła, Mroczni Łowcy wychynęli z ukrycia, celując w otoczonych bohaterów. "Przykro mi, że w ten sposób, bracie."

Lhikan potrząsnął głową. "Nie aż tak przykro jak jest mnie… i nie nazywaj mnie więcej bratem."

Ramię Toa Ognia wystrzeliło w górę. Nagle, Toa wychylili się zza krawędzi ścian Kanionu, tuziny, setki, dwa tysiące, wciąż pojawiali się nowi. Nic nie mówili, celując jedynie swymi broniami w – teraz otoczonych – Łowców. Teraz to Łowcy zostali upolowani, spoglądali na Lariskę w oczekiwaniu na rozkazy. Spojrzała na nich, potem się załamała, rzucając swoje sztylety.

"Bardzo sprytne," powiedziała do Nidhikiego. "Oszukałeś mnie."

Lhikan wypchnął Nidhikiego ku Łowcom. "Nie zdradził was. Ale bardzo bym chciał, aby tak było."

"Skąd wiedziałeś?" zapytał swego dawnego przyjaciela Toa Powietrza.

"Wczorajsza noc. Łodzie z zaopatrzeniem," odparł Lhikan. "Odszedłeś bez pytania, gdzie zadokowały. Kiedy poszedłem za tobą, by ci podać informacje, zobaczyłem cię na spotkaniu z twoją nową, śmiertelną przyjaciółką."

"A ci nowi Toa?"

"Zaopatrzenie z południa. Gdy zewsząd otaczały go oczy i uszy Łowców, Turaga Dume uznał że to niezbyt mądre rozmawiać o wsparciu zbyt głośno. Kiedy się zorientowałem, co chcesz zrobić, rozkazałem im naszykować własną pułapkę."

"I co teraz?" spytała Lariska. "Każecie nam wmaszerować prosto do morza?"

Toa Ognia napotkał jej spojrzenie, jego oczy pozostawały chłodne. "Posłaliśmy wiadomość do Cienia zanim jeszcze weszliście do Kanionu. Możecie odejść tą samą drogą, którą przybyliście, jeśli zabierzecie wszystkich Łowców z miasta i nigdy nie wrócicie," Lhikan wskazał na Nidhikiego. "Zaczynając od niego."

Twarz Nidhikiego wyrażała niedowierzanie. "Iść z nimi? Ależ Lhikan, jestem Toa! Twoim bratem!"

Lhikan odwrócił się od zdradzieckiego Toa Powietrza. "Nie, nie jesteś. Straciłeś prawo, by nazywać mnie bratem, kiedy nas zdradziłeś. Wynoś się, Nidhiki… precz mi z oczu i z miasta. Precz, zanim cię zabiję."

***

Nidhiki usiadł na ławie, obserwując drużynę Mrocznych Łowców. Mieli za zadanie spenetrować ciężko uzbrojoną fortecę i zabrać kamień zwany Makoki. Nie znał wszystkich szczegółów, ale najwyraźniej Cień kazał rozbić go na sześć części i w ten sposób podbić cenę.

Oddział był, w większości, profesjonalny i efektywny. Wykonywali wszystkie polecenia, jakie Nidhiki wydał i efektywnie eliminowali każdy cel, który w swej głupocie im podskakiwał. Wszyscy, poza jednym, wielkim, błękitnym brutalem, który wykazywał całkowity brak gracji, stylu ani zdolności ukrycia się. Nidhiki, widząc jak niszczy barierę, pod którą miał się cicho przekraść, uznał, że ma dosyć.

"Krekka!" warknął. "Obudziłeś właśnie wszystkich Toa w promieniu wielu kio. Toa Ognia cię zauważył i za chwilę będziesz honorowym gościem na paleniu Mrocznych Łowców. Co zamierzasz zrobić?"

Błękitny Łowca milczał przez dłuższy czas. Potem się uśmiechnął i powiedział wesoło: "Rozwalę go?"

"On jest tam," Nidhiki wskazał na szczyt nieistniejącej fortecy. "A ty tu na dole."

Krekka spojrzał w górę, ale nic nie zobaczył. "Nikogo tam nie ma. Uciekł?"

"Nie, ale dlaczego ty tego nie robisz?"

"Bo lubię to miejsce."

Bez słowa Nidhiki się wymknął. Należało porozmawiać z Cieniem.

"Są gotowi," zaraportował. "Wszyscy, oprócz tego błękitnego przygłupa. Zostaw go tu, poślij mnie, a zdobędziemy dla ciebie kamień. Obiecuję."

Cień się uśmiechnął, ale nie spojrzał na niego. "Wszyscy wiemy, ile warte są twoje obietnice, prawda, Toa Nidhiki?"


Nidhiki powstrzymał się od powiedzenia Cieniowi, co o nim myśli. Widział już, jak Cień radzi sobie z niesubordynacją. Zamiast tego spróbował inną drogą. "Wiem, jak myślą Toa. Wiem, jak będą próbować bronić kamienia. Powinienem iść na tę misję."

"Twoja wiedza o twoich dawnych towarzyszach czyni cię zbyt cennym, abym zaryzykował taką stratę," Cień nawet nie starał się brzmieć przekonywująco. "Krekka idzie. Ty zostajesz."

Nidhiki poczuł, jak narasta w nim furia. W ciągu sześciu miesięcy, odkąd przybył na tą wyspę, nie robił niczego poza przygotowywaniem Łowców na misje, włóczeniem się między kamieniami i obserwowaniem oceanu. Gdyby istniał Toa Nudy, to byłby nim Nidhiki. A teraz ta durna bryła mięśni miała się okazać lepsza od niego – to było za wiele.

"To głupiec," rzekł przez zaciśnięte zęby.

To zwróciło uwagę Cienia. Zwrócił spojrzenie na Nidhikiego i wstał. Jego głos brzmiał jak pękająca kra. "A ty jesteś zdrajcą. Odwróciłeś się od swoich ideałów, przyjaciół, miasta, wszystko, by zachować swą żałosną egzystencję. Czemu miałbym ci kiedykolwiek zaufać, Nidhiki?"

Toa Powietrza nic nie powiedział. Zresztą, Cień miał rację. Odwrócił się plecami do wszystkich, którzy na nim polegali. Toa go nie chcieli, Łowcy trzymali go tylko ze względu na jego wiedzę. Nie należał do niczego.

"Ale… Jestem pod wrażeniem twoich talentów," kontynuował Cień. "Więc może masz rację… Może powinieneś mi się na coś przydać poza tą wyspą. Mniemam, że obchodzą cię tylko niebezpieczne misje?"

Nidhiki się uśmiechnął, nie mogąc uwierzyć, jak bardzo myślenie Cienia zbliżyło się do jego. "Za te zwykle się najwięcej płaci."

"W rzeczy samej. Ale to zbyt niebezpieczne dla jakiegokolwiek Łowcy, by wykonywać to samemu. Będziesz potrzebował partnera. Na szczęście, idealny kandydat czeka na zewnątrz mej komnaty."

Nidhiki odwrócił się do drzwi, wierząc, że wie, kogo napotka. On i Lariska zostali bliskimi kompanami od katastrofy w Metru Nui. Nie mogło być lepszej drużyny.

Drzwi się otworzyły, a Nidhiki już chciał wypowiedzieć jej imię… I głos zamarł mu w gardle. W drzwiach stał… de facto, otwartych tak szeroko, że porysowały futrynę… w drzwiach stał Krekka.

***

"Powtórz mi jeszcze raz, jaki jest plan."

Krekka zaczął odpowiadać, potem się zatrzymał, jakby jego myśl odfrunęła jak głodny Gukko. Patrzył bezwładnie przez chwilę, potem nagle się rozpromienił i przypomniał, o czym Nidhiki kazał mu słuchać.

"Wchodzimy do środka. Ja siedzę cicho i staram się wyglądać strasznie. Kiedy znajdziemy towar, wywalam drzwi. Wchodzisz. Ja zostaję."

"Dlaczego?" spytał Nidhiki.

"Bo ty tak mówisz."

"A potem?" to był już czwarty raz, jak Nidhiki kazał Krecce powtórzyć plan, i zrobiłby to jeszcze cztery razy, gdyby musiał.

"Ty wysadzasz to miejsce i uciekamy. Wracamy na wyspę. Oddajesz bronie Cieniowi, a ja siedzę cicho i… i…"

Nidhiki zadrżał. "I nikt nie ucierpi!"

"Och, tak," powiedział Krekka. "Zawsze o tym zapominam."

To była dosyć jasna robota. Jacyś Matoranie na niedalekiej wyspie odkryli nowy typ miotacza. Nikt nie wiedział, czym strzela, ale Cień chciał go mimo to. Prawdopodobnie istniało tylko kilka modeli. Kiedy je ukradną, mieli zniszczyć cały ekwipunek, żeby zapobiec ich odnowieniu.

Oczywiście, przewidywali problemy. Na wyspie był Toa, lecz Lariska zgodziła się iść naprzód i dokonać dywersji. Matoranie rozmieścili straże dookoła ich wioski, ale nie uwzględnili jednego punktu dostępu, niemal pionowego klifu. Prawdopodobnie uważali, że nikt się tamtędy nie przekradnie.

Nigdy nie spotkali Krekki.

Wielki, błękitny Łowca trzasnął pięścią o klif, tworząc natychmiastowo dobry punkt chwytu. Zaczął się wspinać, wybijając dziury w skale. Nidhiki podążył za nim. W połowie drogi jednak uświadomił sobie, że coś jest bardzo nie tak.

"Momencik!" powiedział. "Lariska chyba mówiła, że umiesz latać?"

Twarz Krekki przez chwilę wyrażała typowe zdziwienie, po chwili żywo przytaknął. "O, racja. Zapomniałem."

"Gdybym go zepchnął z klifu nikt by nie zauważył," pomyślał gorzko Nidhiki. "I zrobiłbym to, gdyby TSO nie powiedział, że jestem za niego odpowiedzialny."

Krekka dotarł szybko do drzwi arsenału i wywalił je jednym ciosem. Wówczas posłusznie się zatrzymał, odsunął i pozwolił Nidhiki wejść samemu.

Miotacze łatwo było odnaleźć. Były trzy, ale Nidhiki wziął tylko jeden dla Cienia. Wykopał dół w podłodze budynku i schował dwa w środku. Nikt by nie pomyślał, by ich szukać w miejscu kradzieży – a ponieważ Nidhiki wiedział, gdzie są, będzie mógł po nie wrócić. W końcu, któregoś dnia będzie mógł z nich zrobić użytek, którego Cień by nie pochwalał.

Już wypełniał dziurę, kiedy padł na niego cień Krekki. "Co ty robisz?" – zapytał duży Łowca.

"Kazałem ci czekać na zewnątrz!"

"Po prostu mi się przypomniało, że Cień kazał mi z tobą być podczas całej roboty," odparł Krekka. "Co robisz, Nidhiki?"

"A na co to wygląda? Słuchaj, Krekka, zabierzemy jeden dla Cienia i zatrzymamy dwa dla siebie. Nie chciałbyś nowej zabaweczki?" Krekka pokręcił głową. "Cień mówił, że wszystko wraca do niego. Nic nie zostaje."

"Krekka…"

"Cień zabronił!" powiedział Krekka, uderzając pięścią o ścianę. Cały budynek zatrząsł się, jakby miał się zawalić. Co gorsza, hałas przyciągnął uwagę Matoran. Nidhiki słyszał nadciągające straże. Miał pilnować, by udział Łowców w tej kradzieży był ściśle tajny, a teraz mogło się to nie udać.

"Dobra," powiedział Nidhiki, wydobywając miotacze z dziury, pragnąc użyć ich na Krecce. "Ale tylko dlatego, że tak ładnie prosiłeś."

Cytat:
Nidhiki pierwszy zobaczył dziwną osobę przechadzającą się po kamienistym dziedzińcu twierdzy Cienia. Wysoka, potężna, w srebrno-czarnej zbroi poruszała się jak wąż, jej oczy chodziły z lewa na prawo. Była nowa, a wszystko co nowe interesowało Nidhikiego.

"Nie robiłabym tego," powiedziała Lariska. Pojawiła się koło niego, tak jakby stała tam cały czas. "To kłopot."

"Jakiego rodzaju?"

"Chce treningu Mrocznych Łowców i chce zapłacić.Ale nie chce do nas dołączyć. Mówi, że ma własne plany. Więc Cień dał jej cztery godziny, żeby zmieniła zdanie, inaczej wróci skąd przyszła."

"Potrzebuje naszych zdolności, więc jej plany muszą dotyczyć kradzieży, zabójstw i zdrad," wyszeptał Nidhiki. "Brzmi to jak sposób, w jaki spędzam wieczory."

Zanim Lariska zareagowała, ruszył, żeby powitać przybysza.

"Zejdź mi z drogi."

Nidhiki się nie ruszył. Dowiedział się, że ma na imię Roodaka, ale dowiedział się jeszcze czegoś cennego o niej. Ale nadal, dzięki kilku sztuczkom mógł dowiedzieć się czegoś więcej, a najlepszą była rozmowa twarzą w twarz. "O ile to co ma można nazwać twarzą," zauważył.

"Chciałem cię tylko powitać," powiedział łagodnie. "To bardzo przyjazna wyspa - ciężko broniona, zamieszkana przez setki zabójców i niezawodnych złodziei... ale przyjazna."

Roodaka spróbowała go popchąć. "Nie potrzebuję przyjaciół."

Nidhiki ponownie ją przyblokował. "A partnera w interesach? Posłuchaj - jestem uwięziony na tej skale od ponad roku. Opuciłem to miejsce tylko jeden raz, kiedy zostałem wysłany na misję z pewnym przygłupem. Chcę się stąd wydostać."

"A w jaki sposób?"

"Wyglądasz, jakbyś dla kogoś pracowała," odpowiedział Nidhiki. "Kogoś, kto potrzebuje istot z takimi talentami jak moje. Przedstaw mnie temu komuś. Jeśli mnie zatrudni, wynagrodzę cię."

Roodaka kiwnęła głową. Kiedy znowu się odezwała, mówiła konspiracyjnym tonem. "A co z Cieniem i Mrocznymi Łowcami?"

Nidhiki wzruszył ramionami. "Będą robić nadal to, czym się zajmują. Ja jestem stworzony do większych rzeczy. Byłem - jestem - Toa. Powinienem rządzić wyspą podobną do tej, a nie pracować dla nich." Wysoka postać uśmiechnęła się. "Myślę, że możemy dojść do porozumienia. Spotkajmy się w dokach, w całkowitej ciemności. Wszystko tam uzgodnimy."

O północy Nidhiki stał na brzegu. Wyspa była cicha, tak jak rok temu Metru Nui, kiedy spotkał Lariskę. Nie powiedział jej o spotkaniu z Roodaką, ani o planach opuszczenia wyspy. Nie zrozumiałaby. Była z zawodu i z natury prawdziwym Mrocznym Łowcą. A Nidhiki nadal uważał się za Toa.

"Jest zbyt krótkowzroczna," pomyślał. "Jej horyzonty kończą się na granicach tej wyspy." Nidhiki nadal był szczupłym i potężnym Toa. Nadal miał moce Toa. Jedyne co musi zrobić, to znaleźć wyspę, na której nikt nigdy nie słyszał o Lhikanie, Dume i Metru Nui, a tamtejsi mieszkańcy powitają go z radością. Wszystko, co będzie chciał będzie jego, a może... nawet znowu będzie bohaterem.

"Zresztą, muszę jeszcze zaczekać," przypomniał sobie. "Oczywiście nic się nie stanie jeśli Roodaka trochę się spóźni."

Nidhiki patrzył na ocean, myśląc o swojej przeszłości i przyszłości. Pamiętał, kiedy pierwszy raz zobaczył Metru Nui. Przybył wtedy z garstką Toa, wezwany aby pokonać Smoka Kanohi. Byli dla siebie obcy, ale byli wszyscy braćmi - dzieli się odpowiedzialnością i ryzykiem bycia Toa. To była specyficzna więź, inna niż więź między Mrocznymi Łowcami. I co dziwiło oraz niepokoiło Nidhikiego, tęsknił za nią. Może nie byli jego prawdziwymi przyjaciółmi... może zbyt szybko zwrócili się przeciw niemu, zamiast spróbować zrozumieć dlaczego to zrobił... może nie potrafili zobaczyć swojej wrogości i niechęci wobec jednego Toa, który był wystarczająco mądry, żeby chcieć się stamtąd wydostać.

"Ale gdyby nie ja, wojna nadal by trwała," przypomniał sobie. "Cień mógłby siedzieć w Koloseum właśnie teraz. Ale czy ktoś mi pogratulował? Nie, zostałem wygnany. Cóż, znajdę miejsce, gdzie potrzebny jest Toa. A jeśli Lhikan albo jakiś inny bohater spróbuje mnie stamtąd zabrać, pożałuje dnia, w którym włożył Kanohi. Potrzebuję tylko pomocy Roodaki, żeby stąd odejść..."

Rhotuka, pełne energii, mało hałasują podczas lotu. Nawet kiedy Roodaka strzelała, Nidhiki niczego nie usłyszał przez swoje rozmyślania. Poczuł tylko okropny ból i dziwaczne uczucie, kiedy jego mięśnie przemieniały się, tworząc coś zupełnie obcego.

Skończyło się to po sześciu sekundach, które Nidhikiemu wydawały się wiecznością. Wtedy podszedł... nie, on nie chodził, przynajmniej nie tak jak przedtem... do brzegu oceanu. Jedyne co zobaczył, to ciemne fale.

"Pozwól sobie pomóc." Ten głos należał do Cienia. Po chwili cała plaża została oświetlona. Dopiero teraz Nidhiki zobaczył swoje odbicie w wodzie. Krzyczał bardzo długo.

Roodaka patrzyła z rozbawieniem jak Nidhiki próbował kontrolować swoje nowe ciało. Potykał się w piachu, próbując poruszać się jak Toa, ale był więźniem swojej nowej potwornej postaci stworzonej przez jej Rhotuka. Roodaka zwróciła się do Cienia.

"Czy możemu uznać, że zapłaciłam za trening?" spytała.

"Zdecydowanie tak," odpowiedział Cień. Pomyślał jak niesamowite wydają się jej moce. Głowa i ręce Nidhikiego zmieniły swój kształt. Najbardziej groteskowe było jednak to, że zmienił się w wielkiego czteronogiego insekta. Był to nawet zbyt okropny widok dla niektórych Mrocznych Łowców. Lariska wróciła już do fortecy.

"Powinnieneś już to wiedzieć," powiedział Cień do Nidhikiego. "Roodaka chciała czegoś ode mnie. Próbowała sprzedać mi raport z rozmowy z tobą, ale ja chciałem czegoś więcej. Jeśli nadal oszukiwałeś siebie, że możesz znowu być Toa, mogłoby to zmyć plamę zdrady z twojej duszy, więc postanowiłem zniszczyć twoje marzenia raz na zawsze." Cień zaśmiał się niemiło. "Jesteś potworem, Nidhiki. Matoranie widząc cię będą uciekać. Nikt nie będzie wiwatować na twój widok, nikt nie będzie podziwać, nikt nie obwoła cię zbawcą ludu. Czym teraz jesteś? Toa Koszmarów? Bohater, Nidhiki, czy potwór? Nie, sądzę, że twoje miejsce teraz i na zawsze jest przy Mrocznych Łowcach. Kim więcej mógłbyś być?"

Z oczu Nidhikiego emanowała nienawiść. Cień nie zwrócił na to najmniejszej uwagi. Zamiast tego uśmiechnął się i położył rękę na ramieniu dawnego Toa.

"Tak poza tym, to ironiczne," powiedział władca Mrocznych Łowców. "Twój przyjaciel Lhikan mógł zakończyć twoją niedolę na Metru Nui, ale nie zrobił tego. Nie wątpił, że robi dla ciebie przysługę, wypuszczając cię bez uszczerbku razem z nami." Cień odwrócił się i odchodząc, powiedział, "Pewnego dnia naprawdę bedziesz musiał mu za to podziękować."

Wszyscy po kolei odeszli. Nikt nie pożegnał Toa, który właśnie umarł... ani nie powitał Mrocznego Łowcy, który właśnie się narodził.

Jak zawsze zapraszam do czytania i komentowania Mrugnięcie


Ostatnio zmieniony przez Woozie dnia Pią 23:26, 17 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
Pią 23:23, 17 Lip 2009 Zobacz profil autora
Wartunate



Dołączył: 20 Sie 2014
Posty: 198
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Post
Chyba pierwszy komentarz, i to po 6 latach od publikacji posta.
Według mnie motyw kryminalny jest bardzo niedopracowany. Autor mógł rozszerzyć historię o sceny z wojny i rozbudować nieufność Lhikana wobec swojego przyjaciela. Mocna stroną jest zaś ukazanie zawodu Mrocznego Łowcy i okoliczności przemiany Nidhikiego w insektoida.
I na koniec, całkiem ładne tłumaczenie, przyjemnie się czytało Mrugnięcie.
Sob 15:19, 29 Sie 2015 Zobacz profil autora
Mek



Dołączył: 24 Wrz 2007
Posty: 1497
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Post
Profil Wooziego napisał:
Ostatnio zalogowany: Sob 17:39, 25 Gru 2010 (1708 dni temu)


Nie odkopuj tematów pisząc swoje opinie jakbyś pisał do osoby zakłądającej temat, zwłaszcza jesli nie jest aktywna na forum.
Sob 15:22, 29 Sie 2015 Zobacz profil autora
Wartunate



Dołączył: 20 Sie 2014
Posty: 198
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Post
W cale nie piszę do osoby zakładającej temat. A tym bardziej nie odkopuję tematów. Po prostu wygooglowałem "Narodziny Mrocznego Łowcy". Co poradzę, że było pierwsze.
Sob 22:10, 29 Sie 2015 Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:    
Odpowiedz do tematu    Forum PFB Strona Główna » Dyskusje ogólne / Opowiadania Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do: 
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Design by Freestyle XL / Music Lyrics.
Regulamin